Gazeta Wyborcza - Gazeta Telewizyjna
KRONIKI TIMES SQUARE
Wąsy, dżinsy, The Velvet Underground, punk, soul, alkohol, papierosy i seks. Dużo seksu. David Simon wskrzesił ducha lat 70. tak, że dym i alkohol parują z ekranu Jeżeli ktoś nie lubi w telewizji widoku sterczących gołych piersi i, no cóż, stojących penisów, zapewne powinien sobie „Kroniki Times Square” odpuścić. Ale straci serial, który spokojnie może konkurować ze świetnym kinem.
Nagość, chwilami bardzo śmiała, jest nieunikniona. To w końcu opowieść o kształtowaniu się przemysłu pornograficznego w latach 70. w Nowym Jorku. Podglądamy życie prostytutek krążących po 42. Ulicy, do lat 80. zwanej potocznie „The Deuce” („Dwójka”, oryginalny tytuł serialu). Czyli po południowej części Times Square. Niektóre dziewczyny trafiły pod latarnię z przymusu, inne z wyboru. Mają „swoich facetów”, alfonsów gotowych pociąć każdego brutalnego klienta, ale też podbić oko protegowanej, która nie przynosi wystarczającego dochodu. Tylko jedna ulicznica trzyma się samotnie. Candy (Maggie Gyllenhaal) woli zarabiać bez obstawy.
Z czasem zaczyna odkrywać, że można pracować inaczej. Zamiast oddawać się wielokrotnie w ciągu jednej nocy obcym mężczyznom, można uprawiać seks bezpiecznie, przed kamerą, z udziałem ekipy zdjęciowej i za lepsze pieniądze. A między jedną fuchą a drugą, między niepowodzeniem i sukcesem, warto wpaść do baru Vincenta (James Franco), w którym zapewne przesiaduje jego brat bliźniak Frankie i trwoni pieniądze na hazard.
Pierwsza seria to fenomenalnie nakręcona, mroczna i zabawna zarazem, niezwykle realistyczna opowieść o półświatku, w którym można się zakochać mimo jego plugawości. To też rzecz o emancypacji kobiet, stopniowo odzyskujących kontrolę nad życiem i ciałem. Wyrywają się powoli spod buta wypomadowanych alfonsów, przerastają ich, zaczynają grać na siebie. A wraz z nimi wyzwalają się homoseksualiści, bici i wyszydzani, ale na złość wszystkim bawiący się najlepiej pod nocną zasłoną Wielkiego Jabłka.
Seria druga przenosi nas w czasie do drugiej połowy lat 70. W radiu zaczyna grać punk, faceci zapuszczają włosy i wąsy, kobiety wkładają dżins i rozwichrzają fryzury. Branża pornograficzna wychodzi z ukrycia, legalizuje się, a jej twórcy zyskują status gwiazdeczek. Candy nie jest już tylko aktorką-prostytutką, zaczyna reżyserować. Frankie dalej rozrabia, a Vincent dalej mu to wybacza. Aktorzy czują się w rolach jak ryby w wodzie. Franko (współreżyser serialu) wspaniale nabija się z własnego narcyzmu, grając zabawne sceny sam ze sobą. Prawdziwą gwiazdą jest jednak Maggie Gyllenhaal.