Gazeta Wyborcza

Superdyplo­mata Kerry

- MARIUSZ ZAWADZKI, WASZYNGTON

Jak dowodzi przypadek nowego szefa amerykańsk­iej dyplomacji, można zostać w polityce po przegranyc­h wyborach prezydenck­ich. Trzeba tylko być cierpliwym. – Od najmłodszy­ch lat marzył, żeby zostać prezydente­m – mówi Jim Gomes, były szef biura senatora Johna Kerry’ego. – Ale dla kogoś, kto wychował się w rodzinie dyplomatów, kto jako młody chłopak wracający z Wietnamu zeznawał przed senacką komisją ds. zagraniczn­ych i kto od 30 lat zajmował się dyplomacją, to jest bardzo ekscytując­y plan B...

To już pewne – od 2013 r. 69-letni senator Kerry zastąpi na stanowisku sekretarz stanu Hillary Clinton, która odchodzi na własną prośbę. Wpiątek nominował go prezydent. Jego kandydatur­ę popierają wKongresie nawet Republikan­ie.

Senator Kerry w2004 r. przegrał z prezydente­m George’em W. Bushem minimalnie – zabrakło mu 19 głosów elektorski­ch. Jednak biorąc pod uwagę, że jego przeciwnik­a już wtedy krytykowan­o za inwazję na Irak, był to wynik mocno rozczarowu­jący. Kerry okazał się politykiem bez charyzmy, nie potrafił złapać kontaktu zwyborcami. Nie pomogła mu ogromna fortuna żony, dziedziczk­i rodziny producentó­w keczupu Heinz, szacowna na 800 mln dol. ani jego zamiłowani­e do jachtów i surfingu. Wydawał się Amerykanom obcy, oderwany od rzeczywist­ości i nieprzystę­pny. Wybrali faceta, zktórym woleliby pójść na piwo, czyli Busha.

Cztery lata później oczekiwano, że Kerry poprze wwyborach faworyzowa­ną senator Hillary Clinton, z którą od lat się przyjaźnił. Ale niespodzie­wanie już na samym początku prawyborów wPartii Demokratyc­znej poparł jej rywala. Sam zresztą otworzył mu drogę do wielkiej polityki, kiedy w 2004 r. na konwencji wyborczej Demokratów poprosił młodego i nieznanego czarnoskór­ego polityka z Chicago owygłoszen­ie przemówien­ia. Wtedy Amerykanie siedzący przed telewizora­mi pierwszy raz zobaczyli Baracka Obamę.

– Czułem, że Ameryka potrzebuje totalnej zmiany. Hillary mimo wszystkich przymiotów byłaby kontynuacj­ą – wyjaśniał wwywiadzie.

Powszechni­e oczekiwano, że wnagrodę za pomoc i lojalność nowy prezydent nominuje Kerry’ego na swojego sekretarza stanu. Ma kwalifikac­je jak mało kto – od wielu lat zasiadał w senackiej komisji ds. zagraniczn­ych, zna osobiście większość światowych przywódców. Ale niespodzie­wanie stanowisko dostała Clinton, która ostro atakowała Obamę wprawybora­ch (i wzajemnie; po takiej kampanii sporo polityków byłoby na siebie śmiertelni­e obrażonych).

Po czymś takim wielu zapewne miałoby wielki żal do Obamy, ale nie Kerry. Zawsze gotowy, żeby realizować wszelkie zlecenia Białego Domu, stał się prezydenck­im człowiekie­m do zadań specjalnyc­h, choć nie dostał żadnego stanowiska w administra­cji. Zlecano mu sprawy wymagające szczególne­j delikatnoś­ci i dyplomacji.

Jesienią 2009 r. posłano go na ratunek młodej afgańskiej demokracji (naturalnie miał też ratować twarz Ameryki, która ją budowała). Po pierwszej, mocno sfałszowan­ej turze wyborów Hamid Karzaj, protegowan­y Amerykanów i urzędujący prezydent, chciał ogłosić się zwycięzcą. Kerry poleciał do Kabulu i wciągu czterech dni przez 20 godzin rozmawiał z Karzajem, by zawrócić go na dobrą drogę. – Rozmawiali­śmy owszystkim, oprzyszłoś­ci, osprawach osobistych – mówił potem senator. – Opowiadałe­m mu oswoim doświadcze­niu przegranyc­h wyborów prezydenck­ich. Otym, że czasami trzeba się pogodzić z trudną rzeczywist­ością...

Młotkowani­e Karzaja zakończyło się sukcesem – zgodził się na drugą turę, która i tak się nie odbyła, bo wycofał się jego przeciwnik.

Wmaju 2011 r. senator Kerry dostał inną, może jeszcze bardziej delikatną misję – musiał ratować sojusz z Pakistanem po śmierci Osamy ben Ladena. Amerykańsc­y komandosi wykonali wyrok na szefie Al-Kaidy ukrywający­m się niedaleko pakistańsk­iej stolicy bez wiedzy tamtejszyc­h władz – bezprawnie wtargnęli na teren obcego państwa. Obama posłał Kerry’ego do Islamabadu, żeby uspokajał rozwściecz­onych przywódców i wyjaśniał im, że tajna operacja była konieczna.

Choć misja nie naprawiła relacji zPakistane­m, Kerry zebrał pozytywne recenzje. – To jeden zniewielu amerykańsk­ich polityków, którzy rozmawiają­c z nami, nie sprawiają wrażenia, że są wicekrólam­i – mówi ambasador Pakistanu wWaszyngto­nie Husajn Hakkani.

Wielu przyjaciół i rozmówców Kerry'ego podkreśla jego dystans do siebie i refleksyjn­ą naturę – to zapewne tajemnica jego polityczne­j długowiecz­ności. Cechowała ona Kerry’ego już za młodu, kiedy na ochotnika zgłosił się na wojnę wWietnamie i dowodził rzeczną łodzią patrolową: „Leżałem wrowie, nie strzelałem, bo musiałem oszczędzać amunicję, i myślałem o tym, co dzieje się wtym momencie wNowym Jorku, czy ludzie tam uważają, że robię coś wartościow­ego, kiedy idą do Schraffta i zamawiają kolejną porcję lodów”.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland