CO ZAPIAŁO TRZY RAZY: KUR CZY KOGUT?
Miła redakcja poprosiła mnie orady na temat Biblii – bym poinformował, które jej przekłady są najlepsze. Które księgi należy czytać w czyich tłumaczeniach. Zgodziłem się, choć sprawa nie jest prosta.
Dowcip (?) polega na tym, że trudno powiedzieć, który przekład jest najlepszy, albowiem cóż ów superlatyw oznacza? Ojakie chodzi kryteria? Na pewno nie o urzędowe. WKościele rzymskokatolickim tłumaczeniem oficjalnym, to znaczy liturgicznym, stosowanym wobrzędach, jest tzw. Biblia Tysiąclecia, ale ten wybór przekładu nic właściwie merytorycznego nie oznacza. Są oprócz tego dwa przekłady Biblii dokonane przez zespoły translatorów katolickich – Biblie zwane Poznańską, Paulińską – oraz przez jednego autora, biskupa Kazimierza Romaniuka. Co więcej, powstaje tłumaczenie międzywyznaniowe (jest już Nowy Testament, Księga Psalmów i parę innych ksiąg Starego Testamentu) firmowane przez władze 11 Kościołów chrześcijańskich, wtym również rzymskokatolickiego. Nie ma zatem wistocie mowy o żadnym katolickim stemplu konfesyjnym. Bogu dzięki.
Urząd urzędem, ale jest przecież jeszcze kryterium merytoryczne – wierność oryginałowi. Każdy chciałby wiedzieć, co naprawdę napisano w dziele o tak wielkim religijnym i społecznym znaczeniu. Ale i tutaj nie ma już żadnych bezdyskusyjnych kryteriów wartościowania tłumaczeń. Jest bowiem jeden oryginał będący podstawą przekładów na języki narodowe, uznawany przez tłumaczy różnych wyznań chrześcijańskich. Nie pozwala on na żadne konfesyjne różnice, które dawniej się czasem zdarzały. Ktoś bojący się doktrynalnego błędu może być spokojny, każdy przekład czytając. Różnią je jedynie interpretacje, nie sam tekst. AŻydzi mają swoje tłumaczenia. Mamy już nowy przekład żydowski pięciu pierwszych ksiąg Biblii dokonany przez rabina Sachę Pecarica. To wszystko nie przeszkadza mi wtwierdzeniu, że wartościować przekłady można głównie zjeszcze innego punktu widzenia, mianowicie literackiego. Pytanie wówczas brzmi: który przekład jest piękniejszy?
Tyle tylko, że jak wiadomo, upodobania estetyczne nie mogą być przedmiotem dyskusji. Jeden tak lubi język staropolski, tak bardzo Pismo Święte kojarzy mu się zJakubem Wujkiem albo Biblią Gdańską, że jeśli doń zajrzy, to właśnie do tamtej pięknej patyną wieków wersji. A jeśli chodzi o tłumaczenia nowe, to ktoś o takim guście uzna za niewątpliwie najlepsze dzieło Czesława Miłosza. Noblista przetłumaczył sporo: całą Księgę Psalmów, Hioba, Rut, Eklezjasty (nazwa hebrajska, stosowana w przekładach chrześcijańskich to Kohelet), Pieśń nad Pieśniami, Treny, Estery, azNowego Testamentu – Ewangelię Marka i Apokalipsę. Archaizuje, dbając bardzo o barwność stylu. Przykład zPsalmu 71 – Miłosz napisał: „Boże mój, uchroń mnie od ręki nieprawego, od garści krzywdziciela i gwałtownika”. Tysiąclatka ma tylko: „wyrwij mnie zrąk niegodziwca”. No tak, Biblia cudownie kolorowa jest! Nie każdy autor jest Izajaszem, ale całe Pismo Święte jest literacko świetne. Inie jest to przecież teza religijna.
Wśród współczesnych pisarzy polskich zachwyconych Biblią był jeszcze Roman Brandstaetter. On zkolei prze- tłumaczył Psałterz, wszystkie cztery Ewangelie, Dzieje Apostolskie, listy Jana i Apokalipsę. Niektórzy zachwycają się jego translatorskim stylem, nie odróżnia się on jednak tak bardzo jak styl Miłosza od tłumaczeń „kościelnych”, które słabiej lub mocniej język uwspółcześniają. Są pewne polskie słowa, które tak przylgnęły do Biblii, że niełatwo je wniej podmieniać. Przykład symboliczny: kur. Otóż wPoznaniance i Paulince mamy koguta, wyłamał się zarchaizacji biskup Romaniuk, skądinąd również niegustujący warchaizmach. Miłosz ma oczywiście kura.
Powinienem jednak w końcu ujawnić mój gust własny. Mam trochę rozeznania, bo przez 30 lat byłem sekretarzem trójwyznaniowego zespołu tłumaczy Pisma Świętego, profesorów biblistyki (ks. Michał Czajkowski, arcybiskup prawosławny Jeremiasz, pastor zielonoświątkowy Mieczysław Kwiecień). Prowadzę również blog biblijny, gdzie nieraz porównuję różne przekłady. Dało mi to pewną wiedzę, zarazem jednak dużo wątpliwości. Ale nawet z moim gustem problem. W trakcie naszej pracy nad Ekumenicznym Przekładem Przyjaciół (tak się zwie nasze tłumaczenie Nowego Testamentu, które już wyszło drukiem) moje upodobania literackie ewoluowały, przecież lat 30 to w życiu człowieka kawał czasu, a tempora mutantur... Zaczynałem z pasją modernizacyjną, z czasem polubiłem „starocie”. Gdy przyszło nam zatem decydować, co za ptak zapiał, zawstydzając tak bardzo apostoła Piotra, byłem już za kurem, podobnie jak moi zresztą uczeni kolaboranci. Zarazem jednak dowiedziawszy się, że tradycyjne wyrażenie „zaprawdę”, które weszło do polskich Biblii na amen ( jest we wszystkich wymienionych przekładach), stanowi tłumaczenie tego właśnie hebrajskiego terminu, przekonałem, bez trudu zresztą, moich biblistów, byśmy z owego „zaprawdę” „amen” zawsze robili. Bo to dla laików rewelacja! O ile wiem, na coś takiego zdobył się tylko Tomasz Węcławski w swojej Ewangelii Markowej zatytułowanej zresztą też bardzo śmiało: „Dobra Nowina według świętego Marka”. Albowiem Ewangelia to dosłownie taka wiadomość właśnie, choć ową dobroć w naszych świątyniach nie za bardzo słychać.
Amoże biblijny gust czytelniczy jest na ogół wynikiem wieku? W każdym razie jest tutaj jeszcze kryterium ściśle praktyczne: po prostu wielkość czcionki. Tu jednotomowe „buchy” biblijne oczy starców straszą...