Gazeta Wyborcza

ODROBIĆ LEKCJĘ Z POLIMEKSU DO KOŃCA

- TOMASZ PRUSEK

Sukcesem zakończyła się wielomiesi­ęczna operacja „uratować Polimex-Mostostal”. Pogrążona wdługach jedna z największy­ch polskich grup budowlanyc­h rzutem na taśmę porozumiał­a się w piątek z wierzyciel­ami i nie podzieliła losu upadłego PBG. To jedna znajtrudni­ejszych restruktur­yzacji ostatnich dwóch dekad, zktórej płyną ważne wnioski.

Doczekaliś­my się wPolsce polityczne­go uznania wielkiej firmy za „zbyt dużą, aby upaść”. Termin „too big to fail” ukuty cztery lata temu wUSA podczas kryzysu finansoweg­o usprawiedl­iwia ratowanie przedsiębi­orstw, których upadek miałby skutki dla całej gospodarki jak otwarcie puszki Pandory. Dlatego wAmeryce za pieniądze federalne ocalono ubezpieczy­ciela AIG i wiele banków. Na naszym podwórku „zbyt duża, aby upaść” okazała się firma budowlana, która przeinwest­owała i poległa na budowie autostrad. Roczne przychody rzędu 5 mld zł i portfel zamówień na ponad 10 mld zł m.in. w strategicz­nej energetyce wystarczył­y, aby rząd i prywatni wierzyciel­e zrobili wszystko wcelu utrzymania Polimeksu na powierzchn­i.

Ponad trzydziest­u wierzyciel­i, kredytując­ych banków i posiadaczy obligacji zdołało się porozumieć, aby dać spółce szansę. Dotychczas najchętnie­j stosowaną polityką wobec dłużnika było rzucenie mu: „zdychaj”, złożenie wniosku oupadłość i egzekucja długów. Tym razem skorzystan­o zmożliwośc­i, jakie daje tzw. umowa standstill, na mocy której wierzyciel­e czasowo godzą się powstrzyma­ć egzekucje i dają dłużnikowi czas na sanację finansów. To bardzo dobry wzór zaczerpnię­ty z dojrzałych gospodarek. Pierwszorz­ędnym celem wierzyciel­i przystępuj­ących do standstill staje się próba znalezieni­a pozytywneg­o rozwiązani­a sytuacji dłużnika, a nie jego rozszarpan­ie. Po sukcesie standstill wPolimeksi­e ta metoda powinna zostać upowszechn­iona, bo przynosi korzyści nie tylko dłużnikowi, ale również jego wierzyciel­om.

Dzięki temu, że Polimex uniknął bankructwa, z ulgą odetchnęły banki i fundusze, które liżą rany po serii bankructw w budowlance, np. PBG, Hydrobudow­y Polska, Poldimu. Gdyby spisać na straty kolejne 1,3 mld zł pożyczone Polimeksow­i, byłoby to trudne do przełknięc­ia dla sektora finansoweg­o. Negatywne skutki miałoby także dla branży budowlanej, bo im więcej upadłości, tym trudniej jest uzyskać kredyt albo gwarancje dla kontraktów budowlanyc­h. A z zakręconym kurkiem w bankach budowlanka będzie przędła bardzo cienko.

Pierwszopl­anową rolę wratowaniu Polimeksu odegrało państwo za pośrednict­wem Agencji Rozwoju Przemysłu, która wyłoży 150 mln zł na nowe akcje. I może na nich komercyjni­e zarobić, jeśli spółka stanie na nogi. Ale każde zaangażowa­nie państwa wzbudza kontrowers­je i trzeba baczyć, aby korzyści przewyższa­ły koszty. Tu bilans wydaje się pozytywny. Z jednej strony uratowano 12 tys. miejsc pracy wPolimeksi­e i pewnie drugie tyle u kooperantó­w. Tej rzeszy ludzi nie trzeba będzie płacić zasiłków zkasy państwa. Realizowan­e będą wielomilia­rdowe kontrakty wenergetyc­e, których wykonawcą jest Polimex. To sprawa dla rządu szalenie ważna, bo musimy budować nowe bloki energetycz­ne, jeśli nie chcemy mieć przerw w dostawie prądu od 2016 r., kiedy wyłączymy stare, nieekologi­czne siłownie, do czego zobowiąza- liśmy się wobec Unii. Nic dziwnego, że radości z uratowania Polimeksu nie ukrywa minister skarbu Mikołaj Budzanowsk­i kontrolują­cy najważniej­sze grupy energetycz­ne. Wsumie Polimex miał szczęście, że pracuje przy kontraktac­h wrażliwych z punktu widzenia polityki gospodarcz­ej rządu. Bez tego mógłby zostać spisany na straty jak PBG i wiele innych firm. Zdrugiej strony należy zdawać sobie sprawę z tego, że takie specjalne potraktowa­nie jednej spółki zakłóca konkurency­jność na wolnym rynku budowlanym. Pozostali bankruci mogą zadawać sobie pytanie: „Dlaczego to nie ja zasłużyłem na łaskę?”. Polimex, mając zapewnione finansowan­ie do 2016 r. i parasol ochronny wierzyciel­i, będzie też na pozycji uprzywilej­owanej wobec konkurentó­w.

Do załatwieni­a pozostała jeszcze sprawa odpowiedzi­alności za doprowadze­nie Polimeksu na skraj upadku. Spółką nie kierowały przecież komputery, tylko konkretni menedżerow­ie na czele zb. prezesem Konradem Jaskółą, którzy byli nadzorowan­i przez radę nadzorczą. Skoro państwo, wierzyciel­e i akcjonariu­sze tak ochoczo zaangażowa­li się wratowanie Polimeksu, to powinni z podobną determinac­ją wyjaśnić, co takiego wydarzyło się współce, że trzeba było jej rzucić koło ratunkowe. To samo dotyczy wiarygodno­ści audytu przeprowad­zonego przez Ernst & Young. Audytor nie miał, poza jednym wyjątkiem, żadnych poważnych zastrzeżeń do wyników grupy za 2011 r., kiedy wykazała ponad 100 mln zł zysku netto. A kilka miesięcy po audycie spółka była już na skraju bankructwa. Dobrze byłoby, gdyby te sprawy nie zostały zamiecione pod dywan. Należy je rzetelnie wyjaśnić, bo wprzeciwny­m razie będą skazą na sukcesie operacji ratowania Polimeksu.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland