Polska B coraz bardziej be
Łatwe pieniądze szczęścia nie dają. W pewnym 60-tysięcznym mieście na wschodzie pani burmistrz uważa, że dla jej miasta, w którym niewiele się dzieje, najważniejsze są aquapark i wielka galeria oraz Mcdonald, bo co to za nowoczesność, skoro nie ma Mcdonal
PATRYCJA MACIEJEWICZ: Przez 10 lat podział na Polskę A i Polskę B nie zniknął... PROF. GRZEGORZ GORZELAK: ...a nawet się pogłębił. Bogaci rozwijają się szybciej, a biedni coraz bardziej odstają (notują wzrost, ale wolniejszy). Dzieje się to, co zapowiadaliśmy w latach 90. Że duże miasta będą się rozwijały, ponieważ są to „bramy” łączące Polskę ze światem. Że Polska B pozostanie Polską B, że do przodu będą szły regiony mające swój wewnętrzny potencjał oraz niektóre regiony surowcowe. Płock ciągnie Orlen, Legnicę zaś KGHM. Podobnie kombinat w Bełchatowie powoduje szybki wzrost okolicy. Stolice województw, nawet tych słabych, mają wyższy PKB niż tereny położone od nich nieco dalej, ale nie są w stanie pociągnąć swoich regionów w górę.
Ciekawy jest przykład regionu rzeszowskiego. Rzeszów ma 170 tys. mieszkańców, tyle co Olsztyn, trudno te miasta uznać za wielkie. I pierwszy region rozwija się szybko – szybciej niż średnia krajowa, a drugi wolniej. Dlaczego? Bo w Rzeszowie i jego okolicach było co zrestrukturyzować. Tam był przemysł o tradycjach wyrastających jeszcze z Centralnego Okręgu Przemysłowego. Dzięki udanej polityce i napływowi kapitału zagranicznego zmiana się udała. Bez wielkiego miasta. Tego nie dało się zrobić na Lubelszczyźnie, na Podlasiu. Polska wschodnia dostała dodatkowe środki unijne na wyrównywanie rozwoju.
Za zewnętrzne pieniądze nie zdynamizuje się tempa wzrostu regionu, który dla nikogo z zewnątrz nie jest interesujący i który nie ma własnego silnego potencjału.
My pompowaliśmy tam pieniądze tylko przez kilka lat. AwUSA znacznie większą rzeką pieniędzy próbowano przez prawie 40 lat zmienić Appalachy. Tradycyjnie to obszary biedy. Dwie trzecie przeznaczono na drogi, wychodząc z założenia, że jak się je zbuduje, to region się rozwinie. Co się okazało? Nowe drogi wcale nie przyczyniły się do napływu kapitału i ludzi do Appalachów środkowych. Przyczyniły się wręcz do „wypłukania” najbardziej aktywnych mieszkańców, którzy łatwiej znaleźli pracę poza swoim regionem. A regiony południowe okazały się atrakcyjne nie dlatego, że otrzymywały pomoc zewnętrzną, ale ponieważ nie miały związków zawodowych, zgorącym klimatem można było sobie poradzić dzięki klimatyzacji i dlatego, że oferowały znacznie lepsze warunki do życia niż zatłoczona i zanieczyszczona północ.
Apołudnie Włoch? A była NRD? Dziesięciolecia pomocy dla Mezzogiorno i ponad 20 lat ogromnych nakładów przekazywanych do wschodnich Niemiec nie wyrównały różnic. No to co będzie dalej? Bogaci jeszcze bardziej będą odstawać od biednych?!
— Tak. Jak mówiliśmy to w latach 90., to był ogólnonarodowy krzyk, że „nie można do tego dopuścić”. Zawsze chciałem odpowiedzieć: „To weźcie i nie dopuśćcie!”.
Nie chodzi o to, żeby wszyscy mieli po równo, bo to niemożliwe. Gra idzie o to, by wszystkie regiony notowały wzrost – i jak dotychczas tak się u nas dzieje, bo nawet najsłabsze regiony Polski poprawiają swoją sytuację względem średniej EU. Tym większa potrzeba koncentracji na działaniach prorozwojowych, aniestety, większość środków unijnych (choć jeszcze nie wiemy, wjakiej części), jest wydawanych na cele prosocjalne (to tzw. efekt popytowy). Jakie to cele socjalne?
– Dom kultury, droga, która nie przyspieszy wzrostu gospodarczego, oczyszczalnia ścieków wwyludniającej się gminie, która nie jest atrakcyjna gospodarczo. Oczyszczalnia nie otworzy takiej gminy na rozwój. Ona tylko przyczyni się do tego, że mieszkańcy będą więcej płacili za wodę i być może będą mniej zanieczyszczali środowisko. To źle?
– Dobrze. Poprawia się komfort życia. Ale w takiej gminie coraz mniejsza liczba ludzi będzie musiała coraz więcej płacić za niepełne wykorzystanie oczyszczalni, kanalizacji, a gmina będzie musiała do tego dopłacać w nieskończoność.
WHiszpanii są cztery lotniska, które nie widziały samolotu, akażde większe miasto w Polsce buduje lotnisko. Lublin właśnie je otworzył, w kolejce są Kielce, anawet Radom – 90km od Okęcia zcoraz lepszym do niego dojazdem!
Inny przykład. Gmina stara się opieniądze na ścieżkę rowerową. We wniosku pisze, że dzięki temu przyjedzie 18 turystów więcej, co spowoduje 1,2 dodatkowego miejsca pracy. Budują. Ścieżka zaczyna się tam, gdzie jest początek wsi, kończy tam, gdzie jest koniec wsi. Ijest doskonałym chodnikiem dla dzieci idących ze szkoły, matek zwózkami, pijanych idących zknajpy. I bardzo dobrze! Rośnie bezpieczeństwo. Tylko rozwoju z tego nie ma. Bo jak w pewnym momencie tu wypadnie cegiełka, tam ciężarówka wjedzie na krawężnik, a gmina będzie w dalszym ciągu biedna i pieniędzy z Unii już nie będzie, to wójt powie: „nie mam za co tego naprawić”. Po pierwsze, gmina oszukuje, że to jest rozwój, a nie jest, a po drugie, funduje sobie chodnik, którego nie będzie w stanie utrzymać.
Z szacunków dr Dominiki Wojtowicz i Tomasza Kupca wykonanych wjednym ze słabszych województw wynika, że znikoma część pieniędzy jest przeznaczana na cele rozwojowe, czyli takie, które zaprocentują w przyszłości. To nie jest jakiś odosobniony przykład, tylko powszechna rzeczywistość ( jeżeli jest to pocieszeniem, to tak dzieje się także w innych nowych państwach członkowskich). Ale przecież jak się coś buduje, to nakręca to gospodarkę.
– Ale tylko na krótką metę. Wydajemy, wydajemy, kręcimy się szybciej. Na autostradę dostarcza się piasek, betoniarki wożą cement, ludzie mają pieniądze, idą do fryzjera, fryzjer idzie do krawca, krawiec kupuje nową lodówkę itd. Ale pieniądze się kończą i ten wzrost wygasa.
Jeśli tych środków, które zostały do 2013 r., a zwłaszcza tych przypadających na lata 2014-20, nie wydamy wtaki sposób, że efekt rozwojowy (podażowy) trwale zwiększający efektywność gospodarowania będzie wysoki, jeżeli na trwałe nie zdynamizujemy gospodarki, to możemy się nawet udławić ową infrastrukturą, którą już sobie zbudowaliśmy i którą dalej będziemy budować. Symbolem takich inwestycji jest park wodny. Albo droga, która prowadzi donikąd, bo nie jest elementem sieci dróg wiążących miasta czy skupiska firm.
Oto przykład. Mamy drogę z Lublina do Biłgoraja, idącą dalej do Rzeszowa. Ważna droga dla lokalnej przedsiębiorczości, bo w Biłgoraju są m.in. fabryki mebli. Na trasie z Lublina do Biłgoraja jest Frampol, któremu za unijne pieniądze wybudowano obwodnicę. Wszystko pięknie, tylko wie pani, jaki z tym problem? Że ta obwodnica nie jest na osi północ – południe, gdzie odbywa się znaczący transport, tylko wschód – zachód. Kompletnie bez sensu. Obwodnica pusta, hula po niej wiatr. I nikt nie wie, dlaczego tak zadecydowano!
Czyż nie przypomina to doprowadzenia autostrady A2 do ul. Puławskiej przy braku pomysłu na most na Wiśle i pociągnięcia jej dalej na wschód? Albo rozpoczynania budowania autostrad wpolu, a nie przy wlocie do wielkich miast, gdzie ludzie stoją wkorkach? Albo ślimaczenia się budowy A1, gdy równolegle buduje się drogę szybkiego ruchu S7? Dziecko planowałoby lepiej! Nie każdy może być Kobierzycami. Mało atrakcyjne gminy mają nie podejmować ryzyka?
– Wpewnym 60-tysięcznym mieście na wschodzie pani burmistrz uważa, że dla jej miasta, w którym niewiele się dzieje, najważniejsze są aquapark i wielka galeria oraz McDonald, bo co to za nowoczesność, skoro nie ma McDonalda? Przecież to nie zdynamizuje tego miasta.
Niech oni wydają te środki, ale bardziej racjonalnie. Widząc nie tylko dzień dzisiejszy i wybory za trzy lata, ale i to, co będzie za 10 czy 15 lat. Niech drogi będą budowane w sieć. Minister Grażyna Gęsicka wskazała kiedyś, że 1600 km dróg lokalnych wybudowa- no w 1000 projektach! Czyli projekt miał średnio 1,6 km. Nie sądzę, by dziś było radykalnie lepiej.
Wgminie Świątki koło Olsztyna był przysiółek, gdzie mieszkało kilka rodzin i jedno dziecko. Najważniejszy obywatel gminy, bo dzięki niemu droga do tego przysiółka była odśnieżana, by mógł przejechać gimbus. Zaczęto wywierać presję na wójta, żeby wszystkim pociągnąć wodociąg. Rozsądny wójt mówi: „Nie, kochani, nie stać nas na to”. Infrastrukturę należy koncentrować, komuś mieszkającemu pod lasem raczej należy powiedzieć „Radź sobie sam albo przy naszej pomocy przenieś się do środka gminy, tu będziesz miał wodociąg i kanalizację”. Narzeka pan, że za dużo pieniędzy idzie na cele socjalne. Ale Polska B z definicji jest obszarem bardziej socjalnym. Jakie mogą być cele rozwojowe w regionie, który nie jest rozwojowy?
WHiszpanii są cztery lotniska, które nie widziały samolotu, a każde większe miasto w Polsce buduje lotnisko. Lublin właśnie je otworzył, w kolejce są Kielce, a nawet Radom – 90 km od Okęcia
– Stwarzanie warunków dla działalności gospodarczej, która ma jakiś sens. Pomaganie obiecującym. Wspieranie miast, w tym miast wojewódzkich i ich funkcji ponadlokalnych. Może zamiast drogi znikąd donikąd kształcić nauczycieli, by uczyli racjonalniej i sensowniej. Każde dziecko w przedszkolu. Zajęcia pozalekcyjne. Komputery z dostępem do internetu w szkołach. Biblioteki. A później ludzie i tak wyjadą…
Wyjadą. Ale część zostanie. Anawet jak gmina się wyludnia, to co w tym złego? Przecież ci, którzy wyjeżdżają, znajdują lepsze warunki pracy i życia gdzieś indziej – mamy im tego zabronić? Czasy pańszczyzny już się skończyły.
Może te gminy częściowo zalesić, może pozostawić nieużytki? Kiedyś wszacownym gronie wyrwałem się: „Przynajmniej strusia będzie gdzie na spacer wyprowadzić”. Będziemy cieszyć się ciszą, przestrzenią, spokojem. Owszem, droższe będą usługi socjalne, trudniejszy do nich dostęp. Ale tu właśnie może wkroczyć państwo z pomocą. Zresztą – czy lepiej nabudować infrastruktury, która tych ludzi i tak nie zatrzyma, a która potem będzie obciążeniem? Ta groźba jest realna.
Wszyscy, poczynając od polityków PO występujących w nieszczęśliwym spocie przedwyborczym („Tylko my zapewnimy 300 mld”), po skandaliczne powiedzenie: „Wyciskanie brukselki” autorstwa Waldemara Pawlaka, mamy w głowie „money”, „kasę”. To euro nam świeci przed oczami. Nieważne, na co wydamy, tylko ile. Szukamy problemu do pieniędzy, a nie odwrotnie. Pytamy: „Ileśmy wydali?”, „Czy nie będziemy musieli niczego zwrócić?”. Prowadzimy bezsensowne szkolenia, rozdajemy albumy, wizytowniki, etui na CD, teczki, kalendarze, kubki, zabawki, czekoladki, memory sticks (we środę to wszystko dostałem w szacownej agencji rządowej). Aja bym się bardzo ucieszył, gdybyśmy musieli coś zwrócić i przyznali się, że nie jesteśmy w stanie tego sensownie wydać. Biedny wschód to problem, pieniądze unijne to problem. Nie za bardzo pan narzeka?
– Wschód nie jest szczególnym przypadkiem, biednieje (w porównaniu z średnią krajową), także zachód Polski i inne obszary położone „daleko od metropolii”.
Nie narzekam, tylko nie wierzę wsprawczą moc pieniędzy unijnych. Inwestowanie w tradycyjny sposób jest zabójcze. Europejskie badania dowodzą, że takie wspieranie biedniejszych regionów może nawet zmniejszać ich długofalową konkurencyjność.
Do 2008 roku rozwijaliśmy się nad podziw dobrze. Piękna dynamika, zdrowa, nie jak w republikach nadbałtyckich, które za zbyt szybki, częściowo sztuczny rozwój zapłaciły bardzo głęboką recesją. Przyspieszenie wlatach 2005-07 zawdzięczamy wejściu do UE, otwarciu się na Europę. Aprzecież żadnych poważnych pieniędzy unijnych wtedy nie było, one zaczęły szeroko płynąć dopiero po 2008 roku!
Historia uczy, że łatwe pieniądze szczęścia nie dają. Hiszpania stała się bardzo biedna, bo wXVI wieku była bardzo bogata ibogactwo to warstwy uprzywilejowane przeznaczyły na radości życia. Podobnie Polska. Zniknęła zmapy, bo wcześniej, w XVI-XVII wieku, zbudowała sobie potęgę na wstecznym układzie politycznym (feudalizm) i strukturalnym (rolnictwo), podczas gdy Europa się uprzemysławiała i budowała kapitalizm. Grecja upada, bo źle wykorzystała środki unijne, oszukiwała wszystkich dookoła i samą siebie. Hiszpania ma przerost infrastruktury, która nierzadko idzie w ruinę.
Uczmy się od innych! Nie popełniajmy ich błędów! Proste rezerwy, jak reforma Balcerowicza czy wejście do Unii, już wykorzystaliśmy. Pieniądze zkolejnej perspektywy unijnej musimy przeznaczać na podnoszenie kwalifikacji, postęp technologiczny, likwidowanie strukturalnych garbów, takich jak choćby przerost zatrudnienia w rolnictwie.
To decyzje polityczne, i musi znaleźć się polityk najwyższego szczebla, który powie: „Opamiętajmy się. Nie kwoty euro są najważniejsze, nie jak nam się dziś dzięki temu żyje, tylko jak nam się będzie żyło za 10-15 lat”. Ale na tym się wyborów nie wygra i – czekając na męża stanu – jesteśmy wpułapce populizmu.