Wszyscy wszystko ze wszystkimi
Sztuka o straszliwych skutkach syfilisu zmieniła się dziś w dobre kino
Choć „360. Połączeni” Fernanda Meirellesa z pewnością nie wywołają takiego skandalu jak przed 90 laty sztuka Artura Schnitzlera „Korowód”, do której nawiązują, to i tak jest to zaskakująco uwodzicielski film. Duża wtym zasługa adaptatora Petera Morgana, wcześniej scenarzysty „Nixona/Frosta” i „Królowej”, pojawiającego się tu zresztą wepizodzie, jako kolega niecnego biznesmena granego przez Niemca Moritza Bleibtreua. Znalazł on, o dziwo, sposób na uwspółcześnienie sztuki Artura Schnitzlera (1862-1931), która opublikowana po raz pierwszy wnakładzie 200 egzemplarzy w roku 1900 była sztandarowym przykładem „wiedeńskiej dekadencji”.
Schnitzler zastosował w niej konstrukcję „marszu po okręgu”. Pokazał dziesięć scen dwójkowych, z których każda zawiera obowiązkową konsumpcję erotyczną. Najpierw prostytutka spotyka się z żołnierzem, potem żołnierz ze służącą, później ta z paniczem itd., aż dochodzimy do hrabiego spotykającego się zprostytutką, którą poznaliśmy na początku.
Schnitzler, lekarz zwykształcenia, chciał pokazać (alegorycznie, rzecz jasna), jak syfilis wędruje między różnymi warstwami społeczeństwa. Gdy wroku 1921 doszło wreszcie do wystawienia sztuki, została oskarżona przed sądem o nieobyczajność, zaś Schnitzlera okrzyknięto „żydowskim pornografem”. Dlatego sam wycofał „Korowód” zwiedeńskiej sceny.
Powodzenie tekst miał za to we Francji, także w kinie. W 1950 r. powstało „Rondo” Maksa Ophülsa z Simone Signoret, zaś cztery lata później ekranizacja Rogera Vadima zJane Fondą.
Aco uczynili z niego Morgan i Meirelles? Film o miłości. U nich Słowaczka Mirka (Lucia Siposová) prostytuuje się wWiedniu, dojeżdżając tam z Bratysławy wtowarzystwie swej młodszej siostry Anny (Gabriela Marcinkova). Rozebrane zdjęcia Mirki umieścił winternecie fotograf stręczący swoje podopieczne nadzianym biznesmenom. Słowaczkę zamawia Michael Daly (Jude Law), Brytyjczyk wdelegacji. Nie wie, że jego żona Rose (Rachel Weisz), od której się ostatnimi czasy odsunął, ma właśnie wLondynie romans zbrazylijskim fotografem imieniem Rui (Juliano Cazarré). Gdy romans odkrywa dziewczyna fotografa Laura (Maria Flor), natychmiast wraca do Brazylii. W samolocie poznaje emerytowanego Brytyjczyka – Johna (Anthony Hopkins), maniacko szukającego swej zaginionej przed laty córki. Laura mu ją przypomina. Laura natyka się także na Tylera (Ben Foster), nie wiedząc, że to wypuszczony z więzienia przestępca seksualny nadzorowany telefonicznie przez panią psycholog (Marianne Jean-Baptiste). Równocześnie wParyżu arabski stomatolog (Jamel Debbouze) wzdycha ukradkiem do swej rosyjskiej pomocnicy – Walentiny (Dinara Drukarowa). Mąż Rosjanki – kierowca i ochroniarz Sergiej (Władimir Wdowiczenkow), pomiatany przez swego bossa (Mark Ivanir), akurat odbiera tegoż z lotniska wWiedniu, wcześniej umówiwszy go na schadzkę ze Słowaczką Mirką…
W„360” zataczamy krąg, tak jak uSchnitzlera, ale konstrukcja jest nieco inna. Nie trzeba tu wędrować od Ado B, od B do C itd., aż znowu dojdziemy do A, bo internet łączy dziś równocześnie wszystkich ze wszystkimi. Każdy może „wyrwać” Mirkę, czyli doskoczyć do A od razu. Tyle że łatwość komunikacji wcale nie oznacza łatwości wkontaktach. Scenariusz Morgana jest właściwie o tym, jakie powody każą teraz ludziom rezygnować zuczuć (lub za nimi podążać). Mogą one być natury religijnej albo ekonomicznej, odokonanym wyborze może decydować intuicja, ślepy traf albo kompleksy. Bohaterowie „360” chętnie szukają rady – u psychologa, guru albo nieznajomego. Ale decyzję każdy musi podjąć sam.
„360” to film romantyczny. Na szczęście nie moralizuje nadmiernie. Zauważa co najwyżej, że robiąc coś, wpływamy na innych, nawet jeśli ich nie znamy, i wcale nie chcemy na nich wpływać.Swoje dołożyli też aktorzy. Są albo ładni i naturalni, albo dobrze grają. Hopkins dostał tu monolog, jakiego dawno już w kinie nie miał.
Podobno Boże Narodzenie to dobra pora na komedie romantyczne. Wtym roku proponuję zastąpić je „360”.