Konkurencja donosi na Polskibus
Polskibus w ciągu półtora roku od debiutu przewiózł 2 mln pasażerów. To jednak tylko promil w przeżywającej kryzys branży przewozów autokarowych, która na działalność brytyjskiej firmy patrzy niechętnie. – Ta firma narusza polskie prawo – mówią i zarzucaj
Czerwone autobusy z logo PolskiegoBusa pojawiły się na polskich drogach w czerwcu ubiegłego roku. Stoi za nim szkocki magnat transportowy sir Brian Souter. Plany od początku miał ambitne – w pierwszym roku w nowego przewoźnika zainwestował 30 mln euro, a całkowitą wartość inwestycji ocenia na ponad 100 mln. – Chcemy w ciągu najbliższych dwóch-trzech lat zostać liderem rynku autobusowego wPolsce. Myślę, że możliwe wyniki do uzyskania wtej perspektywie czasowej to 100 mln euro zysków rocznie ze sprzedaży biletów i flota 200 autobusów – mówił Souter w kwietniu wrozmowie z „Gazetą”.
Autokarów jest na razie 68, a firma obsługuje na razie 11 tras krajowych icztery międzynarodowe. Głównym magnesem przyciągającym klientów miały być komfortowe, klimatyzowane autokary z wi-fi i tanie bilety w cenach zaczynających się od 1zł. Przewoźnik wpołowie grudnia ogłosił, że na wszystkich trasach rozda klientom 50 tys. biletów za złotówkę. Na razie patent się sprawdza – wzeszłym tygodniu PolskiBus.com ogłosił, że od rozpoczęcia działalności wPolsce przewiózł już 2 mln pasażerów.
Czy PolskiBus łamie prawo?
– Naszym zdaniem sposób, w jaki PolskiBus realizuje przewozy, narusza polskie prawo – mówi Zdzisław Szczerbaciuk, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Transportu Samochodowego i Spedycji która zrzesza ponad 60 proc. wszystkich krajowych przewoźników autokarowych (w tym także... PolskiegoBusa). Prezes wylicza m.in. niezamieszczanie rozkładu jazdy na wszystkich przystankach, brak jasnej taryfy określającej ceny biletów, czego efektem jest niehonorowanie ustawowych ulg, oraz to, że biletu nie można kupić u kierowcy. Za- rzutem jest też zaniżanie cen, czyli słynne bilety za złotówkę. – Polskie prawo wodróżnieniu od prawa lotniczego nie zezwala na sprzedawanie biletów wróżnych cenach na tych samych trasach, aoni to robią – przekonuje Szczerbaciuk. I dodaje, że jego apele do Ministerstwa Transportu iGłównego Inspektora Transportu Drogowego pozostały bez odzewu. – Chcemy tylko równego traktowania wszystkich na rynku – dodaje.
– Nie ma żadnych przepisów, które mówią otym, że kierowca ma obowiązek sprzedać w autobusie bilety. Rozkłady jazdy mamy wywieszone na każdym przystanku i na naszej stronie, acenniki biletów zgodnie zprzepisami znajdują się na każdym autobusie, w punkcie sprzedaży oraz na stronie internetowej – mówi Piotr Bezulski, dyrektor zarządzający PolskiBus.com. Jego zdaniem zarzuty to efekt wprowadzenia przez PolskiBus innowacji na mocno konserwatywnym rynku. – Na pewno nic przeciwko tym zmianom nie mają pasażerowie – mówi dyrektor przewoźnika.
Sprawą zajął się Główny Inspektor Transportu Drogowego, który zweryfikował zgłoszenie Izby i przeprowadził kontrolę. – PolskiBus wykonuje zarówno przewozy krajowe, jak i międzynarodowe. Są one poddane różnym reżimom prawnym. Wprzeciwieństwie do norm dla przewozów krajowych regulacje wspólnotowe nie wskazują na to, że przewoźnik ma obowiązek umieszczania informacji orozkładach jazdy na przystankach – tłumaczy Aleksandra Kobylska zGITD. – Powinny być one jedynie podane do publicznej wiadomości wsposób przystępny, co pozostawia swobodę przewoźnikowi.
Brak cennika opłat? GITD uważa, że wprzypadku wydania zezwolenia na przewozy międzynarodowe posiadanie cennika nie jest wymagane. Za to zwrócił się jednak do urzędu mazowieckiego marszałka zprośbą o sprawdzenie, czy cenniki widnieją w autobusach na trasach krajowych.
Osobną kwestią pozostaje zarzut ostosowanie przez PolskiegoBusa dumpingu cen biletów. – To może być uznane za naruszenie zasad uczciwej konkurencji – przyznaje Kobylska. – Ale ocena nie leży w gestii organów Inspekcji Transportu Drogowego – dodaje. Dlatego GITD przekazała sprawę do UOKiK, jednak na razie urząd nie zajął stanowiska.
Ławica małych rybek
2 mln pasażerów PolskiegoBusa to wskali rynku przewozów autokarowych wPolsce ledwie promil. – Przewozy na odległość powyżej 150km stanowią najwyżej 2 proc. rynku. Reszta to podróże wgranicach 30-50km: do szkoły, do pracy czy do urzędu. Dlatego nie przeceniałbym ich wpływu na transport autokarowy – mówi Szczerbaciuk. Ale trudno dziwić się nerwowości konkurencji, bo rynek się kurczy. W ubiegłym roku z autobusowego transportu, a więc PKS-ów, firm prywatnych ibusików skorzystało 800 mln pasażerów. Niby dużo, ale jeszcze na początku lat 90. liczba pasażerów korzystających z autobusów wynosiła prawie 3 mld rocznie.
Rynek wciąż jednak jest wart 3,5-4 mld zł. Liczba robi wrażenie, ale z roku na rok pasażerów jest mniej – zwyliczeń PIGTSiS wynika, że wtym roku ich liczba spadnie o ponad 9,5 proc. – To efekt zmian demograficznych. Mamy wszkołach ponadgimnazjalnych o ponad 250 tys. młodzieży mniej niż pięć lat temu, auczniowie stanowią 50-55 proc. wszystkich osób korzystających z komunikacji publicznej. Spada popyt, aprzewozy są mniej rentowne, więc przewoźnicy likwidują połączenia i podnoszą ceny – tłumaczy Zdzisław Szczerbaniuk.
Czy PolskiBus może stać się liderem? To możliwe, gdyż rynek przewozów jest bardzo rozdrobniony. Po polskich drogach jeździ 30 tys. autokarów. Połowa znich należy do 230 przewoźników, druga połowa to ponad 3 tys. małych prywatnych firm, wśród których lwia część to popularne busiki. Ichoć na rynku działają większe międzynarodowe koncerny, jak Veolia czy Mobilis, to ich zasięg jest tak naprawdę lokalny.
Problemy czy oszczędności?
Oswoich wynikach finansowych PolskiBus nie chce mówić. – Działamy i mamy ambitne plany rozwoju – odpowiada wymijająco dyrektor Bezulski. Nie chce też odnieść się do słów Soutera, że przewoźnik miał zacząć na siebie zarabiać już od jesieni. – Oczywiście zarabiamy pieniądze i realizujemy plan finansowy nakreślony przez właściciela – mówi oględnie. Dodaje jednak, że dobre perspektywy biznesu dostrzegły największe polskie banki, które zaangażowały się wfinansowanie inwestycji przewoźnika.
Kilka dni temu „Gazeta” dowiedziała się nieoficjalnie, że przewoźnik zwolnił kilkanaście osób zajmujących się kateringiem na kilku trasach, motywując to „trudną sytuacją firmy”. – Firma szuka też innych oszczędności, kierowcy mają zakaz uruchamiania dodatkowego ogrzewania, aby zmniejszyć zużycie paliwa – powiedział nam jeden ze zwolnionych pracowników.
– Przeprowadziliśmy analizę, zktórej wynika, że możemy świadczyć nasze usługi bardziej efektywnie. Dokonaliśmy po prostu reorganizacji, wwyniku której z niektórymi pracownikami musieliśmy rozwiązać umowy. Była to trudna decyzja, ale musieliśmy ją podjąć – mówi Bezulski. Dodaje, że wnajbliższym czasie firma planuje zatrudnić 50 nowych kierowców. Dementuje też informację o ogrzewaniu. – Nasze autobusy są w pełni klimatyzowane, ale może się zdarzyć, że komuś będzie zbyt zimno lub za gorąco. Zawsze można to zgłosić kierowcy. Żadne odgórne ograniczenia dotyczące ogrzewania nie miały miejsca, bo to mogłoby się obrócić przeciwko nam – tłumaczy Bezulski.