Nieczuły konsument? Akcja przeciw H&M zignorowana
– Nie chodzi o to, że nie obchodzi mnie los tych ludzi, ale przecież nie da się myśleć o wszystkich, jak o tej Kambodży, jak mam ograniczone fundusze. Pomagam światu inaczej – jako wolontariuszka w hospicjum – wyjaśnia Monika, studentka Politechniki Warszawskiej. Czemu polscy konsumenci zignorowali akcję przeciwko H&M i innym producentom odzieży? – Słyszałyście o przedświątecznej akcji skierowanej przeciw H&M, która ma przekonać koncern do podniesienia płac pracowników w Kambodży? – pytam dwie dwudziestoparolatki trzymające wrękach torby zakupowe H&M wwarszawskim centrum handlowym Arkadia.
– Nie słyszałyśmy – dostaję odpowiedź.
Monika i Marta kupiły bluzki, które zamierzają włożyć na zabawę sylwestrową. Sprawdzamy wspólnie, gdzie je wyprodukowano – Maroko. Czy dziewczyny zwracają uwagę na miejsce produkcji ubrań? Czasami, ale raczej z ciekawości.
66 dol. miesięcznie
Kambodża to jeden z najbiedniejszych krajów Azji. Media zainteresowały się nim w zeszłym roku, kiedy w fabrykach produkujących dla tak rozpoznawalnych marek jak H&M, Zara czy Levi’s pracownicy zaczęli masowo mdleć. Wproteście przeciwko strasznym warunkom pracy i niskiemu wy- nagrodzeniu na ulicę wyszły wtedy tysiące osób. Kambodża praktycznie utrzymuje się z produkcji ubrań. Ponad 85 proc. krajowego eksportu to właśnie odzież. Nie odczuwa tego jednak zwykły mieszkaniec kraju. Minimalna pensja w kraju wynosi równowartość 66 dol. miesięcznie. Taka kwota nie starcza na jedzenie, transport czy opiekę medyczną. Blisko jedna trzecia populacji żyje za jednego dolara dziennie.
Sytuacja pracowników w Kambodży nie zależy tylko od miejscowego rządu, ale od każdego z nas. Tak przynajmniej twierdzi związek stowarzyszeń Polska Zielona Sieć (PZS), organizacja pozarządowa działająca na rzecz zrównoważonego rozwoju i budowania społeczeństwa obywatelskiego. „Zostań niewidzialnym wolontariuszem. Włącz się do akcji. Pobierz »metki«, wydrukuj, potnij i wsuń do kieszeni ubrań w najbliższym sklepie H&M” – zachęcała PZS na Facebooku. Na kartce formatu A4 mieści się osiem „metek”, każda z informacją, że celem kampanii jest udzielenie wsparcia pracownikom zglobalizowanej branży odzieżowej.
PZS tłumaczy, że to właśnie międzynarodowe koncerny dominują włańcuchu dostaw wprzemyśle odzieżowym, i to one mogą – akceptując niewielki wzrost kosztów produkcji – w znaczny sposób przyczynić się do podniesienia płacy minimalnej. To wła- śnie o tej akcji PZS nie słyszały nic Monika i Marta.
– Akcja trwa od września, w sumie z Polski petycję do takich producentów jak H&M, Zara, Levi’s i GAP podpisało kilka tysięcy osób. To mało w kilkudziesięciu milionowym kraju, jakim jest Polska – mówi Maria Huma zPZS. „Metki” pojawiły się we wszystkich sklepach sieci w Krakowie, większości warszawskich, a także we Wrocławiu i wPoznaniu. Czy okazały się skuteczne?
„Metki” nie ruszyły
Warszawskie oddziały H&M przed świętami były oblężone nie mniej niż konkurencja. Obsługa potwierdza, że nietypowe „metki” widziała, ale zwykle przy kasie, pakując towar klientowi. Mnie nie udaje się znaleźć ani jednej. Pani Irena kupiła w H&M koszulę dla syna. Kiedy pytam, na co zwraca uwagę przy zakupie, odpowiada od razu: cena. Po chwili jednak dodaje: dobra bawełna. Czy zwraca uwagę na kraj pochodzenia? Rzadko, bo i tak wiadomo, że wszystko z Azji. O akcji PZS nie słyszała, choć zFacebooka korzysta.
Podobnie jak pani Irena myśli statystyczny Polak. Według zeszłorocznych badań Payback Consumer Monitor dla 61 proc. osób niezależnie od tego, co kupują, najważniejsza jest cena, dla prawie połowy – jakość. Wdyskusji, która rozgorzała na stronie ak- cji na Facebooku, pojawiło się stwierdzenie, że akcja ma na celu zdenerwowanie polskiego pracownika H&M, który „pracuje za 700 zł i oprócz składania, sprzątania, doradzania, odmawiania będzie musiał dodatkowo wyrzucać te bezcelowe »metki« do kosza”. Choć autorka tego stwierdzenia nie pracowała nigdy w sieci i przyznaje, że nie zna sytuacji pracowników H&M, to wpis sugeruje, że polski konsument myśli przede wszystkim o sobie i swoim podwórku. Przed takim stwierdzeniem broni jednak prof. Andrzej Falkowski, dyrektor Instytutu Psychologii Ekonomicznej SWPS wWarszawie.
Najpierw ja
– Taka hierarcha zaspokajania potrzeb najpierw swoich, a potem coraz wyższych, uruchamianych prospołecznym nastawieniem, jest zgodna z klasyczną hierarchią potrzeb Maslowa. Unas, niestety, tego nastawienia jest wciąż mało. Polski konsument kieruje się motywacją instrumentalną, coś za coś, natychmiast. Nie bierze pod uwagę konsekwencji odległych w czasie lub przestrzeni, jak na przykład pracownicy w Kambodży – wyjaśnia Falkowski.
– Badałem zachowania konsumenckie wśród amerykańskich i polskich studentów. Wyobraź sobie, że jesteś wTeksasie, jest upał, masz w kieszeni jednego dolara i do wyboru dwa napoje. Zwykłą coca-colę za 45 centów i green colę ze 75 centów. Smak ten sam, jedyna różnica, że zielona puszka ulega biodegradacji, a czerwona nie.
Wszyscy polscy studenci decydowali się na tradycyjną coca-colę. Dlaczego? Bo za pozostałe 55 centów mogli kupić jeszcze jeden napój lub baton. Ich amerykańscy studenci wybierali green colę, uzasadniając jej proekologiczny charakter.
Stracone pokolenie?
Co mają Amerykanie, czego my nie mamy? Choćby „Ulicę Sezamkową” i wiele innych programów, które od dziecka tłumaczą mechanizmy działające w społeczeństwie i uczą zachowań prospołecznych. Większy nacisk kładzie się tam na kształtowanie tego typu zachowań, tworzenie nawyków konsumentów, choćby przez programy telewizyjne czy seriale. – My jesteśmy w pewien sposób straceni jako pokolenie i trudno nam się przejmować potrzebami ludzi w innej części świata – podsumowuje Falkowski.
– Poza tym zawsze są ludzie wyłamujący się z teorii Maslowa: ledwo wiążą koniec zkońcem, ale są bardzo wrażliwi na to, co niesprawiedliwego dzieje się gdzieś indziej. Ale są też tacy, którzy mają się dobrze i na wszystko to, co ich nie dotyczy, nie są wrażliwi – dodaje.