NOWI MINISTROWIE MAJĄ MIEĆ „POWER” RZĄD KUPOWANIA DOBROBYTU
Premier Donald Tusk powiedział wreszcie, po co chce rządzić: aby dzięki pieniądzom z Brukseli dokonać skoku cywilizacyjnego, dogonić Zachód, bo kolejnej takiej okazji Polska może nie mieć. To pierwszy tak jasno sformułowany priorytet Tuska od miesięcy.
Przesłanie jest oczywiste: moja ekipa wywalczyła dla Polski wielkie pieniądze z Unii Europejskiej; teraz dołączam do mojej ekipy ludzi, którzy wiedzą, jak je dobrze wydać.
Premier wreszcie mówi wyborcom: „będzie lepiej”; zamiast zaciskania pasa – kupowanie dobrobytu. To jakby odkręcony spot PiS z 2005 r. Wtedy partia Kaczyńskiego straszyła, że gdy Platforma zacznie rządzić, opróżni nam lodówki. Teraz Tusk pokazuje supermarket, w którym będziemy zdejmować z półek szybką kolej, nowoczesne leki, odnowione miasta.
Oczywiście, pieniądze z UE muszą być dobrze wydane, nie wolno ich przejeść. Inaczej po 2020 r. znowu będziemy konkurować wyłącznie tanią siłą roboczą, miliony młodych ludzi będą się frustrować brakiem pracy i mieszkań albo emigrować. Na szcze- góły tego – jak mówi premier – „Projektu dla Polski” musimy zaczekać do soboty.
„Gazeta” przewidziała wzmocnienie pozycji Elżbiety Bieńkowskiej. Niewiele kobiet wPolsce osiągnęło tyle wrządzie. Wicepremierami były jeszcze tylko Izabela Jaruga-Nowacka i Zyta Gilowska.
Bieńkowska może być kluczem do sukcesu tego rządu. Powszechnie chwalona za sprawne gospodarowanie funduszami z UE będzie pilnować pozostałych ministrów. Podobną rolę odgrywał niegdyś Grzegorz Schetyna. Platformersi do dziś wspominają, że wtedy rząd chodził jak w zegarku.
Ale Tusk odrobił lekcję Schetyny, który dzięki rządowej funkcji stał się jego rywalem. Nowi ministrowie (poza Andrzejem Biernatem) nie mają silnej pozycji w PO ani własnych politycznych ambicji. Tuskowi nie zagrożą.
Przy doborze pozostałych ministrów premier zastosował wyraźne kryterium – mają być złaknieni sukcesu, mieć „power”. Nowy minister finansów Mateusz Szczurek daje szansę na odwojowanie części elektoratu, której nie podobają się zmiany wOFE. Rząd się z nich nie wycofa, ale odium spadnie na byłego ministra Jacka Rostowskiego. Toczył on otwartą wojnę z Leszkiem Balcerowiczem, który dla wielu wyborców PO jest wielkim autorytetem.
Szczurek będzie miał czystą kartę. Łatwiej zresztą wyobrazić sobie skok cywilizacyjny z podróżnikiem i rowerzystą niż z Rostowskim – typem angielskiego dżentelmena.
Ambicji nie brakuje Joannie Kluzik-Rostkowskiej. Dla elektoratu PO ma ona „skazę”: była w PiS, zakładała PJN, by przy niskich notowaniach tej partii porzucić kolegów i przejść do bezpiecznej PO. Tylko sukces uwiarygodni nową minister wPlatformie. Może jej się udać. Będzie spijała śmietankę po poprzedniczce: reforma sześciolatków jest już zrobiona, trzeba tylko zadbać o jej oprawę.
Nominacja Andrzeja Biernata – nagroda za jego rozprawę ze Schetyną – jest „kontrybucją”, którą Tusk zapłacił swojej partii. Joannę Muchę premier zmarnował.
Doktor ekonomii „rzucona” na sport szybko się uczyła. Zwróciła wreszcie uwagę na sport powszechny oraz wf. w szkołach – rzeczy lekceważone przez ministrów mężczyzn. Biernat ma jednak nad Muchą przewagę – lepiej się dogada z działaczami spor- towymi (do tego, jak się mówi żartem, trzeba mieć „zapasową wątrobę”).
Rząd będzie ponownie autorski. Tusk nie konsultował go ani z PO, ani z PSL. Cały ewentualny sukces pójdzie więc na jego konto. Ale porażka również. Premier nie zdoła przerzucić winy na partię, Schetynę czy na PSL.
Wpolityce ocena jest jedna – wygrane wybory. Pierwsze starcie już wmaju. Wtedy się okaże, czy Tusk jest liderem zdolnym prowadzić do zwycięstwa, wyciągając PO za uszy z sondażowego dołka. Szansą Platformy jest to, że jej wyborcy nie pierzchają do opozycji, raczej się obrażają. Takich wyborców wciąż można na nowo uwieść.
Rekonstrukcja rządu rzuciła cień na stosunki wkoalicji. Jeszcze we wtorek wicepremier Janusz Piechociński zdawał się znać plany premiera tylko z mediów. Tusk poinformował go ozmianach dopiero godzinę przed swoją konferencją prasową. Wyraźnie lekceważy prezesa PSL. Może nawet gra na zmianę przywódcy ludowców? Nie godząc się na rozmowy koalicyjne przed rekonstrukcją, dał być może ludowcom sygnał: sami zróbcie u siebie porządek.