Hiszpania ściga Chińczyków za Tybet
Hiszpański sąd wydał list gończy za byłymi prezydentami Chin Jiang Zeminem i Hu Jintao oraz sześcioma innymi dygnitarzami za ludobójstwo w Tybecie. Chiny kpią z „manipulacji”, ale grożą też pogorszeniem stosunków z Hiszpanią
Wkwestii odpowiedzialności za zbrodnie na Tybetańczykach to orzeczenie jest przełomowe. Madrycki sąd krajowy rozpatrywał skargi przeciw chińskim władzom komunistycznym od 2006 roku. Wnieśli je działacze międzynarodowego komitetu solidarności z Tybetem z siedzibą w Madrycie.
Komitet dowodził, że m.in. za kadencji obu chińskich prezydentów wlatach 90. ubiegłego wieku oraz po 2003 roku władze komunistycznych Chin dopuszczały się systematycznego prześladowania Tybetańczyków jako narodu. Komitet piętnował te działania jako zmierzające do wytępienia i eksterminacji Tybetańczyków wdrodze m.in. masowych deportacji ludności, zabójstw, tortur czy sterylizacji kobiet.
Sąd hiszpański wahał się, czy skargi przyjąć. Wiosną sędzia śledczy Ismael Moreno nawet odrzucił oskarżenie wobec Hu Jintao z powodu braku dowodów na jego udział wrepresjach wTybecie. To jednak zmobilizowało działaczy komitetu, wśród nich tybetańskiego uchodźcę i mnicha Thubtena Wangchena, który ma hiszpańskieobywatelstwo. Odwołali się oni i przedstawili zeznania świadków. Było wśród nich wielu uciekinierów zTybetu mieszkających na emigracji wEuropie.
Zeznania dowodzą, że obaj prezydenci, a także były premier Li Peng oraz szefowie służb bezpieczeństwa Qiao Shi przez wiele lat należeli do ścisłego grona chińskich polityków kierujących represjami wobec Tybetu. Hu Jintao był np. sekretarzem partii komunistycznej w Tybecie w latach 1988-92, kiedy Chińczycy tłumili kolejną rebelię Tybetańczyków.
Wefekcie apelacji sąd uznał się za kompetentnego w sprawach zarzucanych Chinom zbrodni. W świetle prawa międzynarodowego stanowią one bowiem zbrodnie ludobójstwa lub przeciw ludzkości, które nie podlegają ani przedawnieniu, ani wyłącznie jurysdykcji kraju, w którym zostały popełnione. Mogą być ścigane na podstawie międzynarodowych konwencji wszędzie, jeśli rodzimy wymiar sprawiedliwości ścigać ich nie chce albo nie może.
Sędziwym chińskim przywódcom nagłe aresztowanie nie grozi. Jiang Zemin czy Li Peng nie jeżdżą za granicę, hiszpański list gończy ich raczej nie dosięgnie
Te same zasady powszechnego wymiaru sprawiedliwości pozwalają ścigać zbrodnie przeciw ludzkości popełnione np. wRwandzie, w czasie wojen na Bałkanach czy popełniane przez dyktatury w Ameryce Łacińskiej.
Opierając się na prawie międzynarodowym hiszpański sędzia Baltasar Garzón już w latach 90. ubiegłego wieku wszczął ściganie chilijskiego dyktatora gen. Augusta Pinocheta oraz oficerów argentyńskiej armii za ich zbrodnie w czasach dyktatur w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. Na podstawie międzynarodowego listu gończego sędziego Garzóna gen. Pinochet został na blisko dwa lata zatrzymany wLondynie. Stamtąd wydano go Chile. Ostatecznie do śmierci unikał procesu ze względu na domniemaną starczą demencję.
Sędziwym przywódcom chińskim takie nagłe aresztowanie raczej nie grozi. 87-letni Jiang Zemin czy 86-letni Li Peng nie jeżdżą za granicę i na żadnym lotnisku nie dosięgnie ich hiszpański list gończy. Nigdy też zapewne żaden z chińskich przywódców nie zgodzi się stanąć przed zagranicznym sądem.
Jednak władze Chin są oburzone. Wyraziły swoje „wielkie niezadowolenie” oraz „sprzeciw”, oskarżyły hiszpański wymiar sprawiedliwości o„manipulacje”, „absurdalne” oskarżenia oraz uleganie kłamstwom „separatystów tybetańskich”. Chiny nie uznają jurysdykcji międzynarodowej i działania sądu uważają za wtrącanie się wich wewnętrzne sprawy. Pekin wyraził nadzieję, że Hiszpania weźmie to pod uwagę i nie uczyni niczego, co mogłoby zaszkodzić stosunkom hiszpańsko-chińskim.
Alan Cantos, szef komitetu solidarności zTybetem, ucieszył się z decyzji sądu: – To dowodzi zdrowia hiszpańskiego wymiaru sprawiedliwości oraz podziału władz. To daje nadzieję, że sędziowie potrafią się kierować zasadami prawa i nie ulegają kalkulacjom politycznym – oświadczył wczoraj w Madrycie.
Chiny zajęły Tybet zbrojnie w 1949 r. i nie uznają go ani za niepodległy kraj, ani za autonomiczną prowincję. W 1959 roku krwawo stłumiły powstanie Tybetańczyków.
Nie uznają też duchowego ani politycznego przywództwa Dalajlamy przebywającego na emigracji wNepalu. Uważają go za uzurpatora oraz przywódcę buntowników. Mimo wieloletnich starań Dalajalmy nie chcą z nim rozmawiać nawet o ograniczonej autonomii kulturalnej Tybetu. Protestują, ilekroć jakikolwiek urzędujący prezydent lub premier spotyka się z przywódcą Tybetańczyków. Swoje panowanie nad tym narodem przedstawiają jako cywilizacyjne i kulturalne dobrodziejstwo dla pogrążonego w religijnych zabobonach społeczeństwa.