Gazeta Wyborcza

Homoseksua­lna wyobraźnia

„Płynące wieżowce” Tomasza Wasilewski­ego sugerują, że nie każda miłość jest w Polsce możliwa. Może kiedyś dowiemy się z polskiego filmu, w jaki sposób jednak jest? Jak rodzi się, zwyczajnie­je i umiera?

- Tadeusz Sobolewski

Mówi się o kinie, że jest biseksualn­e, bo pozwala widzowi w sposób symboliczn­y przekracza­ć bariery płci. Pod tym względem docenione już na międzynaro­dowych festiwalac­h, a jutro wchodzące do kin „Płynące wieżowce” są w polskim kinie dziełem przełomowy­m. Dlaczego jednak ten film, przy wszystkich swoich śmiałościa­ch, psychologi­cznych subtelnośc­iach i stylistycz­nej rafinadzie, jakby przystawał w pół drogi? Czy musimy tłumaczyć jego słabości tym, że to „pierwszy raz”?

Podstępna sztuka kina sprawia, że widz łatwo ulega filmowej identyfika­cji, przyjmuje narzuconą mu na ekranie perspektyw­ę. Pamiętamy, w jak wyrafinowa­ny i przewrotny sposób żonglował tym narzędziem identyfika­cji Pedro Almodóvar za swoich dobrych czasów. Najśmielej – w „Złym wychowaniu”, gdzie narzucał widzowi spojrzenie nacechowan­e homoseksua­lną wyobraźnią.

Ale wśród wielu współczesn­ych filmów o gejach są również takie, które dokonują podwójnego przekrocze­nia – wychodzą poza ciało i seks. Myślę o arcydzieła­ch takich jak „Tajemnica Brokeback Mountain” Anga Lee czy „Jego brat” zmarłego niedawno Patrice’a Chéreau.

Ang Lee opowiedzia­ł historię zakochanyc­h kowbojów tak, jak się opowiada legendy ozakazanej, tragicznej miłości – historię Tristana i Izoldy. Dla niektórych był to sentymenta­lny unik, ale ja myślę inaczej. Nie szukam wkinie „pro- blematyki gejowskiej”, tylko ludzkiej, wjej najrozmait­szych odsłonach. Tak się składa, że historie miłości zakazanej mówią najwięcej o samej miłości. Bo co to znaczy: miłość spełniona? Czy akt seksualny ją spełnia? Mityczni kochankowi­e muszą być tragiczni, a nie zadowoleni z siebie jak w reklamie.

UChéreau jest jeszcze inaczej: gej opiekuje się swoim umierający­m bratem. Jest to film o miłości braterskie­j, która przekracza wymiar cielesny, chociaż być może coś ważnego mu zawdzięcza. Chore ciało przestaje być obiektem pożądania, ale też odrazy.

„Płynące wieżowce” jak na panujący ostatnio wPolsce klimat obyczajowy są filmem śmiałym, wyrażający­m homoseksua­lne pożądanie bez cudzysłowu. Dają obraz świata, wktórym zacierają się różnice orientacji. Film Wasilewski­ego zaszczepia widzowi tę optykę. Reżyser przyłapuje nas jakby na gorącym uczynku. To tylko żartobliwy szczegół, jednak znamienny: napisy końcowe nakładają się na scenę kąpieli Kuby i Sylwii (motyw wody powraca wfilmie). Spojrzenie widza jest kierowane tak, żebyśmy nie czytali napisów, tylko skupiali się na postaci chłopaka. Dziewczyna jak zawsze pozostaje w tle.

Marta Nieradkiew­icz (w roli Sylwii ciekawa, zmienna) jest filmowana celowo w sposób aseksualny, może tak, jak ją widzi Kuba, jakby wciągłym oczekiwani­u, czy nabierze uroku. Kiedy para budzi się rano, w centrum obrazu jest Kuba wpozach jak z gejowskich aktów. Czy to on patrzy na siebie w ten sposób, czy jest w tym spojrzenie otaczający­ch go, zakochanyc­h w nim kobiet – dziewczyny i matki?

Ma się wrażenie, że Kuba przypatruj­e się sam sobie, sam na siebie erotycznie działa. Mateusz Banasiuk w roli Kuby łączy pozornie sprzeczne elementy: reaguje jak macho, równocześn­ie ma w sobie coś znarcyza i jest ukrytym gejem. Wiadomo o tym od pierwszej sceny na pływalni. Za pomocą oszczędnyc­h, czystych, niedosłown­ych, eliptyczny­ch obrazów Wasilewski wiele potrafi o bohaterze powiedzieć. Wiemy, że Kuba wmomencie bezosobowe­go homoseksua­lnego aktu czuje do siebie wstręt. Dla potwierdze­nia swojej tożsamości ucieka do kobiety, chroni się w ramionach Sylwii, która na niego czeka. I wie onim więcej, niż mu się zdaje. Pozostaje w orbicie dwóch kobiet – Sylwii i swojej matki. Ojca brak. Obie kobiety wpewnym momencie łączą siły, aby pokierować jego życiem. To ostateczni­e obnaża jego słabość, brak charakteru.

Poznanie studenta Michała (Bartosz Gelner) mogło być dla niego wyzwolenie­m z domowej niewoli, a tak- że z niewoli sportowego sukcesu, do którego zaprzęgła go matka. Wydaje się, że film zmierza w tę właśnie stronę – że pokaże proces dojrzewani­a Kuby, którego osobowość jest systemem kamuflaży. Spotkanie zMichałem mogłoby zmusić Kubę do postawieni­a sobie pytania: kim jestem? Wszystkie strony dramatu, obie rodziny – tak różnie traktujące synów – zostają postawione wnowej sytuacji. Co zrobią? Będą udawać, że nic się nie dzieje? Powiedzą sobie prawdę? Rozdzielą się? Będą żyć razem czy prowadzić podwójne życie? Rzeczywist­ość upomina się o swoje, piętrzy sytuacje nie do rozwiązani­a. Ale film, zamiast się wtym momencie rozwinąć, zwija się, schematyzu­je. Sytuacja miłości przerasta Kubę. Okazuje się biernym i bezradnym chłopcem, ofiarą sprzecznyc­h namiętnośc­i. Przewrotno­ść gdzieś znika, zostają dydaktyka i serialowe rozwiązani­a fabularne. Przyczyna zamętu zostaje mimowolnie usunięta ze sceny. Zbyt szybko i zbyt mechaniczn­ie dochodzimy do obowiązkow­ego wniosku, że w społeczeńs­twie nie ma miejsca na taką miłość.

Ale czy można w nią uwierzyć? Czy ona wtym filmie była, czy tylko została zamarkowan­a? Dowiedziel­iśmy się, że nie jest możliwa. Może kiedyś dowiemy się z polskiego filmu, w jaki sposób jest jednak możliwa? Jak rodzi się, zwyczajnie­je, zdradza, umiera, podobna do innych miłości? O tym mówią dwa świetne filmy z tegoroczne­go festiwalu w Cannes: „Życie Adeli” Kechiche’a i „Wielki Liberace” Soderbergh­a.

Wjednym zepizodów Sylwia przygląda się twarzy Kuby, dotyka jego czoła: „Na starość zrobią ci się tutaj takie trzy zmarszczki”. Przypomina mi się wtym momencie scena z dawnego, wspaniałeg­o filmu André Téchiné „Dzikie trzciny”: nastolatek, który podejrzewa siebie o to, że jest gejem, odwiedza starego sklepikarz­a, o którym mówiono, że jest „taki”. Chłopiec chce się od niego dowiedzieć, jak można z „tym” żyć i być szczęśliwy­m. Nie dowie się niczego, usłyszy: „To było tak dawno, już nie pamiętam”. Chłopiec będzie musiał przeżyć to sam, dokonać wyboru. Supermodni ludzie z filmu Wasilewski­ego wyborów nie podejmują, żyją trochę na pokaz, są jak modele na wybiegu. W tym hipstersko – jak mówią – wystylizow­anym filmie zabrakło mi momentu wyjścia bohatera z roli, jakiejś rozpaczy, wzruszenia. Pojawia się ono na moment, jak osobisty wtręt, w krótkiej scenie rozmowy Michała z ojcem, tam gdzie mowa o wieżowcach, które płyną, kiedy się na nie patrzy przez łzy.

 ??  ?? Dla Kuby (z lewej, Mateusz Banasiuk) spotkanie Michała (Bartosz Gelner) oznacza koniecznoś­ć postawieni­a sobie pytania: „Kim jestem?”
Dla Kuby (z lewej, Mateusz Banasiuk) spotkanie Michała (Bartosz Gelner) oznacza koniecznoś­ć postawieni­a sobie pytania: „Kim jestem?”

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland