Z receptą na zioło idź do dilera
Łódzka klinika leczenia marihuaną zawiesiła działalność, choć na liście chętnych ma ponad pół tysiąca ludzi. W całym kraju pacjenci czekają na transport zioła z Kanady, tak jak w PRL czekano na cytrusy przed Gwiazdką.
– Brak marihuany w aptekach. Nasze recepty stały się fikcją. Nie będziemy ich przecież przedłużać w nieskończoność – mówi dr Jacek Orłowski, założyciel kliniki. – Tylko ludzi żal. To pacjenci onkologiczni, z problemami neurologicznymi, ciężkimi dolegliwościami bólowymi. Tradycyjna farmakologia im nie pomogła. My byśmy pomogli. Ale nie ma czym leczyć.
Ludzie dzwonią i pytają
Medyczna marihuana to susz konopny, który musi mieć 19 proc. THC (substancji odpowiedzialnej za działanie psychoaktywne) i poniżej 1 proc. CBD (substancji rozkurczowej, działającej przeciwbólowo). Ma swoją nazwę – Red No 2 – i jest produkowana przez kanadyjską firmę Canopy Growth.
– Odebraliśmy już setki telefonów od załamanych pacjentów, którzy nie mogą kupić suszu, choć mają receptę – mówi Małgorzata Wagner, która kiedyś zabiegała o legalizację medycznej marihuany w Polsce, a teraz jest przedstawicielką dystrybutora.
Ustawę, która zalegalizowała w Polsce medyczną marihuanę, przyjęto w 2017 r. Wcześniej walczyli o to przez lata pacjenci. Terapia konopna daje doskonałe wyniki w leczeniu i wspomaganiu leczenia autyzmu, padaczki lekoopornej, stwardnienia rozsianego, innych chorób neurologicznych i onkologicznych. Od końca 2018 r. medyczną marihuanę można w Polsce kupować na receptę jako susz sprowadzony przez spółkę Spectrum Cannabis. Opakowanie kosztuje ok. 300 zł. To ilość, która może pacjentowi wystarczyć na 10-30 dni – w zależności od zaleconej dawki.
Gdy zioła zabrakło, w Spectrum Cannabis tłumaczyli, że kilkudziesięciokilogramowy transport przybędzie najpóźniej na początku lutego. Nie pojawił się. – Bo kanadyjski odpowiednik Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego przekroczył termin urzędowy, który miał na wydanie pozwolenia co do eksportu suszu na teren Europy, i sprawa się przedłuża – mówi Małgorzata Wagner.
– To dla pacjentów tragedia – dodaje Anna Słocka z warszawskiego Centrum Terapii Medyczną Marihuaną „Medicana”. – Próbujemy się ratować i proponujemy chorym ekstrakty konopne bez THC, które są dostępne. Ale to tak, jakby proponować witaminę C zamiast antybiotyku.
Słocka założyła Medicanę rok temu. – Zdiagnozowano u mnie stwardnienie rozsiane, do programów lekowych się nie kwalifikowałam, bo byłam po czterdziestce, a w naszym kraju taki pacjent jest już na programy lekowe za stary. Lekarze odesłali mnie więc z druzgocącą diagnozą do domu. Miałam spastyczność, depresję, zanik funkcji poznawczych. Problemy z dodaniem ośmiu do czternastu. Odbiłam się od drzwi 30 lekarzy, bo choć terapia konopna była już u nas legalna, nie chcieli wypisywać recept. Kiedy w końcu znalazłam takiego, który nie odmówił, pomyślałam, że muszę pomóc innym pacjentom. Tak powstała Medicana.
Zioło od dilera
Anna Kalita, wdowa po Tomaszu Kalicie, polityku lewicy, który w ostatnich miesiącach życia, zmagając się z glejakiem wielopostaciowym, walczył o dostęp pacjentów do marihuany medycznej, nie kryje rozżalenia. – To jest sytuacja rozrywająca serce – mówi. – Tomek nie doczekał legalizacji i wiem, że czuł się upokorzony, bo nie mógł korzystać z leczenia tak jak mieszkańcy innych krajów. A teraz ludzie chodzą do dilera.
Stelios Alewras, prawnik zajmujący się sprawami narkotykowymi, ma wśród klientów użytkowników medycznej marihuany. – Prokuratura i sądy mają z marihuaną problem – uważa. – Dla nich narkotyk to narkotyk. Panuje przekonanie, że konopie w celach leczniczych należą się tylko osobom, które cierpią na poważne schorzenia, jak nowotwory, stwardnienie rozsiane czy padaczka lekooporna, podczas gdy lekarze na Zachodzie z powodzeniem stosują konopie przy depresji, nerwicy, stanach lękowych czy bezsenności. Kilku moich klientów to osoby, które leczyły się marihuaną, zanim została zalegalizowana. Zostali zatrzymani za posiadanie. Są też tacy, przy których znaleziono marihuanę medyczną. Przeciąga się sprawdzanie, czy susz jest rzeczywiście z apteki, czy może od dilera. Teraz, gdy suszu w aptekach brakuje od grudnia, dla wielu pacjentów korzystanie z czarnorynkowej marihuany to konieczność. Tym bardziej że ona często nie różni się od tej z apteki.
Klientem mecenasa Alewrasa jest Filip Jaki, brat polityka i raper, u którego policjanci znaleźli marihuanę i 0,3 grama haszyszu. Jedna z klinik potwierdza, że mężczyzna jest jej pacjentem od kilku miesięcy, wcześniej prowadzono u niego terapię konopną preparatami bez THC, a ostatnio lekarz zaordynował marihuanę medyczną. – Leczę się na bezsenność i nerwicę lękowo-depresyjną – mówi „Wyborczej” Jaki. – Susz, który u mnie znaleziono, był od dilera, bo nie mogłem zrealizować recepty. Nie czuję się przestępcą. I nie ukrywam, że jestem za legalizacją marihuany stosowanej rekreacyjnie.
Jakiemu grozi do trzech lat więzienia.