Co będzie, gdy polski rząd nie posłucha Komisji ani TSUE?
Że członkiem Unii zostanie kraj, który z premedytacją łamie praworządność.
Unia Europejska nie chce od rządu PiS wiele. Chce jedynie, by przestał naruszać Konstytucję RP
ROZMOWA Z
BARTOSZ T. WIELIŃSKI: Jutro w życie wchodzi uchwalona przez PiS tzw. ustawa kagańcowa. Jak zareaguje na nią Komisja Europejska? PROF. LAURENT PECH:
W ostatnią sobotę na łamach tygodnika „Der Spiegel” ukazał się wywiad z Věrą Jourovą, wiceprzewodniczącą Komisji Europejskiej odpowiedzialną m.in. za praworządność. Nie ukrywała, że jest bardzo zaniepokojona sytuacją w Polsce. Mówiła wręcz o zniszczeniu wymiaru sprawiedliwości przez polski rząd. Wcześniej Didier Reynders, komisarz odpowiadający za wymiar sprawiedliwości, zapowiedział w wywiadzie dla belgijskiego dziennika „Le Soir”, że gdy „ustawa kagańcowa” wejdzie w życie, Komisja rozpocznie przeciwko Polsce procedurę przeciwnaruszeniową. I tego spodziewam się w najbliższej przyszłości.
Przypuszczam, że Komisja poczeka na decyzję Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie zawieszenia Izby Dyscyplinarnej. To, że ona zapadnie, jest przesądzone.
O rozpoczęciu kolejnej procedury w sprawie Polski musi zadecydować kolegium komisarzy, które obraduje w każdą środę. Myślę, że odpowiednie dokumenty są przygotowane. Decyzja powinna zostać podjęta w przyszłym tygodniu lub za dwa tygodnie. Ale zapadnie.
Co będzie, gdy polski rząd nie posłucha Komisji ani TSUE, który zawiesi działanie Izby Dyscyplinarnej czy „ustawy kagańcowej”?
– Unia Europejska działa na zasadzie konsensusu. Państwa członkowskie działają w dobrej wierze, spierają się, ale zawsze szukają wspólnego mianownika. Polska w mojej ocenie nie działa już w dobrej wierzy. A Unia nie jest do końca wyposażona w narzędzia, by radzić sobie w takiej sytuacji. Nikt sobie nie wyobrażał, że członkiem Unii zostanie kraj, który z premedytacją łamie praworządność.
Najpoważniejszym problemem jest to, że reakcja będzie wymagać czasu, raczej miesięcy niż tygodni.
Mam wrażenie, że PiS zamierza wykorzystać to i łamiąc prawo unijne, całkowicie zgnieść opór środowiska sędziowskiego, zanim Bruksela zareaguje. Represje spadną na kilkudziesięciu najbardziej aktywnych sędziów, by zastraszyć resztę, a gdy to się już stanie, oświadczyć Brukseli, że Polska jest gotowa negocjować. PiS wierzy najwyraźniej, że otwarty konflikt z Unią Europejską pomoże Andrzejowi Dudzie w wywalczeniu reelekcji.
I to ujdzie PiS płazem?
– Władza w Polsce nie przejmuje się najwyraźniej tym, że przegra sprawy w Trybunale Sprawiedliwości UE i przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Nie przejmuje się tym, że łamie prawo unijne i własną konstytucję. Plan nie wypali, gdy państwa członkowskie, które do tej pory chowały się za Komisją Europejską, dojdą do wniosku, że polski rząd poszedł za daleko, i zaczną interweniować. Ale Unia Europejska nie rozwiąże polskich problemów. To Polacy muszą zadecydować w wyborach prezydenckich, jakiego chcą mieć prezydenta. To będzie ważny sygnał dla Europy.
Gdy rozmawialiśmy kilka miesięcy temu, miał pan zastrzeżenia, czy przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen nie jest zbyt pobłażliwa wobec łamania praworządności w Polsce. Podtrzymuje pan tę tezę?
– Ciągle jestem sceptyczny, jeśli chodzi o przywództwo w Komisji dotyczące kwestii praworządności. Widać, że kryzys wymyka się spod kontroli. I nawet jeśli von der Leyen ma tendencje do pasywności i niezajmowania stanowiska w tej sprawie, to będzie miała poważne problemy polityczne, jeśli będzie blokować decyzje odnośnie do Polski. Zyska wówczas łatkę osoby, która utrudnia pracę Jourovej i Reyndersowi.
Von der Leyen w sprawie praworządności w Polsce nie zrobiła praktycznie niczego, ale wydaje mi się, że reszta komisarzy pójdzie za Jourovą i Reyndersem. Komisja nie może w tej sprawie ignorować presji Parlamentu Europejskiego.
Jourova niedawno była w Warszawie. Jak tę wizytę odebrano w Brukseli?
– Nie ma żadnych oficjalnych komentarzy, ale wystarczy przeczytać jej wywiad w „Spieglu”, by dowiedzieć się, że delikatnie mówiąc, minister Zbigniew Ziobro jej nie przekonał. Jourova mówiła wręcz o „nalocie dywanowym” na polskie sądy. Nawet Frans Timmermans, gdy odpowiadał za tę sprawę, nie wypowiadał się o polityce PiS w tak zdecydowany sposób. Komisarz Reynders wrzucił na swojego Twittera komentarz redakcyjny „Financial Timesa” o łamaniu praworządności przez polski rząd. Obydwoje ewidentnie chcą działać.
Politycy PiS powtarzają, że jakakolwiek akcja TSUE czy Komisji w sprawie zmian w sądownictwie będzie nielegalna, bo Unia nie ma prawa mieszać się w to, jak Polska kształtuje swój wymiar sprawiedliwości.
– Słyszę ten argument od czterech lat. Aż się dziwię, że nie znudziło im się powtarzanie tego nonsensu. Choć właściwie to dobrze – im częściej będą powtarzać ten fałszywy zarzut, tym szybciej państwa UE dojdą do wniosku, że Polska z premedytacją łamie prawo unijne, że zachowuje się po zbójecku. Ze sporu prawnego zrobi się ewidentna sprawa polityczna. A im bardziej polski rząd będzie odrzucać współpracę i dialog z Komisją Europejską, tym polityczna cena, jaka będzie musiał zapłacić za tę awanturę, będzie wyższa.
Polski rząd ma oczywiście rację, że każdy kraj UE może organizować wymiar sprawiedliwości tak, jak chce, ale jest jeden warunek: sądy muszą być niezawisłe. To podstawowy warunek członkostwa w Unii. A celem zmian, jakie wprowadza PiS, nie jest usprawnienie pracy sądów, tylko przejęcie nad nimi pełnej kontroli.
Te opowieści o tym, że Unia nie może się mieszać, są przeznaczone na użytek wewnętrzny. Tak jak twierdzenie, że w innych państwach UE sędziowie podlegają rządowi.
Tymczasem Unia Europejska nie chce od rządu PiS wiele. Chce jedynie, by przestał naruszać Konstytucję RP.
+
PROF. LAURENT PECH
Rozmawiał
francuski prawnik konstytucjonalista, jest wykładowcą na Middlesex University w Londynie