Johnson grozi zerwaniem negocjacji
Rząd w Londynie opublikował dokument „Przyszłe relacje z Unią Europejską: stanowisko Zjednoczonego Królestwa do negocjacji”. Grozi w nim zerwaniem w czerwcu pertraktacji, by mieć czas na przygotowanie kraju do przejścia w „uporządkowany sposób” przez twar
Na 36 stronach mandatu negocjacyjnego opisano, co rząd Partii Konserwatywnej chce uzyskać podczas rozpoczynających się 3 marca negocjacji z Unią Europejską, które mają zdecydować o przyszłych relacjach między Zjednoczonym Królestwem a 27 krajami UE.
Londyn chce przyspieszenia
Dokument rozpoczyna się od przypomnienia, że miesiąc temu Wielka Brytania wyszła z Unii Europejskiej i wówczas „weszła w życie umowa wystąpieniowa uzgodniona z UE”.
„31 grudnia 2020 r., wraz z końcem okresu przejściowego wynikającego z tej umowy, Zjednoczone Królestwo odzyska pełną niepodległość ekonomiczną i polityczną. Wielka Brytania nie będzie członkiem unijnego jednolitego rynku ani unii celnej UE” – wyjaśnia strategia negocjacyjna, która opisana jest jako „przedstawiona parlamentowi przez premiera Jej Królewskiej Mości”.
Uwagę zwraca jednak przede wszystkim czwarta strona dokumentu, na której podkreślono po raz kolejny, że „rząd nie przedłuży okresu przejściowego wynikającego z umowy wystąpieniowej”, i zadeklarowano, że Londyn będzie się przykładać do negocjacji tylko do zaplanowanego na czerwiec szczytu, podczas którego strony mają ocenić postęp rozmów.
„Nadzieją rządu jest to, że do tego czasu ogólny kształt porozumienia będzie już znany i będzie możliwość szybkiego dokończenia go do września. Jeśli tak nie będzie, rząd będzie musiał zdecydować, czy uwaga Zjednoczonego Królestwa nie powinna być przeniesiona z negocjacji na pełną koncentrację na przygotowaniach wewnętrznych do zakończenia okresu przejściowego w uporządkowany sposób” – napisano w dokumencie.
Tłumacząc dyplomatyczny żargon na prosty język, rząd Johnsona grozi, że w czerwcu zerwie negocjacje, jeśli nie znajdzie porozumienia z Brukselą.
A znalezienie kompromisu nie będzie łatwe, bo stanowiska negocjacyjne obu stron kilka dni przed rozpoczęciem negocjacji nie zawierają nawet śladu wspólnej przestrzeni. Eksperci tłumaczą jednak, że jeśli obie strony będą gotowe do ustępstw, to umowę uda się wynegocjować.
– Nie jestem jednak pewien, czy strony rzeczywiście chcą tej umowy na tyle, by zgodzić się na kompromis, a czasu jest okropnie mało – mówił dla „Financial Times” David Hening z Europejskiego Centrum Międzynarodowej Ekonomii Politycznej, który szanse na sukces negocjacji ocenił na 50 proc.
Spór o unijne regulacje
Było to jednak, jeszcze zanim Unia Europejska – odpowiadając na agresywną postawę Londynu – ponownie zaostrzyła projekt swojego mandatu negocjacyjnego, wpisując do niego nie tylko domaganie się od Londynu uznania obecnych, ale także przyszłych regulacji unijnych, m.in. w zakresie bezpieczeństwa produktów, ochrony środowiska, praw pracowniczych, praw konsumentów, bezpieczeństwa produkcji, certyfikatów oraz zakazu pomocy publicznej.
Londyn takie rozwiązanie jednoznacznie odrzuca, przekonując, że musi zachować pełną swobodę kształtowania prawa i warunków prowadzenia działalności gospodarczej; nie zgadza się też w żadnym stopniu na uznanie prawa Trybunału Sprawiedliwości UE do rozstrzygania o zgodności brytyjskich regulacji z unijnymi standardami.
To zachowanie jednolitości zasad – nazywane również „równością pola gry” – to najpoważniejsza różnica między stronami, ale rozmowy mogą się rozbić również o polityczne szczegóły: Unia będzie się domagać od Londynu dostępu do jego akwenów rybackich na dotychczasowych zasadach, Londyn natomiast chce zagwarantować dostęp do europejskiego rynku korporacjom prawniczym i konsultingowym, które obecnie wysyłają kontrahentom z kontynentu faktury o wartości 60 mld funtów (ok. 300 mld zł) rocznie.
Rząd Johnsona grozi, że jeśli nie znajdzie porozumienia z Brukselą, w czerwcu zerwie negocjacje