ARTYŚCI O PROTESTACH
Premier prosił, by protesty przenieść do sieci – artyści posłuchali. Codziennie pojawiają się nowe utwory i klipy inspirowane protestami w obronie praw kobiet. Muzycy Big Cyc (na zdjęciu) przerobili utwór „Twierdza”
Protesty kobiet z października i listopada br. nie miały jednej ścieżki dźwiękowej. Tu śpiewano hit Chłopców z Placu Broni („Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem…”), tam podrygiwano przy „Rocie” w wersji happy hardcore, puszczanej z ciężarówki przez Wixapol. Demonstracje przerodziły się w imprezy techno na ulicach wielu polskich miast – to z jednej strony kwestia pokoleniowa, a z drugiej być może rozsądna reakcja na jesienną aurę: w tańcu się tak szybko nie marznie. Ulica niemal zignorowała gotowy hymn („Pewnego czwartku polski trybunał/ Chciał przejąć moje ciało, twoje ciało, ciało ciało ciało!”), wyśpiewany przez Maję Luxenberg z zespołu Di Libe brent wi a nase Szmate, choć melodię „Bella Ciao” młodzi dobrze znają z serialu „Dom z papieru”.
Natychmiast za to chwyciła wulgarna przeróbka topornego hitu dance „Call on Me” Erica Prydza – co jest o tyle paradoksalne, że oryginał opatrzony był frywolnym, według dzisiejszych standardów może nawet seksistowskim teledyskiem, natomiast spolszczoną wersję spopularyzował niejaki Cypis, postać z pogranicza undergroundowego rapu i disco polo. Powiedzieć o nim, że nie dał się dotąd poznać jako wrażliwy feminista, to nic nie powiedzieć. Ale to właśnie on doskonale wyczuł nastroje rewolucji, która nie chciała lamentować, tylko krzyczeć głośno: „ ***** *** !”.
OBIECUJEMY WAM PIEKŁO
Fala utworów inspirowanych protestami do dziś nie opadła, niemal codziennie publikowane są nowe, bo ułożenie melodii, zaaranżowanie piosenki, jej nagranie, zrobienie klipu – to wszystko trwa. Choć gniew przyspiesza kreatywność. Zuzanna Wrońska, połowa Ballad i Romansów, miała gotową piosenkę dwa dni po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego naruszającego tzw. kompromis aborcyjny. „Patrzcie, jak ten kraj jest chujowy/ Jesteśmy zamknięci w szpitalu narodowym” – śpiewa łamiącym się głosem w „Krzyku”. „Obiecujemy wam – będziecie mieć piekło jak my/ Nie odpuścimy do ostatniej matczynej łzy”.
Bardzo szybko zareagowali raper Ten Typ Mes i piosenkarz Baranovski, prezentując wspólny utwór „Wolność”. Podejrzanie szybko. Okazało się, że panowie poznali się w marcu br. na kanapie u Wojewódzkiego i postanowili coś razem nagrać, a że chwilę później mieliśmy pandemię i lockdown, ich uwaga skupiła się na ograniczaniu praw obywatelskich. Zgaduję jednak, że zanim numer był gotowy, przyszło lato, naród został wypuszczony z domów, nastroje się zmieniły. Ale na to, by słowa w rodzaju „Ja znam tych/ Którzy wiedzą jak my/ Mamy żyć, mamy kochać się i rozstawać” znów były aktualne, nie musieli długo czekać – 30 października nakręcili na ulicach Warszawy klip i piosenka, która w nowym kontekście nabrała nowych znaczeń, poszła do ludzi.
„Lustra” Krzysztofa Zalewskiego to samo – wystarczyło dodać błyskawicę i słowa „Wierzysz, że dbasz o nas jak ojciec/ Wiara to ciekawa rzecz/ Historia cię oceni dobrze/ Pokaże środkowy palec” nabrały ciężaru większego niż na wydanej przed paroma tygodniami płycie, z której pochodzą.
Jeszcze lepiej wstrzelił się w atmosferę
– i język – protestów zespół Wu-Hae z Nowej Huty, weterani raprockowego pogranicza. W 2019 r. nagrał album „Dziki kraj”, prawie cały poświęcony obecnej władzy (z gościnnym udziałem Kazika Staszewskiego i Macieja Maleńczuka) – i nie jest to jej apologia. Płytę wieńczy utwór zatytułowany „P.S.”, którego refren to… „wypierdalać”.
Big Cyc też byli szybcy. Dopisali nowy tekst i zmontowali aktualny klip do piosenki „Twierdza” z wydanego przed czterema laty albumu „Czarne słońce narodu”. Żadne zaskoczenie, od trzech dekad pilnie śledzą i komentują naszą polityczną i społeczną rzeczywistość. Aż dziw bierze, że wciąż im się chce: „Kobiety na ulicach/ Z flagami i w przyłbicach/ Rozgonią szlachtę, zniszczą jego dwór/ I trzeba się postarać/ Król musi wypierdalać”.
Jeśli nie ma się niczego adekwatnego we własnym repertuarze, a kapryśna wena akurat nie nadchodzi, zawsze można dać nowe życie cudzej piosence – jak Mapa, która uwspółcześniła „Kiedy krzyczę” kultowej punkowej grupy Post Regiment, albo Dagadana i Urbański, którzy za Tomaszem Lipińskim powtarzają, że „Jeszcze będzie przepięknie”. Klip do tej piosenki posklejał Krzysztof Gonciarz z materiałów nadesłanych przez jego widzów z Instagrama.
Duet The Dumplings tak się wściekł, że aż na chwilę się reaktywował, by w ładnej i smutnej piosence „Każda z nas” przypomnieć, że jesteśmy w tym razem: „Tak każda z nas ma/ Tak każdy z nas ma/ Cztery olbrzymie ściany/ Taki kraj z nim okna małe i marne”. Swiernalis i Michał Szpak twierdzą z kolei, że „Polska to kobieta” („Dziś piękna jest i wściekła/ Wyrwiemy ją dziś z piekła”). Trzeba docenić zaangażowanie Michała, który ma więcej do stracenia niż idole alternatywnej, wielkomiejskiej młodzieży – po pierwsze, jego elektorat jest znacznie bardziej zróżnicowany, a po drugie, jest jurorem w popularnym programie emitowanym przez TVP.
Ciekawostką jest utwór Baascha zatytułowany „Moje ciało, mój wybór” z gościnnym udziałem Marii Sadowskiej, Ralpha Kaminskiego i – znowu – Michała Szpaka. Z jednej strony to pamiątka po „czarnych protestach” sprzed trzech lat – za sprawą sampla, który dał piosence tytuł – z drugiej po „Dziadach” Adama Mickiewicza, wystawionych 31 października br. w oknach bloku przy ul. Mickiewicza w Warszawie, naprzeciwko domu Jarosława Kaczyńskiego. Nie jest to utwór, który będzie śpiewany na demonstracjach, ale gdyby pandemia nie zamknęła nam klubów tanecznych, mógłby zapełnić niejeden parkiet.
Zaskoczeniem dla wielu może być Margaret, grzeczne dziewczę w niedawnej przeszłości, która dziś, wkurzona i wulgarna, twierdzi, że nie ma przyszłości. Wszystko przez prowadzanie się z raperami. „Mama wolałaby w róż i w dur, i luz / A mnie ciągnie do rapu w chuj i cóż? / Możne to nie pasuje już, mówią: za późno na bunt” – tak zaczyna się „No Future”, a ja od razu chciałbym zapewnić podmiot liryczny, że ktokolwiek tak mówi, raczy się mylić. Na bunt nigdy nie jest za późno. Nie mamy co prawda do czynienia z utworem, który bezpośrednio odwołuje się do protestów (może poza ilustrującym go zdjęciem, na którym Margaret macha kartonem z tytułem z okna samochodu), ale doskonale wpisuje się w ich nastrój: „Ktoś mnie wyklucza/ No future/ Ja tutaj nie widzę jutra”.
CZAS RAPU, NAPORU I BURZY
Nie tylko Margaret i Ten Typ Mes rapują dla kobiet. Polityczne przebudzenie tego środowiska, którego doświadczyliśmy podczas wiosennej akcji #Hot16Challenge2, nie zgasło po zakończeniu zbiórki. Wystarczyła iskra, by znowu buchnęły płomienie.
Choć trzeba przyznać, że „Wojna totalna” Słonia wyczerpuje temat. Nie tylko protestów kobiet („Chcę, by każda kobieta miała swobodną decyzję/ Na temat swojego ciała, bez oceniania, bez ciśnień”) – w tym niemal dziewięciominutowym utworze raper z Poznania najpierw surowo rozprawia się z ludzką naturą, a później jeszcze bardziej brutalnie z naszą społeczno-polityczną rzeczywistością. Od rasizmu, przez pseudopatriotyzm, hejterów z internetu, bezradność władzy w walce z pandemią, wojnę polsko-polską, po pedofilię w Kościele. Nie trzeba się domyślać, o co chodzi, bo nazywa rzeczy po imieniu. To być może najważniejszy rapowy utwór tego roku. Może najważniejszy w ogóle.
Jeden z najbardziej popularnych raperów młodego pokolenia, czyli Szpaku, w „Ośmiogwiazdkowym s*urwielu” może nie proponuje obserwacji tak przenikliwych jak Słoń, ale doskonale oddaje temperaturę ulicznych protestów: „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy/ Jebać władzę, jebać hieny, razem możemy coś zmienić”. Ale choć rap to w Polsce męska gra, tym razem oczywiście słychać też kobiece głosy – choćby Pauliny Przybysz, która coraz częściej sięga po ten środek wyrazu. Jakie czasy, taka ekspresja.
Na barykady ruszył nawet Sachiel, który zyskał popularność dzięki wygranej w jednym z telewizyjnych talent show. Duet, wykonujący nieszczególnie ambitny mariaż rapu z popem, jeszcze niedawno raczył słuchaczy prawdami w rodzaju „Wszystko w nas buzuje pozytywnie/ To twój czas – żyj aktywnie”, a dzisiaj twierdzi, że „właśnie przelewa się goryczy czara/ Była wina, będzie kara”.
Mocno wybrzmiewa głos Asthmy, bo to głos z przyszłości. Mocniej w „Shut The
Patrzcie, jak ten kraj jest chujowy/ Jesteśmy zamknięci w szpitalu narodowym śpiewa w „Krzyku” ZUZANNA WROŃSKA
Fuck Up” od „jebać PiS” czy „mamy dość kurwa” wybrzmiewają linijki, w których bunt młodych łączy się w większą całość z gniewem innych środowisk. Głos rapera staje się głosem ludu: „Jesteśmy z wami / Nauczycielami, pielęgniarkami / Z lekarzami, z wszystkimi pod siedzibami / Bo się kurwa nie damy / Walą się wzdłuż Polski mury / Czas naporu i burzy / Początek końca komuny” – jeśli młody, wściekły raper na jednym oddechu trawestuje Kaczmarskiego i romantyków, i jeszcze wyraża solidarność z nauczycielami, to znaczy, że coś naprawdę się zmieniło.
Swoją drogą, PRL wspomina też licealista Karol Krupiak, choć przecież i on nie może go pamiętać. W utworze „Osiem gwiazd (wojna)” rapuje: „Mamy dziadków, co widzieli nazizm i komunizm / Teraz chyba nasza kolej, my spłacimy długi”, zapewne trafnie przeczuwając, że dla jego rówieśników protesty z jesieni 2020 roku mogą mieć znaczenie formacyjne, jak dla poprzednich generacji stan wojenny czy czas transformacji ustrojowej. Tak też widzi to prof. Irena Borowik, socjolożka, kierująca Zakładem Społecznych Badań nad Religią Instytutu Socjologii UJ, która w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” mówi: „To jest zryw pokoleniowy, który będzie fundacyjnym wydarzeniem tożsamościowym i punktem odniesienia, czymś, co tę najmłodszą generację będzie spajać jako wspólne doświadczenie protestu. To będzie ważne niezależnie od tego, jak dalsze losy się potoczą”.
I NIE BĘDZIESZ SAMA, SIOSTRO
Być może właśnie dlatego muzyka tegorocznych protestów nie płynie w jedną stronę, to nie komunikat wysyłany przez gwiazdy ich anonimowym fanom. To nie konkurs piękności, nie wyścig o popularność i pieniądze. Swoją frustrację przekuwają w utwory słowno-muzyczne również amatorzy lub twórcy, którzy chcą zachować anonimowość (być może ze względów zawodowych), ale tak potrafią uchwycić nastrój chwili, że są słuchani i w mediach społecznościowych podawani chętniej niż propozycje gwiazd.
Przykładem może być Zwykła Polka i jej – równie zwykła, choć niezwykle dosadna – „Piosenka patriotyczna”. Działa siłą kontrastu – delikatne dziewczę, akompaniujące sobie na ukulele, obrzuca polityków stekiem wyzwisk, bo „każdy jeden pierdolony chuj zdradziecki”.
Na podobnej zasadzie furorę zrobiła Justyna Biedrawa, zmyślnie zestawiając subtelność charakterystyczną dla poezji śpiewanej z brutalnością przekazu. „Wypierdalać” w jej ustach to sama słodycz, tym bardziej, że przecież uprzejmie prosi. Oraz sensownie uzasadnia, dlaczego jednak zdecydowała się zakląć szpetnie: „Będę mówić grzecznie, będę mówić miło / Gdy w moim kraju moje zdanie będzie się liczyło”.
Jej piosenka, choć przekaz ma jednoznaczny, nie tylko zagrzewa do boju, ale również bawi – okazało się, że wielu łaknęło tego rodzaju wytchnienia po kilku tygodniach zaciskania pięści.
Osobną kategorią jest muzykowanie kolektywne – co dobrze koresponduje z masowym charakterem protestów. Tu przede wszystkim warto wymienić gnieźnieńską „Partyzantkę”, czyli hymn bojowy, w którym ruch jest nie mniej ważny od tekstu („Jesteśmy dziołchy z tego miasta / Stare dziady – wara, basta / Teraz my krzyczymy głośno / I nie będziesz sama, siostro”). Oddziałem tym dowodzi Alex Freiheit z Siksy, więc nic dziwnego, że nastrój bojowy i morale wysokie.
Z kolei na wrocławskim rynku kobiety oczyszczały się ze złych emocji, bębniąc i śpiewając „Pieśni synchronizujące cykle” – rzeczy niby niepolityczne i nienowe, wręcz wiekowe, bo ludowe. Ale przecież w rewolucyjnym śpiewaniu nie tyle ważny jest repertuar, co fakt, że robi się to razem i w słusznej sprawie.