Bogaty myśliwy z Łomży
Łomżyński poseł Lech Kołakowski wywodzi się jeszcze z Porozumienia Centrum, pierwszej partii Lecha i Jarosława Kaczyńskich.
Zasiadł w Sejmie obecnej kadencji już po raz piąty. Był wiceprzewodniczącym i skarbnikiem klubu parlamentarnego PiS.
Głośno zrobiło się o nim we wrześniu 2018 r., po tym, jak pędził z prędkością 108 km/ godz. w terenie zabudowanym, ale policja nie zabrała mu prawa jazdy. Wcześniej postulował zmianę przepisów i odstąpienie od odbierania prawa jazdy za „drobne wykroczenia drogowe”.
Z kolei we wrześniu 2009 r. zasłynął, bo chciał wyrzucić z Łomży uchodźców z Czeczenii. Napisał list do szefa Urzędu ds. Cudzoziemców, że to zły pomysł, by w mieście był ulokowany ośrodek dla uchodźców. Sugerował, że uchodźcy się nie integrują, popełniają przestępstwa, nie pracują, bazują na zasiłkach. W jego biurze poselskim zbierano podpisy pod petycją o zamknięciu placówki.
Finalnie ośrodek faktycznie zlikwidowano, a przez Łomżę przetoczyła się fala ksenofobii. Pobito m.in. przypadkowe kobiety – tylko dlatego, że nosiły chusty i (w przypadku jednej młodej dziewczyny) hidżab.
Poseł Kołakowski jest też zapalonym myśliwym. Dwa lata temu ukradziono mu z mieszkania broń. Sprawa rozeszła się po kościach, choć policja wszczęła postępowanie dotyczące podejrzenia, że niewłaściwie ją przechowywał.
Jest najbogatszym podlaskim posłem PiS. Sam szacuje swój majątek na miliony. W ostatnim oświadczeniu majątkowym wpisał, że ma kilka mieszkań, budynków usługowych i gospodarstwo rolne o łącznej wartości blisko 2,5 ml zł. Na sprzedaży drewna leśnego zarobił blisko 63 tys. zł, ma też 249 tys. zł oszczędności. Dostał również ponad 154 tys. zł z tytułu diet i uposażenia poselskiego.