Co wieś myśli o polexicie?
Rolnicy i UE Nie będzie z Unii pieniędzy? Proszę pani, są sprawy ważniejsze od pieniędzy.
To jest czas na masową akcję uświadamiającą. Już teraz w każdej polskiej wsi na płotach i parkanach powinny wisieć plakaty czy ulotki informujące rolników o nadchodzącej katastrofie: o skutkach weta wobec unijnego budżetu, jakie zapowiedział premier Morawiecki, a także o skutkach ewentualnego i coraz bardziej realnego polexitu.
To nie musi być duży plakat – wystarczy kilka zdań. To można i trzeba zrobić, by rolnicy, najwierniejszy pisowski elektorat, zrozumieli, co ich rząd im szykuje.
Generalnie na wsi więcej się teraz mówi o pandemii niż o wecie czy wyjściu z Unii. Ale w ogóle niewiele się mówi, bo nie ma spotkań, pogawędek sąsiedzkich, przekazywania informacji. Ci, którzy czerpią wiedzę głównie z TVP, o wecie słyszeli, ale słyszeli też, że mogą dostać więcej pieniędzy, niż nowy budżet przewiduje. Bo – jak usłyszałam od jednego mojego rozmówcy – „taki jeden europoseł, co to był kiedyś w PO, a teraz jest w PiS, powiedział w telewizji, że o 23 proc. będzie więcej, jak zawetujemy i wprowadzą prowizorium” (chodzi o Saryusz-Wolskiego). A kiedy tłumaczę, że prowizorium oznacza, iż będą pieniądze tylko na dopłaty bezpośrednie i dokończenie już rozpoczętych inwestycji, ale nie będzie na nowe projekty, słyszę: „Zobaczymy”.
„Zobaczymy” – to magiczne słowo pada, kiedy moi rozmówcy nie chcą zmienić zdania, ale brakuje im argumentów.
– Ja tam polityką się nie zajmuję – mówi inny, gdy pytam, czy słyszał o wecie. – Każda opcja ciągnie do siebie. A jak będzie, to zobaczymy.
Nie ma wątpliwości, że weto – jeśli do niego dojdzie – w rolników uderzy mocno. Jeszcze mocniej zaboli wyjście z Unii, jeśli do tego dojdzie.
Od czasu naszego wejścia do Unii rolnicy skorzystali na kilku płaszczyznach. Po pierwsze, dostali do kieszeni pieniądze – dopłaty do hektara. Wszyscy, niezależnie od tego, co, ile i czy w ogóle produkowali w swoich gospodarstwach. To takie 500 plus, z tą różnicą, że nie na każde dziecko, ale na każdy posiadany hektar ziemi. To był zastrzyk pomocy socjalnej dla jednych, innym powiększał dochody z gospodarstwa. W 2020 r. było to średnio 1125 zł za hektar.
Dla tych, którzy chcieli inwestować w rozwój gospodarstw, Unia miała bezzwrotne dotacje na kupno maszyn, urządzeń, na wprowadzanie nowych linii technologicznych, na budowę obór, chlewni czy silosów. W sumie na polską wieś od czasu naszej akcesji popłynęło ok. 350 mld zł.
Ale przede wszystkim rolnicy skorzystali, bo otworzył się dla nich ogromny unijny rynek zbytu, dzięki temu producentom spadł kamień z serca. Do czasu transformacji mieli problem ze zdobyciem maszyn, nawozów czy środków ochrony roślin, za to wszystko, co tylko wytworzyli, sprzedawali na pniu. Po 1989 sytuacja się odwróciła – bez problemu kupowali środki do produkcji, za to mieli problem ze zbytem, polski rynek był zbyt ciasny dla ich stale rosnącego potencjału produkcyjnego. Wejście do Unii, zniesienie ceł i przepisów ograniczających handel sprawiło, że błyskawicznie te unijne rynki nasza żywność zaczęła zalewać i z importera netto żywności staliśmy się już w 2004 eksporterem netto. I z każdym kolejnym rokiem ten bilans był dla nas coraz bardziej korzystny, a nadwyżka eksportu nad importem przekracza dziś 10 mld euro.
O tym, jak zmieniło się nasze rolnictwo, mówią liczby – choćby to, że plony pszenicy z hektara od czasu naszej integracji wzrosły czterokrotnie. Podobnie zwiększyła się też mleczność krów.
Ale zmieniło się też samo miejsce do życia, czyli wieś. Tu też napłynęły ogromne unijne fundusze na budowę dróg, infrastrukturę budynków publicznych, renowację wiejskich ryneczków i placów, na wodociągi, świetlice wiejskie itd. Nastąpiła zmiana cywilizacyjna.
I to wszystko miałoby teraz zniknąć? To się rolnikom w głowach nie mieści.
– Przecież to nie jest rząd samobójców! Załagodzą to – uważa jeden z tych rolników, którzy o możliwości weta słyszeli. – Premier jest jednak Europejczykiem, w zagranicznym banku pracował, on tego nie zrobi! Głupi nie jest.
Kolejny, uprawia 100 hektarów w Zachodniopomorskiem, jest przekonany, że brak dostępu do pieniędzy na nowe inwestycje byłby nawet dla nas korzystny, bo Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która rozdziela unijną kasę, ma duże opóźnienia, więc ten rok przerwy się przyda, by porządnie nadgonić i dokończyć to, co się zaczęło. A co dalej? Zobaczymy.
Jeszcze inny, właściciel świetnie prosperującego gospodarstwa eksportującego bydło do Włoch, mówi spokojnie: „Nie będzie z Unii pieniędzy? Proszę pani, są sprawy ważniejsze od pieniędzy, nasz rząd patrzy też na inne wartości”.
Ale kiedy wypytuję, co dla niego oznaczałoby zamknięcie unijnego rynku i brak dopłat, szybko kończy rozmowę.
Szef spółki pracowniczej gospodarującej na trzech tysiącach hektarów:
– Nie ma takiej możliwości, by to weto zgłosili! Każdy widzi, że pieniądze wsi są potrzebne: na nowe technologie, na poprawę dobrostanu zwierząt. Ale wyjście z Unii? To mi się w głowie nie mieści. Przecież to nie są szaleńcy!
Rolnik z Wielkopolski, ma 400 hektarów:
– Jeszcze pięć lat temu dopłaty do hektara były naszym zyskiem, bo cena sprzedaży pokrywała tylko koszty produkcji, a żyliśmy z dopłat. Ale teraz dopłaty już nam nie dają zysku, tylko wyrównują koszty, bo ceny większości towarów poleciały w dół. Polska nam dopłat nie da, bo jej nie stać. By się utrzymać, musielibyśmy podnieść ceny żywności minimum trzykrotnie, ale polski konsument jest za biedny, by zapłacić. To z czego będziemy żyli? Będzie rzeź na wsi. Chłopy wyrżną kury, krowy mleczne, bydło mięsne, bo ta produkcja nikomu się nie opłaci bez dotacji. To będzie jak fala oceanu, która najpierw wdarła się na ląd, a po pewnym czasie wycofała – zostało tylko błoto. Tak będzie wyglądało polskie rolnictwo, jeśli wyjdziemy z Unii. Ja pierniczę!
Rolnik gospodarujący na 15 hektarach: – Kiedy Kaczyński wymyślił „piątkę dla zwierząt”, to ja z innymi rolnikami blokowałem traktorem drogę wojewódzką. I słyszałem przez CB-Radio, jak kierowcy tirów na nas pomstowali, bo nie mogli przejechać. Klęli najgorszymi słowami. I mówili tak: Daliście PiS władzę, to dobrze wam tak, durne chłopy! A ta „piątka” to tylko ludzi na wsi skłóciła, rządowi chyba o to szło. Bo jak zakazali eksportu drobiu i bydła z uboju rytualnego, to świniarze tylko ręce zacierali, cieszyli się, że ich to nie dotyczy, im się teraz polepszy.
Właściciel dużego gospodarstwa mlecznego na Mazowszu (200 sztuk krów):
– W mleczarstwo ciągle trzeba inwestować, bo tu technologia idzie cały czas do przodu. Nawet jeden rok bez inwestycji to strata. Ale najgorsze, że nie wiadomo, co dalej. Mam brać kredyt, by kupić aplikator do gnojowicy za 100 tys. zł, skoro nie wiem, gdzie będziemy za rok? Jestem teraz na malutkim plusie. Gdybyśmy wyszli z Unii, będę na dużym minusie, bo mleczarstwo jest uzależnione od eksportu do UE, a jak zamkną granice, to ceny skupu mleka polecą w dół.
l