WIERZĘ W REWOLUCJĘ DEMOKRATYCZNĄ
Ludziom po prostu burzy się ich społeczny świat w bardzo wielu wymiarach. I to może zostać zakwestionowane. Ludwik Dorn dla „Wyborczej”
AGNIESZKA KUBLIK: Kto rządzi rządem? Pytam, bo nie premier Morawiecki. Czy zatem premierem rządzi jego podwładny minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro? Czy jego podwładny wicepremier, prezes PiS Jarosław Kaczyński? LUDWIK DORN: Premierem rządzi pan Kaczyński, a rządem nie rządzi nikt.
Jakie szanse ma taki nierządny rząd?
– Wydaje się, że niewielkie, ale to jest raczej kwestia tego, jakie szanse ma taki obóz władzy. I on ma szalenie marne. Jest tylko pytanie, czy będziemy się z tym męczyć jeszcze trzy lata, czy krócej. Od razu uprzedzę pani pytanie i powiem, że w żadne przeciąganie Jarosława Gowina na drugą stronę nie wierzę.
To w co pan wierzy?
– W rewolucję demokratyczną. Albo się ona dokona, albo się rozejdzie. Nie mówię o rewolucji jako dążeniu do zmiany całej struktury społeczno-politycznej z masywnym użyciem przemocy jak np. bolszewicka rewolucja październikowa. Mówię o akcji parlamentarnej połączonej z działaniami pozaparlamentarnymi typu masowe demonstracje, np. blokujące funkcjonowanie gmachów i urzędów publicznych pod hasłem przedterminowych wyborów. Generalnie rzecz biorąc, chodziłoby o sytuację, odwołując się do współczesnych przykładów, jak pomarańczowa rewolucja, euro-Majdan.
Jeżeli mamy tego rodzaju akcje, to albo rząd Morawieckiego przestaje mieć większość parlamentarną, albo się poddaje i godzi się na przedterminowe wybory. Rewolucja demokratyczna na tym polega, że kiedy obóz władzy, który jest obiektem nacisku, godzi się na przedterminowe wybory, to znaczy, że już przegrał, a wybory tylko legalizują i legitymizują poprzez procedurę wyborczą rewolucję.
Oczywiście pan Kaczyński do tego nie dopuści, jeśli nie będzie musiał. Ale rewolucja demokratyczna jest teraz możliwa, a nie była możliwa rok temu, dwa lata temu, trzy lata temu. Teraz, to znaczy na wiosnę, bo nie obala się rządów w czasie zarazy. Więc jeśli na wiosnę wybuchnie rewolucja demokratyczna, jakie pan Kaczyński może mieć wyjście? Bo przecież wyjściem może być tylko pójście drogą Łukaszenki, a przecież pan wicepremier nie ma OMON-u. W strukturze polskich resortów siłowych nie ma odpowiedników OMON-u i BERKUT-u.
Oczywiście, żeby do tej rewolucji doszło, demonstracje musiałyby być masowe, długie i konsekwentne. Rewolucji rzecz jasna nie robi się jedną demonstracją, ale dzięki stałemu, idącemu w tygodnie naciskowi, łącznie z miasteczkami namiotowymi, tak jak na euro-Majdanie.
Kilka miesięcy protestów?
– Istnieją przesłanki do takiej rewolucji. Ale czy to będzie rewolucja demokratyczna, czy ruchawka i się rozpełznie – nie wiadomo.
Jakie przesłanki?
– Pierwsza – władza PiS-u się sama kwestionuje. Jest legalna – nikt nie kwestionuje, że wybory były wolne, choć nie były uczciwe, mówię o tegorocznych prezydenckich, bo w tym przypadku była zaangażowana PiS-wizja i w sposób dotąd niespotykany administracja państwowa – ale traci legitymację. Władza pana Kaczyńskiego sama się delegitymizuje. Jeżeli chodzi o zarządzanie kryzysem pandemicznym, to ja tutaj widzę utratę legitymizacji efektywnościowej, czyli tego, że rząd rządzi dla ludu, lud coś z tego ma. Bo co mamy? Utrata zaufania jest tak głęboka, nadwyrężona została legitymacja demokratyczna, bo lud widzi, że rząd nie rządzi dla nich, tylko dla rządu i partii, i to w tak podstawowej sprawie jak zdrowie i życie.
Druga przesłanka?
– To kwestia aborcji. PiS naruszył jeden z elementów nośnych czegoś, co ja określam jako konstytucję realną. Kompromis aborcyjny wprawdzie nie ma rangi konstytucyjnej, jest zawarty w ustawie, ale realnie jest przepisem konstytucyjnym, bo reguluje wraz z pewną praktyką i innymi normami rzecz niesłychanie ważną dla wspólnoty. Chodzi o relacje między Kościołem katolickim a państwem, między polityką a religią, między prawem stanowionym, zwłaszcza prawem karnym, a prawem bożym. To są podstawowe relacje, na których opiera się wspólnota. I to zostało zburzone. Opór kobiet jest ogromny. Zresztą nie tylko ich – bo one mają mężów, braci, ojców, partnerów. Nie jest to sprawa tylko kobiety, jest to kwestia fundamentalna, określająca, na jakich zasadach działa wspólnota, co państwo może, a czego mu nie wolno.
I co się stało w październiku? Państwo wkroczyło tam, gdzie zdaniem bardzo dużej większości nie ma dla niego miejsca, wyszło poza swoje granice. A wszystko to w atmosferze czegoś, co nazywam lepką komitywą między władzą a klerem. To już nie jest żaden przyjazny rozdział Kościoła od państwa, to jest lepka komitywa.
Trzecia, bardzo mocna przesłanka to kwestia europejska. PiS postawił pytanie podstawowe, czy to jest nasza Unia, w której jesteśmy, bo chcemy, czy nieprzyjazna konstrukcja zewnętrzna, w której jesteśmy, bo musimy.
Na te trzy wymiary – pandemia, relacje państwo – Kościół, kwestia europejska – nałożyły się napięcia wcześniejsze, które nie miały takiego przełożenia społecznego. Pan Kaczyński z racji napięć w obozie władzy i różnych rozbieżności wybrał drogę rozwiązania dla siebie problemu aborcji przez Trybunał Konstytucyjny. I teraz już nie tylko inteligenci, czyli dość wąski krąg, który demonstrował w 2016 r., uważają, że to, co z Trybunałem zrobił pan Kaczyński, jest groźne dla państwa i dla obywateli. Teraz widać, jak bardzo jest to groźne. Elita ostrzegała, że będzie niedobrze, i miała rację – jest niedobrze.
Pełzająca zmiana ustrojowa się dokonała. Ludziom po prostu burzy się ich społeczny świat w bardzo wielu wymiarach. I to może zostać w sposób masowy zakwestionowane.
Ale to, że są przesłanki, to niekoniecznie znaczy, że się zrealizują.
Stąd ten ruch z Orlenem i Polska Press, żeby to powstrzymać?
– A to akurat nie. Ta decyzja zapadła wcześniej, jeszcze przed pandemią. I moim zdaniem żadnej kolejnej repolonizacji nie będzie. W TVN nie uderzą, bo Amerykanie. W przypadku transakcji Orlenu chodzi o wybory samorządowe i parlamentarne w 2023 r. W sensie wyborczym to będzie gra o wszystko, o realną władzę.
Brak weta to blisko 800 mld zł. PiS będzie miał za co naprawiać różne kryzysy i kupować głosy.
– Może PiS-owi uda się coś z tej puli wyszarpać na cele partyjne, ale nie przesadzałbym z możliwościami. 13. i 14. emerytura to były środki budżetowe. Ponadto w większym stopniu niż w przeszłości środki w nowej perspektywie finansowej będą znaczone – większość pójdzie na Nowy Zielony Ład i cyfryzację.
Jakie są przesłanki, że to się wszystko rozpełźnie?
– To wszystko, co się dzieje poza PiS-em.
Na opozycji?
– Jeśli obywatael ma wyjść na ulicę i protestować przeciwko władzy, to musi się liczyć z tym, że wpadnie pod policyjne pały, armatki wodne i gaz. Nie mówię o strzelaniu, rozlewie krwi, bo w Polsce jest inaczej, nie ma takich, którzy by strzelali. No więc jak się obywatel zdecyduje wejść pod te pały, to zaczyna myśleć o alternatywie. Czyli myśli tak: mamy władzę złą, głupią, obrzydliwą i szkodliwą, żyć się z nią nie da, ale jaka jest alternatywa?
No nie ma.
– Alternatywa jest taka, że jak władzę obalimy, będą przedterminowe wybory, a potem przez parę tygodni pan Budka z panem Czarzastym i Hołownią będą ustalać, kto jest premierem. A jak już ustalą, to po np. trzech miesiącach zakwestionują. Więc może brak władzy wyda się części obywateli bardziej szkodliwy niż szkodliwa władza. PiS się trzyma tylko na politycznej słabości opozycji. I nie chodzi o to, ile ona ma w sumie w słupkach sondażowych, ale czy potrafi razem coś zrobić. Jeśli nie, będzie ruchawka, a nie rewolucja demokratyczna.
Przecież wiadomo, co się robi w takich sytuacjach, kiedy narastają przesłanki rewolucji demokratycznej, które wytwarza obóz władzy. Jak władza wychyla się poza punkt równowagi, to co powinna uczynić opozycja? Nie walić rządzących po głowie, tylko pyknąć tak, żeby sami się wychylali tak daleko, aż runą. Tylko trzeba wiedzieć, że pyka się powyżej punktu ciężkości, a nie poniżej, i trzeba wybrać moment pyknięcia.
Pyknąć, czyli?
– Rzecz jest prosta. Nie teraz, ale gdzieś po Nowym Roku porozumienie się demokratyczno-liberalnej opozycji parlamentarnej, czyli bez Konfederacji i pana Hołowni, że chcemy przedterminowych wyborów, a po nich będzie rządził taki rząd, taki premier, minister zdrowia, spraw zagranicznych, oświaty, sprawiedliwości, gospodarki.
I jeżeli takie porozumienie nastąpi, to można zgłosić konstruktywne wotum nieufności z kandydaturą nie tylko nowego premiera, ale też nowych ministrów, które zostanie odrzucone. A na wiosnę, kiedy nastąpi wielkie odmrożenie po pandemii, można pokazać ludności, że jest już nie pomysł na nowy rząd, ale nowy rząd, trzeba tylko odsunąć PiS od władzy.