Izera na manowcach, czyli jak wyrzucić w błoto 5 mld zł
Fabryka przyszłych polskich aut na prąd Izera ma powstać w Jaworznie na Górnym Śląsku – ogłosił we wtorek start-up ElectroMobility Poland (EMP), sponsorowany dotąd przez kontrolowane przez rząd koncerny energetyczne. Teraz 5 mld zł na projekt Izery może wyłożyć rząd, jak przyznał minister klimatu Michał Kurtyka.
To błędny wybór. Fabryka aut Izery powinna powstać na Pustyni Błędowskiej, bo tam można łatwiej zaakceptować miraże.
A właśnie mirażem jest projekt aut Izera, których seryjna produkcja początkowo miała ruszyć przed najbliższymi wyborami parlamentarnymi, a teraz przesunięto ten termin na 2024 r., czyli po wyborach.
Izera jest mirażem, bo na razie nie ma nawet prawdziwego prototypu takiego samochodu, który przed zatwierdzeniem do produkcji przeszedłby testy i badania potwierdzające poprawność konstrukcji i jej zgodność z unijnymi standardami oraz wymogami technicznymi. Na razie za kilkadziesiąt milionów złotych spółka EMP dostała zamówione we włoskiej firmie wzorniczej na „prototypy demonstracyjne”, czyli modele pokazujące wygląd karoserii przyszłych polskich aut na prąd, częściowo wykonane w drukarkach 3D. To jak kupowanie kota w worku, bez pewności, że łowi myszy ani nawet że w tym worku jest naprawdę kot.
Realne znaczenie mogą mieć za to 2 mld zł, które z państwowej kasy ma pochłonąć budowa fabryki tych wirtualnych na razie samochodów w Jaworznie. Nie ma wątpliwości, że większość tych pieniędzy pochłonie zakup kosztownych maszyn i urządzeń z importu, z Niemiec, Francji, Włoch czy Korei Południowej. Dla przedsiębiorców z tych państw to czysty interes, bo zarobią nawet, jeśli fabryka Izery splajtuje. Zarobi też zagraniczny koncern, który ma sprzedać platformę – czyli najważniejszy podzespół – do produkcji polskich aut na prąd.
Zarobi też ktoś, kto zaprojektuje tę fabrykę i opracuje dla niej procesy produkcyjne, do których stosowania trzeba będzie przeszkolić przyszłych pracowników fabryki.
Plajta wirtualnej na razie fabryki wirtualnych jeszcze aut Izera to byłby także koniec miraży dla mieszkańców Górnego Śląska, którym przedstawia się teraz tę inwestycję jako sposób na dalszy rozwój regionu po zamknięciu kopalni węgla. W takiej sytuacji jedyną szansą dla przyszłego rządu Polski byłoby znalezienie koncernu, który przejąłby taką plajtującą fabrykę – być może za grosze czy nawet z dopłatą. A to znamy już z niedawnych dziejów fabryk aut na Śląsku.
+
Fabryka aut Izera powinna powstać na Pustyni Błędowskiej, bo tam można łatwiej zaakceptować miraże. Izera jest mirażem, bo na razie nie ma nawet prawdziwego prototypu takiego samochodu