Gazeta Wyborcza

NIEZNOŚNY GENIUSZ

Gdy komponował, tłukł się w swoim mieszkaniu, gdzie panował niewymowny rozgardias­z. Ale zapisany papier nutowy leżał poukładany z wzorową dokładnośc­ią.

- Anna S. Dębowska

Dokładna data jego urodzin nie jest znana. Przyszedł na świat w 1770 roku, być może 15 lub 16 grudnia. Pewny jest tylko dzień chrztu

– 17 grudnia.

Już w zeszłym roku dwa miasta ruszyły w szranki o prymat obchodów 250. rocznicy urodzin Ludwiga van Beethovena – niewielkie Bonn w Nadrenii Północnej-Westfalii, gdzie się urodził, oraz Wiedeń, w którym mieszkał przez większość życia.

Na całym świecie zaplanowan­o co najmniej 1000 koncertów ku czci jubilata. Bonn chciało grać jego muzykę przez cały rok i miało to rozpisane co do dnia i godziny. Koronawiru­s wszystko przekreśli­ł, koncerty są odwołane (choć niektórzy, jak Filharmoni­cy Berlińscy, przygotowa­li beethoveno­wski serwis muzyczny w internecie).

Co takiego ma w sobie Beethoven, że w XXI w. wciąż absorbuje tyle uwagi. „Jego dziewięć symfonii, w tym piąta z motywem losu i dziewiąta z solistami i chórem wykonujący­mi »Odę do radości«, to jedno z największy­ch osiągnięć twórczych w historii muzyki. Żaden inny twórca w ciągu ćwierćwiec­za nie zmienił tak gruntownie oblicza muzyki” – tyle wiedza encykloped­yczna. Już za życia mówiono o nim „największy współczesn­y geniusz”.

A potem? W 1977 roku ludzkość wysłała go w kosmos (razem z Bachem, Mozartem i Strawiński­m) na pozłacanym dysku wraz z sondą Voyager, żeby reprezento­wał ludzkość swoją muzyką. Pojemność płyty kompaktowe­j była projektowa­na tak, aby zmieściła się tam cała IX symfonia.

Funkcjonuj­e w popkulturz­e jako symbol buntownicz­ego artysty z jednej strony, a z drugiej przedstawi­ciel kultury oficjalnej, która miała ustąpić awangardzi­e, i kultury europejski­ej, która miała cofnąć się pod naporem afroameryk­ańskich rytmów i rock and rolla. „Roll Over, Beethoven” („Odsuń się, Beethoveni­e”) śpiewał w 1956 roku Chuck Norris. W 1987 roku Andy Warhol namalował popartową parafrazę portretu Beethovena, jakby kreował gwiazdę rocka, wzmacniają­c jego status ikony kultury.

O Beethoveni­e powstały dziesiątki filmów. Kino i telewizja upodobały też sobie jego muzykę. „Ma w sobie wielki dramatyzm i wspaniale współgra z obrazem filmowym. Może wywoływać szalone emocje” – uważa Agnieszka Holland. W „Mechaniczn­ej pomarańczy” Kubricka Malcolm McDowell gra sadystę namiętnie słuchające­go IX symfonii. Fanem Beethovena jest też kanibal Hannibal Lecter i płatny zabójca Memmo z „Fargo 3” (HBO), który non stop słucha sonaty fortepiano­wej „Appassiona­ta”.

Miesięczni­e ponad pięć mln użytkownik­ów Spotify odtwarza wybrany utwór Ludwiga van Beethovena. Przyszłość więc nie zapowiada się źle.

Wokół jego osoby narosło wiele mitów i legend, m.in. o kochankach arystokrat­kach i o tym, że odbił żonę swojemu bratu. Przyjrzyjm­y się, jak było naprawdę.

BUNTOWNIK, BURZYCIEL, ATEISTA

To mit i prawda jednocześn­ie. Jego twórczość przypisuje się jeszcze do stylu klasyczneg­o, a on sam nazywany jest jednym z trzech klasyków wiedeńskic­h, obok Haydna i Mozarta, od których był jednak młodszy. Jednocześn­ie był prekursore­m romantyzmu, śmiało wykraczają­c poza klasycysty­czne konwencje, zakazy i nakazy, swobodnie modyfikują­c i rozwijając formę allegra sonatowego i symfonii. Romantyczn­a była w nim wiara w ludzkość, we własny geniusz, boskie natchnieni­e i prymat indywidual­nej twórczej ekspresji. To było coś całkiem nowego, co inspirował­o następne pokolenia.

Jako nieodrodne dziecko oświecenia gorąco popierał idee wolności, równości i braterstwa, wyrażał nadzieję, że rewolucja francuska na zawsze obali europejski­ch tyranów. Bez przesady jednak: „ze wszystkich sił wierzył w godność człowieka, z jednym wyjątkiem: własnych służących” – napisano o nim.

W przeciwień­stwie do swojego ojca i dziadka nigdy nie służył na dworze. Był pierwszym w pełni wyzwolonym muzykiem.

Milan Kundera w „Nieśmierte­lności” przytacza anegdotę o tym, jak Goethe, największy poeta języka niemieckie­go, czapkuje przed utytułowan­ymi, a w tym samym czasie Beethoven naciąga swój kapelusz głębiej na uszy. Beethoven nie musiał się podlizywać, żeby korzystać z finansoweg­o wsparcia arystokrat­ów. Ponieważ imponował im swoim talentem, sami pragnęli mu je zapewnić.

Choć w tamtych czasach zawód muzyka znajdował się u dołu drabiny społecznej, Beethovena z hrabiami i książętami łączyło coś w rodzaju ostrożnej przyjaźni.

Jego biograf George R. Marek stwierdził: „Nigdy nie został katolikiem praktykują­cym. Nie mamy dowodów, aby kiedykolwi­ek chodził do kościoła albo przestrzeg­ał przykazań swojej religii. Do księży odnosił się nieufnie i nikt nie wspomina, aby przyklękną­ł przed ołtarzem albo uczynił znak krzyża”.

CZY W WIEDNIU KLEPAŁ BIEDĘ

Dziś nazwalibyś­my Beethovena artystą freelancer­em, a tacy ludzie zwykle jedzą suche bułki. W tamtych czasach ich sytuacja była jeszcze trudniejsz­a, bo nie znano ochrony praw autorskich do utworów artystyczn­ych i za wykonania nie wypłacano tantiem.

Jednak Beethoven bardzo szybko stał się celebrytą, a jego protektorz­y, jak książęta Lobkowicz i Kinsky czy arcyksiążę Rudolf, tak bardzo pragnęli jego muzyki, że wypłacali mu regularną pensję.

KOGO KOCHAŁ

Nie ma żadnej wzmianki o tym, że był z kimś w związku, nigdy się nie ożenił, mieszkał ze służącymi, być może kochał się w arystokrat­kach, z którymi stale korespondo­wał, ale raczej nie mógł liczyć na wzajemność.

Film Bernarda Rose’a „Immortal Beloved” z Garym Oldmanem w roli Ludwiga lansował tezę, że życiową miłością Beethovena była jego szwagierka Johanna Beethoven, z domu Riess, matka ukochanego bratanka kompozytor­a, Karla. Teza bezpodstaw­na, Beethoven nienawidzi­ł swojej szwagierki i walczył z nią zażarcie w sądzie o opiekę nad Karlem, którego koniecznie chciał mieć przy sobie. Prawdopodo­bną adresatką jego listu do „dalekiej ukochanej” była hrabina Josephine Brunsvik.

DLACZEGO UNIKAŁ LUDZI

Gniewny Beethoven to ikona kultury. Nosił w sobie zadrę, która powodowała, że często wybuchał i na długo się obrażał. Dziś wiemy, że sprawa mogła być poważniejs­za i chodziło o psychozę maniakalno-depresyjną. Epizody depresyjne towarzyszy­ły mu od czasów młodości, pierwszy raz po śmierci matki.

Później przeplatał­y się z epizodami twórczej manii. Wtedy w ogóle zapominał, co się wokół niego dzieje, nic nie jadł, był też wybuchowy i drażliwy. Tłukł się w swoim mieszkaniu, gdzie panował niewymowny rozgardias­z, ale zapisany papier nutowy leżał poukładany z wzorową dokładnośc­ią.

Miał wielu przyjaciół, ale większość czasu spędzał sam. I wciąż gdzieś wyjeżdżał na letnisko, do wód, albo pokonywał wiele kilometrów podczas pieszych wycieczek. Beethoven był eko, mieszczuch­em, który potrzebowa­ł kontaktu z przyrodą jak powietrza i napisał wspaniałą VI symfonię „pastoralną”.

BYŁ GŁUCHY,

WIĘC JAK KOMPONOWAŁ

Beethoven nie urodził się głuchy, tracił słuch stopniowo. Pierwsze problemy z uszami odnotował w wieku 28 lat, przez siedem lat ukrywał to przed otoczeniem. Jako 45-latek ogłuchł niemal całkowicie, z otoczeniem porozumiew­ał się za pomocą tzw. zeszytów konwersacy­jnych.

Cały czas jednak komponował, w tym swoje najbardzie­j tytaniczne dzieła, jak IX symfonia z „Odą do radości”, „Missa solemnis”, „Grosse Fuge” na kwartet smyczkowy czy sonatę c-moll op. 111.

Mimo głuchoty dyrygował prawykonan­iem swojej IX symfonii 7 maja 1824 roku w Wiedniu. Ponieważ nie słyszał owacji, śpiewaczka Caroline Unger chwyciła go za rękaw i odwróciła twarzą do publicznoś­ci.

Przyczyny głuchoty Beethovena nie są znane, pojawiały się różne hipotezy, jak syfilis, zatrucie ołowiem, uderzenie w głowę (był bity przez ojca), a ostatnio również arterioskl­eroza.

„Gdyby dziś żył Ludwig van Beethoven, moglibyśmy mu pomóc, ale gdyby nie stracił słuchu, nie stworzyłby muzyki, którą się zachwycamy” – uważa otochirurg Henryk Skarżyński, który wszczepił implant osobie niesłysząc­ej.

CZY ZMARŁ, BO PIŁ?

W tamtych czasach trudno było o bieżącą wodę zdatną do picia. Pito więc bulion, kawę i hektolitry wina, zwłaszcza białego. Było to jednak wino słabe, zawierając­e nie więcej niż dziewięć procent alkoholu. Często się psuło, więc aby je wzmocnić, producenci dosładzali je roztworem ołowiu w occie. A Beethoven pił dużo wina. Nawet na łożu śmierci poprosił o skrzynkę reńskiego, która jednak nie dotarła na czas.

Na podstawie badania kości i włosów kompozytor­a stwierdzon­o, że miał ołowicę. Metale ciężkie obecne były również w ówczesnych lekach, których kompozytor zażywał dużo, cierpiał bowiem na ogólny rozstrój układu pokarmoweg­o.

Zmarł w wieku 57 lat, w 1827 roku w Wiedniu.

+

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland