W Sejmie z PiS nie wygra nikt
Reasumpcja po przegranym przez PiS głosowaniu staje się już rzeczą oczywistą?
– Tak, przyzwyczaili nas do tego. PiS w momencie, gdy jest obawa, że przegra, robi przerwę, a jeśli przegra głosowanie, to reasumpcję. Niedawno mieliśmy kolejną rzecz bez precedensu, to znaczy PiS przegrało głosowanie i przeszło rozwiązanie dotyczące dodatków dla wszystkich medyków walczących z COVID-19. Tę ustawę podpisał nawet Andrzej Duda, ale rząd jej nie opublikował. Czekali do momentu przyjęcia nowelizacji ustawy, która przewidywała dodatki jedynie dla części personelu medycznego. Tę już opublikowano. To był skandal absolutny.
Tym razem zarządzono przerwę i ogłoszono posiedzenie Konwentu Seniorów. Uczestniczyła w nim pani. Co mówili przedstawiciele PiS?
-Tu być może pana zaskoczę, ale konwenty odbywają się w spokojnej atmosferze, wypowiadają się przedstawiciele opozycji, a na koniec marszałek Ryszard Terlecki mówi, że w sprawie ostatecznie Sejm zdecyduje większością głosów. To stała formuła. W tym czasie PiS mobilizuje swoich posłów, a tych, którzy się sprzeciwiają, zastrasza. W tym przypadku trwało to tak długo, bo trzeba było odnaleźć posłów. Odpowiedzialny za to poseł PiS Waldemar Andzel biegał z telefonem po sali i wydzwaniał tych, którzy nie głosowali. Zresztą właśnie z tego powodu często długo czekamy na wyświetlenie wyniku głosowania. On dzwoni, a my czekamy...
Ryszard Terlecki jest przecież wicemarszałkiem, marszałkiem jest Elżbieta Witek, ona podejmuje decyzje.
– Nie, o wszystkim decyduje wicemarszałek Terlecki. Tak było zresztą i za czasów poprzednika Marka Kuchcińskiego. Różnica polega na tym, że marszałek Witek czasem stara się łagodzić sytuację. W tym przypadku marszałek Witek przyniosła pismo z podpisami 34 posłów PiS domagających się reasumpcji. Potrzeba do tego 30 podpisów i z punktu widzenia regulaminowego wszystko było w porządku. Wniosek został złożony poprawnie. Regulamin przewiduje reasumpcję w przypadku niewielkiej różnicy głosów, oczywistych pomyłek czy awarii sprzętu.
Czy marszałek Witek wykazywała objawy jakiegoś zażenowania tą sytuacją?
– Raczej nie, można było nawet odnieść wrażenie, że odetchnęła z ulgą, bo sytuacja została opanowana i prezes nie będzie się denerwował.
Byłem w Sejmie, gdy upadł rząd Hanny Suchockiej jednym głosem, bo minister Zbigniew Dyka zatrzasnął się w toalecie. Wówczas mówiono o reasumpcji, ale uznano, że taka sytuacja urągałaby powadze rządu. Dziś takiego rządu nie dałoby się odwołać.
– Uważam, że jeśli chodziłoby o rząd PiS, to reasumpcja by się odbyła. Dawniej obowiązywało coś takiego jak poczucie godności i przyzwoitość, cechy obecnie w zaniku. Wtedy, gdy ktoś przegrał, to się z tym po prostu godził. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że w sytuacji, gdy Sejm jest częściowo zdalny z powodu pandemii, nie ma szansy, by PiS przegrał jakiekolwiek głosowanie. Bo albo będzie przerwa, albo reasumpcja. My nie wiemy, kto jest, a kogo nie ma, co dałoby się sprawdzić w sytuacji, gdy posłowie są na sali. W tym przypadku nie było na przykład byłego ministra zdrowia, Łukasza Szumowskiego, i nagle się znalazł, w tym czasie przekonywali też kogoś od ziobrystów. PiS dodatkowo zmobilizował kilku innych posłów.
To trochę tak, jakby grał pan w meczu piłki nożnej, w którym gole może strzelać tylko jedna drużyna, a bramki drugiej nie są w ogóle uznawane.
Czy to ma jeszcze coś wspólnego z parlamentarną demokracją?
– Powiedziałabym, że nic nie zostało już z demokracji w Sejmie, choć myślę, że PiS nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa. PiS stosuje reasumpcję w komisjach, gdy przejdzie niepopierana przez nich poprawka, blokuje poprawki opozycji i przyjmuje tylko swoje. Na uzasadnienie stanowiska poseł ma pięć minut, a bywa, że wypowiedzi skracane są do 30 sekund. Nie ma możliwości przedstawienia poprawek i ich uzasadnienia. Wszystko odbywa się w trybie pilnym, wszystko odbywa się po nocy. Jeśli ktoś uważa, że parlament służy obecnie do przedyskutowania problemu, wygłoszenia opinii, to się myli.
Podczas ostatniej debaty o wotum nieufności wobec prezesa Jarosława Kaczyńskiego premier i prezes wypowiadali się dość długo.
–To sejmowa zasada, że premier ma nieograniczony czas wypowiedzi. W tym przypadku premier mówił długo i nie na temat. A wicepremier Kaczyński? On może na mównicę wchodzić kiedy chce, mówić, co chce, i uzurpuje sobie prawo do bezkarnego obrażania posłów. To zresztą moim zdaniem jest przyczyną brutalizacji wypowiedzi w Sejmie i życia publicznego, bo skoro prezes tak się zachowuje, to niektórzy reagują, a inni biorą przykład.