Strajk Kobiet nie powstał w próżni
Przed dwoma laty, w setną rocznicę uzyskania w Polsce praw wyborczych przez kobiety, w warszawskim kinie Muranów miała miejsce premiera pełnometrażowego, paradokumentalnego filmu „Siłaczki. Historia emancypacji kobiet”. Był on zrealizowany ze składek społecznych i przy wsparciu m.in. Muzeum Historii Polski, w koprodukcji z Domem Spotkań z Historią i Regionalnym Funduszem Filmowym w Krakowie, we współpracy z fundacją im. Heinricha Boella w Warszawie.
Mottem przewodnim są słowa prof. Zofii Daszyńskiej-Golińskiej „Praw się nie dostaje! Prawa się zdobywa w walce…”, współzałożycielki (wspólnie z Izą Moszczeńską) Ligii Kobiet Pogotowia Wojennego, organizacji niepodległościowej, z którymi zwróciła się do uczestniczek marszu krakowskich emancypantek w 1911 roku. Pierwszej kobiety, która na uniwersytecie w Zurychu uzyskała doktorat z ekonomii.
Obraz, odwołujący się m.in. do strajkujących w 1896 roku 900 kobiet i dziewcząt z Cesarsko-Królewskiej Fabryki Tytoniu w Krakowie zwanej „Cyberfabryką”, obejmuje szeroką gamę problemów, od wspomnianych protestów kobiet – robotnic dopominających się lepszych warunków pracy, po gorące dyskusje ideologiczne. Twórcy filmu przedstawiają m.in. sylwetki Kazimiery Bujwidowej, orędowniczki zniesienia zakazu wstępu kobiet na uniwersytety, granej przez Martę Kondraciuk, Marii Dulębianki – kandydatki do Sejmu Krajowego we Lwowie, gdy Polski niepodległej jeszcze nie było i nie było praw wyborczych dla kobiet, granej przez Marię Seweryn, Zofii Nałkowskiej żądającej równouprawnienia nie tylko pod względem politycznym, ale i obyczajowym, granej przez Annę Prus, Zofii Daszyńskiej, rzeczniczki niezależności ekonomicznej kobiet, ich zaangażowania w tworzenie kooperatyw, zakładania kobiecych stowarzyszeń i organizacji zawodowych, granej przez Jelenę Dadu.
Warto, jak mi się wydaje, film ten przypomnieć, bo dokumentuje on, iż dzisiejszy Strajk Kobiet nie powstał w historycznej próżni.
Na marginesie: gdy w pierwszych dniach listopada po otwarciu warszawskich cmentarzy odwiedzałem na Starych Powązkach groby bliskich, na grobie Zofii Daszyńskiej-Golińskiej palił się tylko jeden znicz. To był ten, który przyniosłem i zapaliłem.