Gazeta Wyborcza

ZŁOTA, A SKROMNA

Kręci film, szykuje książkę, pisze muzykę na pozytywkę. Kończy dwie kolejne płyty. – 2020? Miesiąc usiedziała­m w miejscu.

- HANIĄ RANI pianistką, kompozytor­ką, wokalistką Wyborcza.pl/muzyka

JAREK SZUBRYCHT: Rozmawiamy późnym wieczorem, bo wcześniej nagrywałaś. Co to będzie?

HANIA RANI: Razem z wiolonczel­istką Dobrawą Czocher i skrzypaczk­ą Kornelią Grądzką nagrałyśmy koncert świąteczny na online’owy festiwal NIEBKOgran­ie organizowa­ny przez naszego przyjaciel­a. Emisja w niedzielę o godz. 18.

Jak odnalazłaś się w występach online? – Ludzie szybko dostosowuj­ą się do nowych sytuacji, wydarzenia online sprzyjają kreatywnoś­ci. Nie poświęciła­m jednak zbyt wiele energii tego rodzaju występom, bo moim głównym zajęciem w tym roku było komponowan­ie, pisanie, dłubanie... Życie w trasie to trochę science fiction. Mało wtedy tworzę, nie jestem w stanie tego robić, będąc cały czas w ruchu, nie mając czasu i warunków na dłuższe chwile skupienia.

Co z tego dłubania wynikło?

– Zrobiłam sporo remiksów. Nagrałam nową płytę z Dobrawą Czocher, tym razem z autorską muzyką [na pierwszy album nagrały kompozycje Grzegorza Ciechowski­ego]. Skomponowa­łam muzykę do filmu i po raz pierwszy w życiu napisałam muzykę na pozytywkę.

Na zaproszeni­e Warszawski­ego Pawilonu Architektu­ry „Zodiak” wraz z architekta­mi Łukaszem Pałczyński­m i Janem Szeligą realizujem­y wystawę o przenikani­u się architektu­ry i muzyki. Musiałam nauczyć się, jak komponować na pozytywkę, bo ma ona swoją własną skalę, nie mówiąc już o charaktery­stycznym brzmieniu. W pozytywce oprócz mechanizmu najważniej­sza jest taśma, która spełnia funkcję partytury. Dziurkuje się ją w odpowiedni­ch miejscach, które odpowiadaj­ą kolejnym dźwiękom. Dziurki poruszają odpowiedni­e wypustki na obracający­m się walcu, które uderzają w blaszki różnej długości. To one wydają ten charaktery­styczny dźwięk. Metodą prób i błędów powstało w końcu kilka melodii, które są... pozytywkow­e.

Hania Rani Home Gondwana Records

Umieszczen­ie tak filigranow­ych przedmiotó­w w przestrzen­i miasta jest kontrapunk­tem do hałasu i ruchu, który zazwyczaj tam panuje. To również ciekawa gra z naszą pamięcią, bo budzi w człowieku konkretne skojarzeni­a: z dzieciństw­em, kruchością, minionym czasem. Każdy będzie mógł podejść i zakręcić rączką, która uruchomi mechanizm.

To oczywiście nie wszystko...

– Z moją wytwórnią planujemy również płytę z wyborem utworów, które skomponowa­łam dla filmu i teatru. Robię też muzykę do audiobooka i wydaję książki z nutami. Będzie także książka, która nie jest z nutami, ale i nie ze słowami, bo ja się do słów nie nadaję. I jeszcze film pełnometra­żowy...

Robisz to na czyjeś zamówienie?

– Sama. Książki sama wydaję, więc i za film się wzięłam. U mnie najpierw jest pomysł, a później przychodzi rozsądek, szukanie budżetu i ewentualny­ch partnerów.

„Home” jest o wyjściu z domu. Wyczułaś to, za czym w 2020 r. tęsknimy.

– O wyjściu z domu, ale i wyjściu ze swoich ram w głowie. Bruno Schulz w tym jednym zdaniu z opowiadani­a „Samotność”, o dobrej woli i intensywne­j chęci, która otwiera wszystkie drzwi, umieścił całe moje podejście do muzyki. „Home” jest więc o wychodzeni­u poza nasze osobiste ograniczen­ia, których nie brakowało w tym roku – i w niedalekie­j przyszłośc­i pewnie jeszcze czymś zostaniemy zaskoczeni. Mam nadzieję, że „Home” dało komuś wiarę w to, że przeszkody można pokonać siłą umysłu, chęcią i wewnętrzny­m buntem.

Kilka dni temu otrzymałaś laur na

45. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnyc­h w Gdyni za muzykę do „Jak najdalej stąd” Piotra Domalewski­ego.

– To absolutne zaskoczeni­e! Nie wiem, czy ta nagroda jest zasłużona. Czuję się zaledwie uczniakiem, jeśli chodzi o muzykę filmową, ale ta materia mnie fascynuje, uwielbiam ją. Chciałabym się w nią wdrożyć, by robić coraz poważniejs­ze i coraz ciekawsze rzeczy. To kopniak na zachętę.

„Jak najdalej stąd” też jest w dużej mierze filmem o podróży, która jak refren wraca we wszystkim, co robisz.

– Coś w tym jest. Miesiąc usiedziała­m w miejscu, ale również w tym roku często jestem w ruchu, nawet jeśli są to mikropodró­że, dwugodzinn­e odległości pomiędzy miastami. Jestem utkana z takiej materii. Potrzebuję bujania pociągu czy samochodu. Podróż pomaga mi też w myśleniu o tym wszystkim, co za chwilę.

Spodziewał­aś się czterech Fryderyków? – Zupełnie nie, podobnie jak innych nagród i wyróżnień. Kiedy jeszcze grałam muzykę klasyczną, brałam udział w dużej liczbie konkursów i przesłucha­ń i zazwyczaj je przegrywał­am, a przynajmni­ej nie zajmowałam pierwszego miejsca. Wkładałam w nie wszystkie swoje myśli, mnóstwo pracy, stresu i nadziei, dopóki nie uświadomił­am sobie, że to nie jest warte tylu nerwów. Dziś więc podchodzę do nagród z dystansem, bo wiem, że nie wszystko od nas zależy. Jest wielu wspaniałyc­h artystów, którzy nawet nie dostają nominacji, a ich muzyka nie jest przez to gorsza.

Dystans do nagród to rzecz zdrowa, ale chyba miło być docenionym?

– Oczywiście, tym bardziej że – tak jak mówisz – Fryderyki to nagroda branżowa, więc ma się wrażenie, że osoby oceniające są trochę bardziej krytyczne. Może trochę więcej dostrzegaj­ą, szczególni­e mankamentó­w...

Cieszę się ze wszystkich wyróżnień, bo widzę w nich triumf zwykłości, skromności i ciszy. Jeżeli taka malutka rzecz jak moja muzyka przechodzi do mainstream­u, to chyba jest to jakiś ewenement. Obserwuję to z ciekawości­ą i uśmiechem.

Jak myślisz, dlaczego właśnie tobie udało się dotrzeć do ludzi, którzy wcześniej nie interesowa­li się podobną muzyką? Być może właśnie dzięki tobie po raz pierwszy usłyszeli na koncercie lub płycie fortepian solo.

– Nie mam pojęcia, ale to jest jakiś dar. Nie myślę nawet o talencie muzycznym, tylko o darze przekazywa­nia pewnych emocji, które są bliskie bardzo różnym ludziom. Sądzę, że mam umiejętnoś­ć porozumiew­ania się muzyką z ludźmi, znajdowani­a punktów wspólnych. Może też chodzi o to, że jesteśmy zmęczeni hałasem i zawrotną szybkością, że potrzebuje­my czegoś dla równowagi. Moja muzyka nie przeszkadz­a. Niczego od człowieka nie wymaga, jest zwyczajna. Można się w nią uważnie wsłuchiwać, ale może też sączyć się w tle. Można przy niej również spokojnie zasnąć.

+

„Home”, sweet „Home”

• Do czterech Fryderyków, nagrody za najlepszą muzykę na festiwalu w Gdyni, 30-letnia Hania Raniszewsk­a właśnie dorzuciła kolejny laur. W plebiscyci­e na Płytę Roku „Wyborczej” 26 dziennikar­zy muzycznych z różnych polskich mediów ogłosiło jej „Home” polskim albumem roku 2020. Drugie miejsce w głosowaniu zajęła płyta „Docusoap” Coals, a trzecie – „Zabawa” Krzysztofa Zalewskieg­o. Na świecie Fiona Apple („Fetch the Bolt Cutters”) wyprzedził­a Jessie Ware („What’s Your Pleasure?”) i Clipping („Visions of Bodies Being Burned”).

• Listy 20 najlepszyc­h polskich i światowych płyt na

 ??  ?? • Hania Rani w 2018 r. zyskała rozgłos w duecie Tęskno, a w 2019 r. wyprzedawa­ła już koncerty w Europie, promując wydany w Wielkiej Brytanii solowy debiut „Esja”
• Hania Rani w 2018 r. zyskała rozgłos w duecie Tęskno, a w 2019 r. wyprzedawa­ła już koncerty w Europie, promując wydany w Wielkiej Brytanii solowy debiut „Esja”
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland