CHCEMY WIEDZIEĆ, DLACZEGO TO SIĘ STAŁO
13 stycznia 2019 r. podczas finału WOŚP prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został kilkakrotnie ugodzony nożem. Następnego dnia zmarł. Proces sprawcy do dziś się nie rozpoczął. Od wtorku trwa zbiórka podpisów pod apelem o jak najszybszy wyrok w tej sprawie.
ROZMOWA Z bratem zamordowanego dwa lata temu prezydenta Gdańska
KATARZYNA WŁODKOWSKA: Był pan już u brata, w gdańskiej bazylice Mariackiej?
PIOTR ADAMOWICZ: W końcu się przełamałem, ale chodzę rzadko. Jeśli jestem, to najczęściej z rodzicami, przy okazji rocznicy, imienin, świąt. Widok urny Pawła przypomina mi ten wieczór, gdy jadę z żoną za ambulansem z ciężko rannym bratem. Wracają obrazy ze szpitala.
Rozmawiacie, gdy już pan tam jest?
– Nie, za wcześnie. Zapalę świeczkę, przeżegnam się i chcę wychodzić. Moja żałoba jeszcze trwa. Ale przynajmniej nie reaguję już nerwowo na dźwięk karetki. Nadal nie mogę oglądać filmów, w których pojawia się przemoc z udziałem noża. Odwracam wzrok. Zaraz pewnie pani zapyta, czy wybaczyłem mordercy.
Nie planowałam. Zauważyłam jednak, że jest pan o to pytany przy okazji niemal każdego wywiadu.
– Rozumiem to oczekiwanie, zgodnie z wiarą katolicką należy wybaczyć.
Ale?
– Nie wszystko da się odpuścić. Poza tym jesteśmy na etapie ciągle trwającego śledztwa, a morderca, z tego, co wiem, jest żywo zainteresowany tym, co się o nim mówi i pisze. Ba, wydaje się, że lubi o sobie czytać.
Wykorzystuje to później?
– Zawarte w publikacjach informacje może dostosowywać do ewentualnych wariantów obrony. I ja to rozumiem, nie on jeden przecież. To osobowość na swój sposób inteligentna, bardzo przebiegła, dlatego najpierw chcę poznać pełną prawdę, usłyszeć, że Stefan W. przyznaje się do winy. Następnie zobaczyć, że w ogóle żałuje. Potem niech ktoś ewentualnie pyta, czy wybaczyłem.
Była propozycja, by pańska rodzina spotkała się z matką Stefana W.
– Odmówiłem. To nie czas na gesty pojednania. Takie spotkanie mogłoby być potem wykorzystane przed sądem. Matka Stefana W. powiedziała w wywiadzie telewizyjnym, że jej syn zdaje sobie sprawę z tego, że już nigdy nie wyjdzie. Czy to z więzienia, czy to ze szpitala. Zasugerowała, że ubolewa, płakał, gdy rzekomo zrozumiał, co zrobił. Ja jego żalu w aktach sprawy nie widzę.
Pańska wypowiedź: „W tym wszystkim pomaga mi to, że za cel postawiłem sobie pilnowanie śledztwa w sprawie zabójstwa Pawła”.
– Bo tak jest. Tylko jak to brzmi? Zostaje zamordowany człowiek, syn, mąż, ojciec, brat, prezydent jednego z największych polskich miast, a wyjaśnienia sprawy należy pilnować.
Denerwuje się pan.
– A można być w takiej sytuacji spokojnym? Mijają dwa lata od zabójstwa Pawła. Wydaje się, że nie ma prostszej sprawy: jest zabójca, narzędzie zbrodni, nagranie wideo, świadkowie. I co się dzieje? Kolejne przedłużenie śledztwa. W lutym 2020 roku, po pierwszej rocznicy śmierci, zadałem publicznie kilka pytań. Jedno dotyczyło losów śledztwa w sprawie niedopełnienia obowiązków przez policję i służbę więzienną po zgłoszeniach przez matkę Stefana W., że jej syn może doprowadzić do tragedii. Odpowiedź nadeszła w październiku. Nic się nie stało, brak dowodów, że doszło do niedopełnienia obowiązków. Decyzja jest nieprawomocna. Została przez nas zaskarżona.
A co z fałszowaniem dokumentacji przez komisariat na Białej? Udawali, że rozesłali do wszystkich jednostek na terenie kraju telegram, że Stefan W. po wyjściu z więzienia zamierza popełnić kolejne przestępstwo.
– Wiem tylko, ale to z pani tekstu, że policja wszczęła postępowanie dyscyplinarne.
Umorzone.
– Nie jestem zaskoczony.
Apelował pan też, by dociec, jakie Stefan W. oglądał w więzieniu programy telewizyjne.
– Do dziś nie wiem.
Jest to badane?
– Nie mogę mówić o tym, co znajduje się w aktach, natomiast w moim odczuciu nikomu na ustaleniu tych faktów nie zależy.
Dla pana to ważne?
– To powinno być ważne dla prokuratury. To do niej należy ustalenie, dlaczego Stefan W. wybrał Pawła. Ja i moja rodzina chcemy prawdy. Obawiam się jednak, że możemy jej nie poznać. A wydawało się, że w grudniu wpłynie do sądu akt oskarżenia.
I co się stało?
– Nie wiem, coś się zadziało pod koniec listopada. Ale może od początku.
Stefan W. niedługo po zatrzymaniu został skierowany na czterotygodniową obserwację do szpitala przy Areszcie Śledczym w Krakowie. Zakończyła się ona na początku czerwca. W jej wyniku sporządzono opinię sądowo-psychiatryczną. Liczy ona 42 strony i została podpisana 30 września 2019 r. Znacząca część tego dokumentu to przedstawienie informacji z akt sprawy oraz danych ze zgromadzonej dokumentacji medycznej. Według krakowskich biegłych Stefan W. jest chory psychicznie, a 13 stycznia 2019 r., gdy rzucił się z nożem na mojego brata, był niepoczytalny. To znaczy, że nie będzie procesu ani pytań do niego. Stefan W. powinien trafić do zamkniętego szpitala psychiatrycznego.
Skonsultowaliśmy tę opinię z kilkoma psychologami i psychiatrami klinicznymi, osobami doświadczonymi, z tytułami profesorskimi. Każdy, niezależnie od siebie, przedstawił swoje wnioski. Były one jednoznaczne i pełne wątpliwości. Żaden z tych biegłych, jak przekazali, by się pod tą opinią nie podpisał. Zastrzeżenia dotyczyły zarówno przyjętej metodologii, jak i końcowych wniosków. A rozmawiamy o człowieku, który do zbrodni przez kilka tygodni się przygotowywał.
Jerzy Pobocha, założyciel i prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej, powiedział mi, że tak sporządzone opinie nazywa „pracą sekretarki”.
– Wątpliwości miała nawet prowadząca śledztwo gdańska prokuratura. Jak publicznie podano, biegli nie odnieśli się do wszystkich kwestii „mających znaczenie dla oceny poczytalności podejrzanego w chwili popełnienia zarzuconego mu czynu”. Ja i pełnomocnicy rodziny złożyliśmy szereg wniosków i pytań, które naszym zdaniem należało biegłym zadać. Prokuratura dodatkowo słuchała ich przez dwa dni. W finale zdecydowała, że powoła drugi zespół. Większy, z autorytetami i dorobkiem naukowym. Na czele sześcioosobowego zespołu stanął profesor Janusz Heitzman, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Pracę zakończono 30 lipca 2020, opinia ma aż 337 stron. Spora różnica, prawda?
Jak to brzmi? Zostaje zamordowany człowiek, syn, mąż, ojciec, brat, prezydent jednego z największych polskich miast, a wyjaśnienia sprawy należy pilnować
Wnioski?
– Z opinii wynika jednoznacznie, że Stefan W. nie jest chory psychicznie, miał jedynie ograniczoną poczytalność w stopniu znacznym i – co najważniejsze – zespół profesora Heitzmana uznał, że nie kwalifikuje się do umieszczenia w zakładzie psychiatrycznym. To wszystko oznacza, że może być sądzony.