Kaczyński będzie trwać
Przyspieszone wybory? Nawet gdyby całej opozycji wraz z Gowinem udało się powołać „rząd techniczny”, to jeszcze nie oznacza, że w Polsce odbyłyby się przyspieszone wybory. Pakietem kontrolnym dysponuje Jarosław Kaczyński
„Albo się porozumiemy, albo w ciągu roku czekają nas wcześniejsze wybory” – mówi w wywiadzie dla „Super Expressu” Jarosław Gowin, lider Porozumienia. Problem polega na tym, że to nie Jarosław Gowin ma pakiet kontrolny polskiego Sejmu, który zdecyduje (albo i nie) o wyborach. O tym zdecyduje Jarosław Kaczyński.
Właśnie to prezes PiS obwieścił swoim koalicjantom w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”. Komunikat dla wtajemniczonych brzmi jasno: być może koalicja, metaforycznie nazwana „dzbanem”, się rozpadnie, ale rząd będzie trwał tak długo, jak długo on tego chce. Można domniemywać, że datą graniczną jest start „nowego ładu”, który ma nadać nowy impuls zgasłemu rządowi. Uruchomienie tego programu (wobec którego sprzeciw wyraża część koalicjantów) nastąpi w chwili wpłynięcia unijnych pieniędzy z Europejskiego Funduszu Odbudowy, co pozwoli wygospodarować środki konieczne do przekupienia grup wyborców – szczególnie emerytów.
Cytowana powyżej wypowiedź Jarosława Gowina w „Super Expressie”, będąca odpowiedzią na słowa Jarosława Kaczyńskiego, ignoruje fakt, że Kaczyński nawet po odejściu koalicjantów dysponuje w Sejmie około 200 głosami, Andrzejem Dudą, którego dwukrotnie uczynił prezydentem, oraz Trybunałem Konstytucyjnym, którym kieruje Julia Przyłębska i który obsadził wiernymi akolitami. To istotne, bo w przypadku jakichkolwiek wątpliwości konstytucyjnych Trybunał zdecyduje tak, jak się będzie prezesowi PiS podobało.
Doprowadzenie do skrócenia kadencji Sejmu nie jest w proste z przyczyn politycznych i formalnych. Żadna z polskich partii – ani PiS i jego koalicjanci, ani opozycja – nie jest gotowa do przeprowadzenia kampanii wyborczej.
Olbrzymim czynnikiem ryzyka jest sytuacja pandemiczna. Po pierwsze, nie wiadomo, czy wybory dałoby się fizycznie przeprowadzić, a po drugie, trudny do przewidzenia jest wpływ samej pandemii na decyzje wyborców. PiS do tej pory przekonywał, że Polska najlepiej walczy z pandemią, jesteśmy wzorem dla świata, a polskiego programu szczepień zazdrości nam zgniły Zachód, ale trudno określić, jak długo wiara w te zaklęcia będzie się utrzymała nawet wśród zwolenników PiS. Kaczyński na samym początku wywiadu dla „Gazety Polskiej” mówi: „W tej chwili perspektywy przyspieszonych wyborów nie ma. Ale nie wiem, jak odpowiem na to pytanie za rok”. I dobrze wie, co mówi.
Z formalnego punktu widzenia najprościej jest skrócić kadencję przez samorozwiązanie Sejmu. Do tego potrzeba zgody 2/3 liczby posłów, czyli 307. Nawet zakładając, że za takim rozwiązaniem zagłosuje cała opozycja oraz wszyscy politycy pisowskich przystawek, to decydować będzie 200 posłów PiS. A Jarosław Kaczyński tak zadbał o personalną obsadę ław poselskich, że może liczyć na pełną dyscyplinę. Obecnie PiS tworzą politycy fanatycznie oddani prezesowi albo ludzie, którzy poza Sejmem nie byliby w stanie znaleźć równie prestiżowej i dobrze płatnej pracy (albo tacy i tacy równocześnie).
Politycy opozycji nawołują do stworzenia z udziałem Porozumienia Jarosława Gowina „technicznego rządu od Zandberga po Brauna”, który pozwoliłby obalić gabinet Mateusza Morawieckiego. Wszak większość sejmowa PiS to 234 głosy, wystarczy pięć głosów, by to zmienić. Tyle że samo w sobie stworzenie takiej koalicji sprzeciwu wydaje się ideowo i mentalnie trudne.
A co najważniejsze – pojawia się pytanie, co dalej? Samo powstanie tego
„rządu technicznego” nie jest równoznaczne z doprowadzeniem do samorozwiązania Sejmu. Jeśli ów rząd ot tak poda się do dymisji, rozpocznie się wówczas procedura „trzech kroków” (art. 155 konstytucji) zmierzająca do powołania nowego rządu. Pierwszy ruch ma prezydent, wyznaczając premiera. Gdy kandydatura zostanie odrzucona, pałeczkę przejmuje Sejm, a na końcu ponownie prezydent. W tym trzecim kroku taki rząd nie będzie już musiał dysponować poparciem bezwzględnej większości 231 głosów, wystarczy większość zwykła. Zakładając wahania po stronie opozycji, dotychczasowych koalicjantów PiS i części posłów „dietetycznych”, traktujących diety jako dobre źródło utrzymania i obawiających się wyniku wyborów, PiS-owi owych 200 głosów może spokojnie wystarczyć – bo część oponentów będzie głosować za, część się wstrzyma, a jeszcze jakaś część nie weźmie udziału w posiedzeniu. Poza tym PiS może jakąś grupę posłów opozycji zwyczajnie przekupić. To istotne zdanie w wywiadzie Kaczyńskiego: „Koalicja rządowa ma siłę przyciągania”…
Prezydent może także skrócić kadencję Sejmu, jeśli Sejm nie uchwali budżetu, ale to zależy wyłącznie od woli głowy państwa.
W maju 2005 roku upadł rząd premiera Marka Belki. I okazało się, że Sejm nie jest w stanie skrócić kadencji, prezydent Aleksander Kwaśniewski powierzył więc Belce ponownie tekę premiera. Opozycja nie próbowała nawet „drugiego kroku”, a Belka jako całkiem niezły premier wytrwał na tym stanowisku do wrześniowych wyborów, w których wygrał PiS, i złożył urząd w październiku.
Jarosław Kaczyński zarysował już propozycję dla koalicjantów. Jasne jest, że premier Morawiecki jest obecnie chodzącym politycznym trupem. Jego autorytet upadł w czasie pandemii, a z racji braku poparcia za strony głównie Solidarnej Polski przegrywa koleje głosowania w Sejmie. Kaczyńskiemu zdaje się to nie przeszkadzać, dopóki działa w Sejmie mechanizm głosowań kadrowych, czyli obsadzania urzędów. Traktuje premiera jak wygodne polityczne narzędzie i deklaruje: „gdybym go nie popierał, to nie byłby tym, kim jest”.
Zezwala Solidarnej Polsce, aby głosowała przeciw Funduszowi Odbudowy, ale gdy przegra, bo opozycja powie „nie”, to wyciągnie wobec partii Zbigniewa Ziobry konsekwencje. Ryzyko jednak jest niewielkie, bo część opozycji już deklaruje, że fundusz poprze.
Prezes PiS daje partnerom alternatywę: albo samodzielny start w wyborach za własne pieniądze, albo pokorne ciągnięcie wozu Zjednoczonej Prawicy. Zresztą cena jest niewielka. Jak stwierdził Gowin: „Mniejsi koalicjanci – Porozumienie i Solidarna Polska – uznają wiodącą rolę PiS w Zjednoczonej Prawicy. Oczekujemy, że i ze strony PiS pojawi się szacunek wobec koalicjantów”.
Kilka gestów szacunku prezes może zawsze zapewnić.
+