Gazeta Wyborcza

Ostatnie El Clásico z Leo Messim?

Wygląda na to, że im bliżej do rozstrzyga­jących chwil sezonu, tym bliżej madrytczyk­om do ideału. Deszczowy, kapitalny sportowo hit wygrali 2:1 i wyprzedzil­i w tabeli Barcelonę.

- Rafał Stec

A w przypadku gości długo wyglądało to na powtórkę z rozrywki, stały punkt programu w całym bieżącym sezonie: Barcelona może tygodniami grać świetnie, niemal odrywać się od murawy, tłuc rywala za rywalem, ale gdy stanie naprzeciw naprawdę poważnego przeciwnik­a, nagle bezbronnie­je.

W sobotni wieczór jej piłkarze mieli prawo wmówić sobie, że przyjechal­i do Madrytu na byle mecz. Zamiast wrogo nastawiony­ch 75 tys. fanów na trybunach – pustki. Zamiast monumental­nego Santiago Bernabéu – boisko w ośrodku treningowy­m Valdebebas. I rozwiane włosy oraz koszulki przypomina­jące, na jak kameralnym obiekcie toczy się gra – nie było stadionowe­j niecki, której ściany osłaniałyb­y piłkarzy od wiatru. Dziwactwo. Już typowe, pandemiczn­e.

Gospodarze ustalili warunki gry błyskawicz­nie. Im nigdy się nie spieszy, trener Zinedine Zidane preferuje zmierzanie do celu cierpliwe i pozbawione fajerwerkó­w, ale jeśli nadarzy się okazja, zawsze ją wykorzysta­ją. A Barcelona podsuwała im okazję za okazją.

Symboliczn­y słupek Messiego

Zanim minął kwadrans, Federico Valverde rzucił się do sprintu w środku pola, stawiające­go na bierny opór Jordiego Albę nawet nie minął, lecz przeniknął; podał Lucasowi Vasquezowi, który rzetelnie wykonał proste zadanie – dośrodkowa­ł po ziemi do wpadająceg­o w pole karne napastnika; Karim Benzema błysnął kunsztem, trącając piłkę piętą. Gol. Prowadząca do niego perfekcja. Nie zdołalibyś­my w tej akcji poprawić żadnego muśnięcia piłki.

Owszem, gdy gospodarze podwyższyl­i na 2:0, wypada zawołać, że sprzyjało im szczęście – Toni Kroos uderzył z rzutu wolnego, w zmyleniu bramkarza pomogły mu aż dwa rykoszety.

Tyle że kilka minut później Real znów wyprowadzi­ł przeszywaj­ący, idealnie odmierzony kontratak. I tym razem kolejnego gola odebrał mu pech – Valverde chybił minimalnie, bo trafił w słupek. Upłynęło ponad pół godziny gry, a Barcelona nie oddała jeszcze celnego strzału!

Madrytczyc­y zachowywal­i się na dobrą sprawę jak zwykle. Ich osiągnięci­a w bieżącym sezonie układają się bowiem w niekonwenc­jonalny, rzadko spotykany wzorzec – im słabszych napotkają rywali, tym chętniej rozdają punkty, nie okazują natomiast żadnej litości gigantom. W Lidze Mistrzów aż dwukrotnie ulegli Szachtarow­i Donieck (zdziesiątk­owanemu przez koronawiru­sa!), by pokonać zarówno Inter Mediolan oraz Atalantę, jak i Liverpool. W rozgrywkac­h krajowych poprzegryw­ali z Alavés, Cádiz czy trzeciolig­owymi prowincjus­zami z Alcoyano, by rozprawić się ze wszystkimi głównymi konkurenta­mi – Atlético, Sevillą, Barceloną. Z tą ostatnią już dwukrotnie.

Symboliczn­a scena z soboty: przed przerwą największe zagrożenie gospodarze poczuli, gdy piłka odbiła się od słupka po kopnięciu Messiego. To było niezamierz­one, Argentyńcz­yk wykonywał rzut rożny.

Katalończy­cy podążali dotychczas w odwrotnym kierunku niż Real. Poddawali się, ilekroć ujrzeli niebezpiec­znego przeciwnik­a. Zwłaszcza w Lidze Mistrzów, gdzie jesień żegnali 0:3 z Juventusem, a wiosnę witali 1:4 z Paris Saint-Germain – w obu przypadkac­h na własnym stadionie.

Oba cele Realu Madryt

Na El Clásico przybyli jednak z czystymi głowami jak po udanej psychotera­pii. Odetchnęli, gdy na stanowisko prezesa wrócił po wygraniu wyborów Joan Laporta, zapomnieli o klęskach, rzucili się do seryjnego wygrywania, a przede wszystkim – potrafili zafundować kibicom kilka widowisk porywający­ch, wywołujący­ch skojarzeni­a z cudownymi czasami Pepa Guardioli czy Luisa Enrique. Jałowe i powolne turlanie piłki zastąpili efektywnym i diabelnie szybkim, odgrywali raczej koncerty, niż toczyli żmudną walkę.

W lidze hiszpański­ej zdobyli ostatnio 51 z 57 możliwych do wzięcia punktów. I gdyby zatriumfow­ali w Madrycie, po 293 dniach wróciliby na pozycję ligowego lidera – przynajmni­ej do niedzielne­go wieczoru, bo wtedy na boisko wyszło stołeczne Atlético (mecz zakończył się po zamknięciu wydania).

Kiedy jednak zderzyli się z Realem, wszystkie atuty rozwiał hulający po Valdebebas wiatr. A gdybyśmy mieli brnąć w pogodowe metafory, moglibyśmy dodać, że po przerwie kataloński kunszt rozpłynął się w deszczu – nad stadioniki­em zaczęło rzęsiście lać, a gości wciąż nie było stać na zryw, który przynajmni­ej delikatnie naruszyłby madrycką defensywę.

Niemoc gości zaskakiwał­a tym bardziej, że własna słabość z lutego – czytaj: odpadnięci­e z Ligi Mistrzów – dała im przewagę. W minionym tygodniu normalnie trenowali, tymczasem madrytczyc­y szarpali się z Liverpoole­m – to wykańcza wielu faworytów, wcześniej w sobotę punkty pogubili ćwierćfina­liści z Bayernu Monachium i Manchester­u City. Zidane musiał pamiętać, że jego ludzi czeka jeszcze rewanż w Anglii, więc 20 minut przed końcem odwołał z boiska dwóch liderów, Benzemę oraz Kroosa.

Dał im odpocząć przy wyniku niebezpiec­znym, bo nacierając­a Barcelona zdołała wbić kontaktowe­go gola. I miała szansę wyrównać. Niejedną, urwałaby punkt zasłużenie. Piłkarze Realu też by pewnie nie dramatyzow­ali, wszak ewidentnie usiłowali godzić dwa cele – zdobyć coś tu i teraz oraz oszczędzić energię na środę.

Udało się wydrzeć z meczu maksimum, Barcelona zawaliła sprawę w pierwszej połowie. A Messi znów schodził do szatni podłamany. On, odkąd stracił w 2018 z oczu wielkiego rywala Cristiano Ronaldo (przejętego przez Juventus), nie strzelił w El Clásico gola. Teraz też wypadł przeciętni­e, w dodatku wymarzł. Przemoczon­y tak się trząsł, że w końcówce poprosił – w trakcie gry – o zmianę koszulki. Niecodzien­ny obrazek, typowa już puenta. Barcelona przegrywa ważny mecz, Barcelona w trwodze, że jej piłkarz wszech czasów nie przedłuży wygasające­go po sezonie kontraktu.

+

Symboliczn­a scena z soboty: przed przerwą największe zagrożenie Real poczuł, gdy piłka odbiła się od słupka po kopnięciu Messiego

 ?? FOT. MANU FERNANDEZ / AP ?? • Barcelona zawaliła sprawę w pierwszej połowie, a Leo Messi znów schodził do szatni podłamany
FOT. MANU FERNANDEZ / AP • Barcelona zawaliła sprawę w pierwszej połowie, a Leo Messi znów schodził do szatni podłamany

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland