Facet, który w pandemii obrabia kasę
A jednak się kręci
Dygoczecie ze wstrętu na widok spoconych, ganiających po trawie za piłką kopaczy, którzy zarabiają więcej niż wszystkie pielęgniarki w waszym województwie razem wzięte?
To posłuchajcie, jak wyłudza się gruby szmal podczas pandemii, gdy ponoć nawet chciwcy kręcący się wokół boisk mieli żyć skromniej. I poznajcie łażącego w podkoszulkach i bluzach z kapturem multimilionera – trochę jak Mark Zuckerberg, tylko starszy, ostentacyjnie niechlujny i brzuchaty – którego pokochacie nienawidzić.
Bezwstydna aukcja właśnie ruszyła, obejmie całą Europę, potrwa kilka lub kilkanaście miesięcy. Przedmiot licytacji nazywa się Erling Håland i jest najbardziej pożądanym towarem na rynku, najzdolniejszym piłkarzem wśród wszystkich, których nie wynajęły jeszcze największe firmy, naturalnym spadkobiercą Messich i Lewandowskich. Młotek trzyma Mino Raiola, agent sprzedawanego gwiazdora – też wybitnie skuteczny, bezwzględny, wywołujący lęk.
Prezesi, dyrektorzy i trenerzy nie mogą na niego patrzeć. Alex Ferguson nazywał go „mendą”, Pep Guardiola usłyszał od Włocha, że jest „tchórzem i małym człowiekiem”, Jürgen Klopp – że „zachowywał się nie tyle nie fair, ile jak kawałek gówna”, szefowie AC Milan próbowali ograniczyć kontakty z Raiolą do minimum, Real Madryt chciał w ogóle się z nim nie zadawać. Klubowi zarządcy uważają, że mają do czynienia z cwaniakiem, który nie negocjuje, lecz szantażuje, truje atmosferę w drużynie, wydobywa z piłkarzy wszystko, co najgorsze, całą ich uwagę przekierowując na mamonę, przekonując do przedkładania interesu prywatnego nad wspólny.
Trzeba jednak zacisnąć zęby i grzecznie rozmawiać, bo gwiazdy do Raioli lgną. Ten Włoch wychowany w Amsterdamie, który zaczął od kelnerowania i zmywania naczyń w knajpie rodziców, ale jeszcze jako nastolatek przejął faktycznie zarządzanie interesem, uchodzi za drapieżnika stworzonego do walki o przetrwanie w dżungli wielkiego futbolu. Studia rzucił, bo się znudził, mówi siedmioma językami, ma podobno fenomenalną pamięć do liczb, nazwisk i twarzy, obdarza bezwarunkową lojalnością każdego, kogo przyjmie do klanu. I piłkarzowi, który zapomniał, że zasługuje na podwyżkę, usłużnie przypomni, że powinien o niej myśleć nazajutrz po podpisaniu kontraktu.
Hålanda łączy z nim bezczelność. Norweg debiutował w dużym futbolu w poprzednim sezonie i skończył ledwie 20 lat, ale wbił gola każdej (!) drużynie, którą spotkał w Lidze Mistrzów, na pole karne spada jak zrywający dachy huragan, ustanawia rekordy w tempie niedostępnym nawet dla Messich i Lewandowskich, zdążył pograć w Red Bullu Salzburg i Borussii Dortmund, poczuć się za dobrym na tę ostatnią. Nosi go, a Raioli w to graj – przytula prowizję od każdego transferu, dlatego uwielbia klientów globtroterów, jak Zlatan Ibrahimović, weteran czołowych firm we Włoszech, w Hiszpanii, we Francji, w Anglii i USA.
Równanie jest proste: Håland + Raiola = interes stulecia. Warunki mają idealne, bo właściwie wszyscy giganci rozglądają się za klasycznym snajperem, zespolonym z polem karnym: od Barcelony, która po sprzedaży Luisa Suáreza nie ma nikogo, i Realu, który z niepokojem patrzy na starzenie się Karima Benzemy, przez Juventus, który wymaga totalnej renowacji, po przewlekle niedomagający Manchester United oraz Manchester City – kierowany przez Guardiolę, trenera niezbyt ufającego typowym środkowym
napastnikom, ale elastycznego, zdolnego uczynić wyjątek, gdy pozna kogoś zjawiskowego, jak Lewandowski w Bayernie. Pandemia? Jaka pandemia? Nastał wymarzony moment historyczny, tylko ogłaszać przetarg.
Hucznie ogłaszać. Raiola doskonale wie, że pieniądze lubią hałas, i raczej nie martwi się, gdy hiszpańskie serwisy informacyjne obficie relacjonują jego wizytę w Barcelonie, gdzie miał pogawędkę z prezesem Joanem Laportą. To była ustawka, niech wszyscy trzymający kasę wiedzą, że nadciąga finansowy konflikt nuklearny, włoski menedżer rozmawiał potem także z madryckim bossem Florentino Pérezem, a do Anglii nie doleciał tylko ze względu na koronawirusowe blokady, musiały wystarczyć łączenia przez Zooma. Nie sposób bezceremonialniej wykrzyczeć, że Håland wyrywa już do następnego klubu, choć w Dortmundzie zamieszkał ledwie 10 miesięcy temu. Kogo obchodzi niesmak wyrażany przez Niemców, np. Dietmara Hamanna, który załamuje ręce nad „niewysłowionym brakiem szacunku” dla Borussii?
Oburzył się też Raiola, bo media plotkują, iż za transfer do Barcelony zażądał 20 mln euro prowizji dla siebie oraz 20 mln dla Alfa-Inge Hålanda, ojca piłkarza. „Fake newsy rozchodzą się szybko i daleko” – westchnął, zresztą już wcześniej dał się poznać z filozoficznych refleksji, nie podoba mu się np., że środowisko protestuje na stadionach przeciw organizowaniu mundialu w państwach gwałcących prawa człowieka. Może tym razem ma rację, może hiszpańscy reporterzy zmyślają. Ale ich doniesienia brzmią podejrzanie zbieżnie z informacjami (opartymi na dokumentach „Football Leaks”) o 41 mln funtów prowizji, które Włoch przytulił przy okazji przenoszenia Paula Pogby z Juve do Manchesteru.
Tak, zjawisko ogromnieje: agenci stawali się coraz bardziej wpływowi, aż zaczęli niekiedy wyciskać z transferów więcej niż sprzedające kluby. Stąd wziął się użyty wyżej czasownik „wyłudzać” pożyczony od prezesów, stąd wizerunek Raioli jako głównego wroga publicznego, który mógłby pogodzić trenerów oraz obserwatorów rzeczywistości spoza środowiska – wrażliwych na bajeczne kwoty krążące wokół boisk, bo w hierarchii płac dostrzegających dowód na to, jak niesprawiedliwie zorganizowaliśmy świat. Wszak piłkarzom płacimy przynajmniej za weryfikowane mecz w mecz kompetencje sportowe. Transferowi brokerzy nie dokładają do spektaklu niczego.
A jednak poszerzają władzę. Doradca Hålanda trzyma też w stajni Ibrahimovicia i Pogbę, Marcusa Thurama, Marco Verrattiego i Hirvinga Lozano, Matthijsa de Ligta i Stefana de Vrija, najmłodszego wśród superbramkarzy Gianluigiego Donnarummę, tuziny innych znakomitości. Nie ulega wątpliwości: drużyna FC Mino Raiola należałaby do faworytów Ligi Mistrzów.
+
Mino Raiola studia rzucił, bo się znudził, mówi siedmioma językami, ma podobno fenomenalną pamięć do liczb, nazwisk i twarzy