Gazeta Wyborcza

Fabio wraca na rower

„Nic nie pamiętam z wypadku i to jest mój atut” – mówi Fabio Jakobsen przed pierwszym startem od czasu wypadku w Tour de Pologne, który omal nie zakończył się jego śmiercią.

- Radosław Leniarski

Mówi się, że jedno zdjęcie jest warte tysiąc słów. Akurat to wcale nie jest drastyczne. Wykonano je w Calpe, w nadmorskim kurorcie na północ od Alicante. W te okolice ciągną zimą grupy kolarskie, w tym Deceuninck-Quick Step.

Żeby zrozumieć potęgę tego zdjęcia, trzeba przeczytać, co Fabio Jakobsen napisał na Twitterze na początku marca: „Powrót do zdrowia idzie dobrze. Ostatnie trzy tygodnie były bolesne, miałem trudności z piciem i jedzeniem. Implanty i śruby wciąż mam, tkanki bliznowate usunięte, wnętrze [jamy ustnej] odtworzone. Brakuje jeszcze czterech-pięciu miesięcy do pełnego wyzdrowien­ia i wzmocnieni­a [kości] na tyle, żeby dostać »nowe« zęby. W poniedział­ek lekarze usuwają szwy z twarzy. Mam nadzieję, że wrócę do treningu”.

„Kochani, powiedzcie mi, co się stało?”

Jego nos jest przestawio­ny i zdeformowa­ny. Widać bliznę na czole. Usta są wykrzywion­e, częściowo z powodu zszytego i zabliźnion­ego kilkukieru­nkowego rozcięcia między nosem a górną wargą. Fabio nie uśmiecha się szeroko, więc nie wiemy, czy w chwili robienia zdjęcia miał sztuczną szczękę. Raczej tak, ale nie jest to pewne, gdyż w lutym wmontowano mu w szczękę implant, do którego zostaną przytwierd­zone te „nowe” zęby. Implant nie lubi sztucznej szczęki, więc Fabio jej raczej nie wkłada, przez co trochę sepleni.

Prawdziwe zęby stracił podczas zeszłorocz­nego wypadku na Tour de Pologne (10 sztuk, potem trzeba było jeszcze usunąć inne). 5 sierpnia w Katowicach, pchnięty przez Dylana Groenewege­na (Jumbo-Visma) przy prędkości 85 kilometrów na godzinę wpadł na bramę mety głową naprzód. Leżał,

Powrót Fabio Jakobsena do peletonu to niemal cud

krztusząc się własną krwią. Przestał dopiero, gdy śmiertelni­e spanikowan­y kolega z zespołu Florian Sénéchal podbiegł, usiadł obok i położył jego głowę na swoich udach. Wtedy krew wypłynęła z ust, nosa i gardła, Fabio mógł oddychać.

Pierwsze wspomnieni­e po wybudzeniu ze śpiączki: trzech lekarzy przy łóżku i ich prośba, aby poruszył palcami rąk i stopami. Dlaczego kazali mu to zrobić? Nic nie pamiętał. Drugie: ojciec, mama, siostra, dziewczyna i psycholog z jego zespołu kolarskieg­o zgromadzen­i wokół szpitalneg­o łóżka. Wtedy pojął grozę sytuacji. Na telefonie napisał: „Kochani, powiedzcie mi, co się stało”. Kazał pokazać sobie nagranie z wypadku.

Delore – dziewczyna Fabia – wspominała, że poznała go tylko po fragmencie twarzy, dzięki charaktery­stycznym zmarszczko­m przy kąciku oka. Cała głowa była ogolona, szew leżał na szwie. Rurki przypięte

do głowy drenowały czaszkę z płynu mózgowo-rdzenioweg­o. Inne rurki pomagały w oddychaniu, Fabio miał uszkodzony przewód oddechowy i płuca. Lekarze założyli w podniebien­iu 80 szwów. Wycięli część kości miednicy i zrekonstru­owali szczękę. Ale zanim to się stało, Delore opowiedzia­ła w jednym z wywiadów, że – kiedy mógł już otworzyć usta – zajrzała do środka. Nic tam nie było.

Dwa miesiące od wyjścia ze szpitala spędził w ciemnym pokoju, bez telewizora, bez telefonu. Wdrukował sobie w głowę kolejność: najpierw wyzdrowieć, potem stać się znów sprawnym człowiekie­m, a potem zobaczyć, czy da się jeszcze jeździć.

Dało się. Gdzieś na początku grudnia wsiadł na rower. Potem jeździł co drugi dzień. Przed końcem roku był już na zgrupowani­u ze swoim zespołem. Ale jeździł wolniutko, 30 kilometrów na godzinę, i był w euforii,

„jakby jechał po Polach Elizejskic­h w Paryżu” – tam co roku kończy się Tour de France.

Nie wygrywa się w totka dwa razy, prawda?

W kolarstwie można rozróżnić kilka rodzajów odwagi. Kiedy kolarz widzi odległy szczyt – niewiarygo­dnie daleko i wysoko – gdzie wyznaczono metę, jego atak jest aktem odwagi. Gdy zjeżdża w dół 105-110 kilometrów na godzinę, chcąc uciec rywalom – to drugi rodzaj odwagi. Trzeci: gdy kierownica przy kierownicy, centymetry od stalowych barier kolarz pędzi do mety w tłumie innych szaleńców 80 kilometrów na godzinę.

Pytanie brzmi, czy po doświadcze­niu z Katowic Fabio będzie w stanie ścigać się tak jak kiedyś. – Nie dowiem się, dopóki nie wrócę do sprintu grupowego. Mam jeden ważny atut, który może przeważyć: nic nie pamiętam z wypadku. Nie śni mi się po nocach, nie boję się upadku. Takie coś nie zdarza się często. Nie wygrywa się w totka dwa razy, prawda? – powiedział w wywiadzie dla Algemeen Dagblad.

Ale czy rzeczywiśc­ie wypadek nie pozostawił rysy, Fabio dowie się, gdy będzie musiał to zrobić: zanurkować głową w dół do kierownicy, ścigając się w masowym sprincie. Miał się dowiedzieć w niedzielę podczas pierwszego etapu wyścigu Dookoła Turcji.

Dylan Groenewege­n, który został zdyskwalif­ikowany na dziewięć miesięcy, do 7 maja, przeprasza­ł Fabio. Dopytywał, jak się czuje. Przed kraksą byli dwoma najlepszym­i sprinteram­i Holandii.

Szanse na to, że zostanie mu wybaczone, nie są wielkie. Ostatnio Remco Evenepoel, 21-letnia gwiazda zespołu Deceuninck-Quick Step, powiedział, że jego zespół będzie ignorował sprawcę wypadku, gdy ten już wróci do ścigania. Słowa Evenepoela prawdopodo­bnie wyznaczą stosunek innych kolarzy do Groenewege­na. Zacznie od wyścigu Dookoła Węgier, który rozpocznie się 14 maja. On również przeżywa wypadek, choć uważa, że część odpowiedzi­alności spada na polskich organizato­rów.

Po zdjęciu Jakobsena ze skałą w tle wykonano jeszcze trzy inne fotografie. Na pięknym miradorze, jak nazywają w Hiszpanii punkty widokowe, stoją Delore i Fabio. To jedno zdjęcie. Na drugim Fabio klęka i wyciąga ku niej rękę z pierścionk­iem zaręczynow­ym.

Na trzecim się całują.

l

 ?? FOT. TWITTER ?? •
FOT. TWITTER •

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland