Lichwa w lombardach
Polacy coraz częściej korzystają z ich usług lombardów. Ta forma udzielania pożyczek pod zastaw nie jest w żaden sposób nadzorowana przez państwo.
Polacy coraz częściej korzystają z usług lombardów. Ta forma udzielania pożyczek pod zastaw nie jest w żaden sposób nadzorowana
►
Warszawski Mokotów. Wystarczy przejechać tramwajem siedem przystanków do Rakowieckiej w kierunku Wałbrzyskiej, by znaleźć po drodze osiem lombardów. Nieduże, dyskretnie wciśnięte między inne sklepy. Niektóre oznaczone są logo Zrzeszenia Najlepszych Lombardów. Na całym starym Mokotowie jest ich około 20. Jeden z nich odwiedziłam. Niewielkie pomieszczenie. W witrynie sklepu i wewnątrz na półkach głównie zegarki – od takich za 150 zł do 2 tys. – złota i srebrna biżuteria, telefony, ale też elektrosprzęt, o którym mógłby pomarzyć każdy budowlaniec lub fachowiec typu złota rączka. Po za tym kosmetyki, perfumy.
Ekspedienta od klienta oddziela pancerna szyba
Próbuję zastawić malutką zawieszkę z białego i żółtego złota z niewielkim brylancikiem. Kupioną w Aparcie za ponad 600 złotych. Zastaw nie budzi zachwytu. – Takiego towaru mamy dużo – słyszę. Nalegam. Kwota pożyczki, jaką mi oferuje, to 150 zł. Próbuję się targować. Bez efektu. Zgadzam się. – Nieźle panią przyparło – mężczyzna ze złośliwym uśmieszkiem podsumowuje nasze negocjacje cenowe.
Kiedy proszę o kopię umowy, by ją spokojnie przeczytać, traci całkowicie zainteresowanie transakcją.
Pożyczki nie dostałam, więc też nie poznałam zasad, na jakich są w tym lombardzie udzielane, a ekspedient od początku nie był specjalnie rozmowny. Wiem tyle, że pożyczka jest na miesiąc i odkupując zastaw, muszę uiścić opłatę „za przechowywanie”. Jaką? Nie wydusiłam z ekspedienta.
Tego, jak wyglądają lombardowe zasady udzielania pożyczki, dowiedziałam się z raportu Związku Przedsiębiorców i Pracodawców „Rynek lombardów w Polsce. Nieprawidłowości, ochrona konsumenta, ryzyka systemowe” opublikowanego w maju tego roku. Badacze nie tylko opisali uwarunkowania prawne i stosunek Polaków do tego rodzaju pożyczek, ale też jako tak zwani tajemniczy klienci odwiedzali kilka lombardów.
Lombard zarabia na kliencie dwa razy
– Procedura lombardowa jest z pozoru bardzo prosta i wydawałoby się wszystkim znana. Poszukujący pieniędzy idzie do lombardu z przedmiotem, który ma być zastawem. Pracownik lombardu wycenia zastaw i proponuje wysokość pożyczki oraz termin zwrotu pieniędzy. Najczęściej od 7 dni do miesiąca z możliwością przedłużania o kolejny dzień. Oczywiście za dodatkową opłatą wynoszącą 1 do 1,5 procenta wartości zastawionego przedmiotu za dzień – mówi Piotr Palutkiewicz ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców na zlecenie którego firma Maison & Partners przeprowadziła badanie rynku lombardów.
Klient podpisuje z lombardem umowę. Ale często nie jest to umowa pożyczki pod zastaw. – Jeśli pożyczkobiorca w ustalonym terminie nie odda pieniędzy zastaw przepada i lombard go sprzedaje – wyjaśnia dalej Palutkiewicz. – Gdy klient chce wykupić zastawiony przedmiot, to płaci odsetki i ponosi dodatkowe opłaty. Może to być na przykład opłata za przechowywanie, ukrywająca odsetki od pożyczonego kapitału.
A na czym lombard zarabia? Po pierwsze, na znacznie zaniżonej wycenie zastawu.
Po drugie, na opłatach dodatkowych i odsetkach.
Kiedyś policzyłem i wychodziło mi, że RRSO, czyli rzeczywista roczna stopa oprocentowania w przypadku pożyczek lombardowych wynosi nawet kilkanaście tysięcy procent– wyjaśnia ekspert ZPP.
Porównałam RRSO, o którym mówi Paluszkiewicz, do tych, jakie proponują banki i firmy pożyczkowe. Różnica jest ogromna. Na przykład: bankowa rzeczywista roczna stopa dla kredytu w PKO BP to dziś 7,45 proc, dla pożyczki reklamowanej na stronie firmy Lendon.pl – 155 proc. „pod warunkiem spłaty w okresie 62 dni”.
Grzechy główne właścicieli lombardów
Według autorów raportu konsumenci idą do lombardu bez głębszej analizy kosztów transakcji. Nie porównują ze sobą różnych opcji pozyskania gotówki. Działają całkowicie spontanicznie. Liczy się jedynie to, że pieniądze są od ręki, a klient nie musi w żaden sposób dokumentować, w jakiej jest sytuacji finansowej, np. nie trzeba przedstawiać zaświadczeń o zarobkach. I całą sprawę załatwia się bardzo szybko. A przecież większość klientów lombardów to osoby w trudnej sytuacji finansowej próbujące jakoś znaleźć pieniądze. Oczywiście są tacy, którzy traktują lombard jako miejsce, gdzie można po prostu coś sprzedać, ale tych jest znacznie mniej. Przeważają ci zmuszeni przez życie.
I tu mamy do czynienia z pierwszym grzechem właściciela lombardu: wykorzystywaniem
przymusowej sytuacji pożyczkobiorcy. Art. 304 kodeksu karnego jednoznacznie wiąże działalność lombardów z wyzyskiem: „Kto, wyzyskując przymusowe położenie innej osoby fizycznej, prawnej albo jednostki organizacyjnej niemającej osobowości prawnej, zawiera z nią umowę, nakładając na nią obowiązek świadczenia niewspółmiernego ze świadczeniem wzajemnym, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
Grzech drugi – lombardy uprawiają lichwę. W Polsce wysokość maksymalnych odsetek od pożyczek ograniczona jest (w art. 359 § 2 kodeksu cywilnego) do dwukrotności wysokości odsetek ustawowych. W lombardach wysokość odsetek zależy od fantazji właściciela. Odsetki, z jakimi spotkano się w badaniu ZPP, wahały się od 0,66 proc. do ponad 1,5 proc. dziennie. Poza wyśrubowanymi odsetkami realnym kosztem transakcji jest różnica między wartością rynkową a wyceną przedmiotów. Klienci, jak wynika z raportu, otrzymują pożyczkę średnio niższą od tego, co zakładali, o 224 zł.
Grzech trzeci – wycena przedmiotu oddawanego do lombardu wynosi ledwie część jego wartości. Jest niższa o jakieś 30-60 proc. Rzecz w tym, że lombardy oferują też usługę pożyczki pod zastaw ruchomości, np. samochodu, i nieruchomości, np. miejsca garażowego. Lombardy przyjmują pod zastaw także bardzo wartościowe przedmioty kolekcjonerskie np. obrazy, dzieła sztuki, znaczki, monety.
Zastawia się nawet takie zaskakujące rzeczy, jak miejsce parkingowe, przyczepę chłodniczą czy ciągnik, garaż samochodowy czy zabawki dziecięce. Szczególnie chodliwe są zestawy Lego – dodaje Palutkiewicz.
Grzech czwarty – lombard narzuca warunki. To jego pracownik wycenia zastaw, proponuje wysokość pożyczki i warunki spłaty. Możliwość negocjacji jest właściwie minimalna. Dopuszczalna jedynie w przypadku samochodu, domu czy czegoś bardzo wartościowego. Obowiązuje zasada „nie podoba się umowa, to idź gdzie indziej”.
Grzech szósty – w umowach zawieranych z pożyczkobiorcą zazwyczaj warunki umowy są niekorzystne dla klienta – czyli abuzywne. Tych jednak nie wpisuje się w dokument, podobnie jak wielu kluczowych informacji. Im klient mniej wie, tym lepiej. Pożyczkobiorca zazwyczaj nie może przeczytać umowy przed podpisaniem. – A nawet w jednej z sieci lombardów stosowana była praktyka polegająca na wydrukowaniu umowy dopiero po złożeniu w elektronicznie podpisu na iPadzie leżącym na ladzie! – zauważa Palutkiewicz.
W lombardach najczęściej stosowana jest umowa sprzedaży z zastrzeżeniem prawa odkupu lub na odpłatne przechowywanie przedmiotu. A o tym, jak może wyglądać jej zawarcie, przekonali się ci, którzy w badaniu odgrywali rolę tajemniczych klientów. W jednym z lombardów umowa została sporządzona bez informowania klienta o oprocentowaniu czy minimalnej kwocie wykupu. Umowa zawierała informacje o: sprzedaż przedmiotu za 400 zł, podatku PPC 2 proc. oraz dacie odkupu przedmiotu i całej sumie do zwrotu – 524 zł. Mało tego, kwota zastawu została zakomunikowana klientowi dopiero po wręczeniu umowy do podpisu, a to oznacza, że nie wiedział, iż za pożyczenie na miesiąc 400 zł będzie musiał zapłacić 124 zł. A przecież zgodnie z obowiązującymi przepisami, zaostrzonymi na czas pandemii, miesięczna pożyczka nie może być obarczona kosztem wyższym niż 15,5 proc. plus odsetki. Zatem w tym konkretnym przypadku maksymalne opłaty nie mogły przekroczyć 64,48 zł. To oznacza, że lombard dwukrotnie zawyżył dozwolone prawem limity.
Nikt nie wie, ile jest w Polsce lombardów
Pomimo że w Polskiej Klasyfikacji Działalności (PKD) funkcjonuje kod 64.92.Z, który jest przeznaczony m.in. dla udzielających pożyczek pod zastaw, okazuje się, że podmioty działające na rynku lombardów w większości unikają rejestracji pod tym właśnie kodem. Lombardy nie chcą formalnie być lombardami.
– Aby określić wielkość naszego rynku lombardów, przejrzeliśmy dane zastane, rejestry publiczne, przeprowadziliśmy wywiady telefoniczne w punktach prowadzących działalność lombardową i odwiedziliśmy losowo wybrane lombardy. Wniosek z tych działań jest taki: praktycznie niemożliwe jest oszacowanie rzeczywistej liczby lombardów w Polsce. Mamy szacunek bardzo z grubsza. To może być od 3 tys. (tyle ma odpowiednie PKD) do nawet 40 tys. – wyjaśnia ekspert ZPP. Nic na tym rynku nic nie jest jasne i pewne.
Znaleźliśmy i odwiedziliśmy lombard, który, jak się okazuje, jest zarejestrowany jako… sklep mięsny – mówi Palutkiewicz.
+
Praktycznie niemożliwe jest oszacowanie rzeczywistej liczby lombardów w Polsce. To może być od 3 tys. do nawet 40 tys.