Mimo hejtu nie zamierzam milczeć
Już na początku pandemii czytałem obraźliwe komentarze pod swoim adresem. Nazywano mnie bydlakiem, skur...synem, „i żeby cię szlag trafił”. Bo ludzie byli wściekli, że jest lockdown, bo nie wierzyli w koronawirusa, bo zwyczajnie się bali. Takich obelg było naprawdę wiele. Zapoznawałem się, ale nie odpisywałem, nie reagowałem. Bo jeśli one przekraczały jakąś granicę, to tylko granicę dobrego smaku.
Hejt wzmógł się po tym, jak zacząłem mówić w mediach o koronawirusie. Robię to, by alarmować: jest jeszcze czas, aby wsiąść do szalupy ratunkowej – skorzystać ze szczepionki przeciw COVID-19 i uniknąć choroby, śmierci. Przez COVID-19 zmarło już 75 tysięcy ludzi w naszym kraju i 4 miliony ludzi na świecie.
Mówienie o tym jest moim moralnym zobowiązaniem wobec osób, które zmarły mi na oddziale covidowym, niektóre na moich rękach. Płakałem z nimi, niektórzy się spowiadali, a wielu błagało, żebym podał im lek, który ich uratuje. A ja takiego leku nie miałem. Teraz jest szczepionka, która takim dramatom może zapobiegać. Jak mogę milczeć, albo czekać, żeby inni mówili za mnie? Jak mogę milczeć, skoro jestem wiarygodny, bo byłem na pierwszej linii i z bliska widziałem, jak się umiera na COVID. Jestem to winny także lekarzom, którzy tracili życie i zdrowie, pomagając chorym z koronawirusem.
W naszym kraju trochę tak jest, że nie chcemy się zachwycać bohaterami zbyt długo. Nie lubimy być wdzięczni tym, którzy nas ocalają. No i znamy się na wszystkim. Jeśli lecę samolotem, to siadam grzecznie na swoim miejscu, wierzę, że pilot zna się na swojej pracy i nie biegnę do kokpitu, żeby mu mówić, jak ma pilotować samolot. A od lekarza każdy jest teraz mądrzejszy, tłumy wiedzą lepiej, czym leczyć COVID-19 i każdy ma własne zdanie na temat szczepień. A badania i medyczne statystyki są dużo mniej sensacyjne i ciekawe niż doniesienia antycovidian i antyszczepionkowców. No i nakręca się hejt, niestety.
Zdecydowałem się złożyć doniesienie do prokuratury, bo te nienawistne komentarze, które ostatnio czytam pod swoim adresem, już nie tylko przekraczają granicę dobrego smaku, ale także zrobiły się groźne. Jeśli ktoś grozi mi odebraniem życia i tym, że zrobi krzywdę mojej rodzinie, to już jest nie tylko przykry hejt. To budzi lęk. Kiedy podzieliłem się swoimi obawami w mediach, dostałem kolejne informacje: „Bój się, bój, wiemy, gdzie pracujesz”. Inaczej wychodzi się teraz wieczorem z pracy, gdy wiem, że ktoś może czaić się z naprawdę złym zamiarem.
Nieuchronnie przychodzi mi na myśl zabójstwo prezydenta Pawła Adamowicza. To przykład, jak hejt i niszczenie człowieka może doprowadzić do zbrodni. Nie każdy, na szczęście, jest do niej zdolny. Ale w tłumie hejterów może się pojawić ktoś, kto będzie chciał uwolnić świat od zła. I kto wierzy, że tym złem są lekarze, którzy promują szczepienia.
+
* Lekarz ze Szpitala im. Barlickiego w Łodzi