Niedoróbki 40 PLUS
Rząd chwalił się, że program Profilaktyka 40 PLUS jest dla 20 mln osób. Tymczasem laboratoria, które przystąpiły do programu, dostały limit pozwalający przebadać maksymalnie po 100 osób. A jeśli wyniki będą złe, nikt pacjentów nie pokieruje dalej.
Program Profilaktyka 40 PLUS, czyli bezpłatnych badań profilaktycznych dla osób powyżej 40. roku życia, zawiera podstawowe badania, m.in. ważenie, mierzenie, morfologię krwi, badanie moczu i kału, próby wątrobowe. Mężczyźni mają dodatkowo badanie w kierunku raka prostaty. Program był zapowiadany już od ponad roku, ale wszedł w życie dopiero 1 lipca, szeroko reklamowany przez premiera i ministra zdrowia jako element „Polskiego ładu”. Obaj powtarzali wielokrotnie, że na badania może się zgłosić każdy z 20 milionów Polaków po czterdziestce.
Zbadają tylko 77 mężczyzn lub 96 kobiet
Program ma trwać tylko do końca roku. Na razie zgłosiło się niecałe 76 tys. osób (dane z 9 lipca) i być może to już wszyscy, których uda się przebadać. Bo w umowach na realizację programu NFZ wyznaczył limit należności za badania – zaledwie 10 tys. zł. Biorąc pod uwagę, że pakiet badań dla mężczyzn NFZ wycenił na 130 zł, a pakiet dla kobiet na 104 zł, starczy na przebadanie 77 mężczyzn lub 96 kobiet. – Wyrobimy się w tydzień – mówi „Wyborczej” dyrektor jednego ze szpitali, które przystąpiły do programu.
Po wypełnieniu ankiety można otrzymać skierowanie tylko na część badań, bo algorytm oceni, że nie wszystkie są potrzebne. Wtedy możliwe będzie przebadanie za 10 tys. zł większej liczby osób. Pytania w ankiecie są jednak bardzo szczegółowe, a nie każdy chce się dzielić z NFZ informacjami o chorych w rodzinie, o tym, ile pije i pali i jak często miewa zaparcia lub biegunki. Ale nawet jeśli większość osób dostanie skierowanie na niepełny pakiet badań, to przy limicie 10 tys. zł i 661 placówkach, które na razie zgłosiły się do programu uda się przebadać najwyżej ok. 100 tys. osób.
Zapytaliśmy w NFZ, skąd pomysł, by do umów na program, którym rząd tak się chwali, wprowadzać tak niski limit. „Umowy zawierane przez NFZ muszą zawierać konkretną kwotę zobowiązania. Dlatego w umowach na realizację Programu Profilaktyka 40 PLUS założono, że na początek świadczeniodawca otrzyma 10 tys. zł” – odpisał nam fundusz. Dodał, że ten limit będzie mógł być zwiększony, jeśli placówka złoży dodatkowy wniosek.
– To jest postawione na głowie. Jeśli już musi być limit, to powinien być wyższy, żeby zachęcać do robienia tych badań, a nie już na starcie zniechęć – komentuje poseł Andrzej Sośnierz, były szef NFZ.
Białe plamy na mapie
Są i inne problemy z programem. – Zadzwoniłam do funduszu, żeby dowiedzieć się, gdzie można iść na te badania, ale nie wiedzieli. Kazali zadzwonić za kilka dni – skarży się
Maria, 52-latka z Zabrza. W końcu sama znalazła laboratorium, które pochwaliło się w internecie, że przystąpiło do programu. 40-latków przyjmują w nim jednak tylko raz w tygodniu i trzeba swoje odstać, bo nie umawiają na godziny.
Kto tuż po 1 lipca szukał laboratorium w Warszawie, dowiadywał się, że w stolicy są tylko trzy. Podobnie było w innych miastach.
Na rządowej stronie poświęconej programowi też nie ma informacji, gdzie można zrobić badanie. Na stronie pacjent.gov.pl jest link do mapki, niestety niepełnej. Na przykład w woj. zachodniopomorskim pokazuje tylko dwie placówki: jedną w Szczecinie, a drugą w Gryfinie. Cała reszta województwa to na mapie „biała plama”, choć z danych NFZ wynika, że placówek jest tu kilkanaście.
Bardziej aktualne dane są na stronie gsl.nfz.gov.pl (gsl od „Gdzie się leczyć”) w zakładce „Profilaktyka”, ale niewtajemniczonym trudno ją znaleźć. Link na swojej głównej stronie podaje chyba tylko śląski NFZ. Na stronach pozostałych oddziałów funduszu jest albo schowany, albo nie ma go wcale. Zresztą i ta baza jest niepełna: na Dolnym Śląsku nie pokazuje ani jednego laboratorium.
Kto powie choremu, że jest chory?
„Nabór jest otwarty, więc liczba placówek będzie wzrastać” – zapewnia w mailu do „Wyborczej” Sylwia Wądrzyk, rzeczniczka NFZ.
W większości to laboratoria należące do ogólnopolskich sieci Diagnostyka i Alab. Poradni rodzinnych i szpitali jest bardzo niewiele. Przeszkoda dla szpitali jest taka, że mają laboratoria czynne całą dobę, a NFZ wymaga przy programie 40 PLUS, żeby były czynne tylko w określonych godzinach.
Poradnie skarżą się na biurokrację. – NFZ wymaga wielu dokumentów na dowód, że potrafimy pobierać krew. Tak jakbyśmy tego nie robili, odkąd istniejemy – mówi dr Tomasz Zieliński, szef poradni rodzinnej na Lubelszczyźnie i wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego. Można nie składać dokumentu, który już kiedyś się dostarczyło, ale wtedy NFZ wymaga informacji, kiedy to było, np. 14 czy 15 lat temu!
Według Zielińskiego słabością programu jest jednak przede wszystkim „oderwanie od lekarzy”. W pierwotnej koncepcji miały go realizować tylko laboratoria. Stąd w pakiecie badań dla kobiet nie ma postulowanego przez lekarzy USG piersi. Dopiero po konsultacjach dopuszczono do programu poradnie. – Ale i tak nie zapewniono, że pacjent, który ma złe wyniki, nie schowa ich do szuflady – tłumaczy dr Zieliński.
Na ten sam problem zwracają uwagę diagności laboratoryjni. W razie złych wyników diagnosta ma obowiązek powiedzieć o tym pacjentowi. Ale czy w każdym laboratorium tak będzie? – Zapomniano o zapewnieniu bezpieczeństwa. W programie nie ma ani słowa o tym, gdzie takiego pacjenta skierować. Kto go pilnie przyjmie? – mówi Elżbieta Rabsztyn, była konsultant wojewódzka w dziedzinie diagnostyki laboratoryjnej na Śląsku.
Dr Zieliński obawia się, że program Profilaktyka 40 PLUS nie przyniesie dużych korzyści: – Jest tak napisany, żeby się zbadać i już. Bez pomysłu na to, co dalej. Skorzystają przede wszystkim ci, którzy lubią się badać i już i tak robią to przy każdej okazji.