Sapere aude, Tusku!
Wtorkowa Środa
Centrowy polityk jest jak ostryga: musi się otwierać i zamykać, żeby żyć. Z jednej strony otwiera się na prawa kobiet, a nawet parytety, z drugiej zachwala tradycję, która kobiety traktowała jak niewolnice, z jednej strony krytykuje Kościół, z drugiej mówi, że jest przekonany, „że świat bez Boga w ludzkich umysłach byłby gorszy” (wywiad z Donaldem Tuskiem, „Gazeta Wyborcza”).
Nie rozumiem, po co Tuskowi potrzebny jest Bóg i czy rzeczywiście myśli, że jego idea ulepsza świat, czy też chodzi mu wyłącznie o polityczny ukłon w stronę wierzących? Przecież nie ma Boga bez religii, nie ma religii bez Kościoła. Gdyby idea monoteistycznego Boga chrześcijan nie napotkała na swojej drodze władzy politycznej w postaci Konstantego, to zapewne mało kto by o niej słyszał. Idea Boga jest ukształtowana przez instytucje Kościoła i jego dogmaty, a więc przez władzę jak najbardziej ziemską (i męską). Gdy w „ludzkich umysłach” trafia się jakaś idea Boga bez uznania kościelnej ortodoksji, to jest ona traktowana jako herezja, za którą przez wieki karano śmiercią. „Bóg” to najbardziej zastrzeżony produkt religijnej władzy.
W katolicyzmie nie ma Boga poza Kościołem, a w Polsce nie ma Kościoła poza PiS-em. Głos hierarchów jest głosem partii, partia jest dźwignią (ideologiczną i finansową) Kościoła. Wszystkie demokratyczne instytucje, wszystkie idee pretendujące do uniwersalizmu, z których Tusk jest dumny i które chce przywrócić Polsce, powstały wtedy, gdy odrzucono kaftan religii, czyli w oświeceniu.
Nie bez racji Kant domagał się od ludzi dojrzałości, czyli uwolnienia się od kierowniczej roli religii i kierowania się w życiu rozumem. Sapere aude! – mówił. Cała idea demokratycznej, egalitarnej Europy wolnych obywateli i obywatelek ma charakter laicki. Jeśli Kościół sprzyjał demokracji czy zjednoczeniu Europy, to tylko dlatego, że widział w tym swój interes, a nie dlatego, że Bóg tak chciał. Niby mamy takie chrześcijańskie idee jak „miłość bliźniego”, równość czy wolność, ale jeśli dobrze się przyjrzeć pismom teologów od św. Tomasza do papieża Benedykta, to chrześcijańskie caritas ma swoje ordo (porządek), w którym nigdy nie mieścili się obcy – to znaczy dzicy, niewolnicy, poganie, innowiercy; dziś nie mieszczą się ateiści, uchodźcy, LGBT, inni. Równość jako chrześcijańska idea ma charakter religijny: odnosi się do aktu stworzenia (na obraz i podobieństwo) oraz zbawienia, a nie do struktury społecznej, która została stworzona przez Boga jako hierarchia oparta na męskiej dominacji. Dlatego Kościół zażarcie walczył z emancypacją różnych grup społecznych (przede wszystkim z kobietami, teraz z LGBT). Z kolei chrześcijańska wolność skierowana jest ku wiecznej szczęśliwości, a nie ku doczesnej autonomii czy pełni praw obywatelskich. Idea Boga w umysłach ludzkich często prowadziła do wojen, nietolerancji, tortur i stosów; była i jest legitymizacją rządów absolutystycznych czy autorytarnych. Dziś Bóg legitymizuje antydemokratyczny fundamentalizm PiS-u. A więc: Sapere aude, Tusku!+