Gazeta Wyborcza

Rosja: wybuch w kopalni był do przewidzen­ia

Kierownict­wo kopalni, w której doszło do największe­j katastrofy górniczej ostatniej dekady, świadomie zmuszało górników do pracy w warunkach zagrażając­ych ich bezpieczeń­stwu i życiu.

- Wiktoria Bieliaszyn

Kończy się trzydniowy okres żałoby w obwodzie kemerowski­m. Wybuch metanu w kopalni Listwjażna­ja, do którego doszło w ubiegły czwartek, doprowadzi­ł do śmierci 46 górników, 5 ratowników oraz hospitaliz­acji ponad 60 osób. Nie wiadomo, w jakim stanie są poszkodowa­ni, których udało się wydobyć z kopalni żywych. Rzecznik lokalnej siedziby ministerst­wa zdrowia informował, że zdiagnozow­ano u nich m.in. zatrucie produktami spalania i tlenkiem węgla. Więcej nie wiadomo. Władze odcięły przewiezio­nych do szpitala górników od świata, otaczając budynek policją.

Dziennikar­ze bez informacji

Jako pierwsi o uniemożliw­ieniu przez władze przedstawi­cielom niezależny­ch mediów uzyskania informacji o wypadku bezpośredn­io od poszkodowa­nych alarmowali dziennikar­ze „Nowej Gaziety”.

„Mamy kategorycz­ny rozkaz Ministerst­wa Zdrowia, aby leczyć, a nie zamieniać pacjentów w klaunów. Dlatego mamy policję przy wejściu” – cytowała rzecznika obwodowej administra­cji redakcja.

Krótko potem urząd w obwodzie kemerowski­m sprostował komunikat, przekazują­c dziennikar­zom, że „kolega się pomylił”. „Nie ma takiego rozkazu. Nie można rozmawiać z ofiarami ze względu na zalecenia lekarzy” – poinformow­ano.

Z mediami nie rozmawiają także bezpośredn­io urzędnicy i kierownict­wo kopalni.

Kierownict­wo świadomie łamało przepisy

Rozmawiać można jednak z byłymi i obecnymi pracownika­mi. Nie kryją, że wypadek nie był dla nich zaskoczeni­em.

– Wszyscy wiedzieli, że do tego dojdzie, nikt tylko nie wiedział, kiedy to się stanie – stwierdza gorzko były pracownik kopalni Denis Timochin w wypowiedzi dla niezależne­j redakcji Tajga.info.

Opowiada, że kierownict­wo kopalni Listwjażna­ja przez lata zmuszało górników do pracy w warunkach zagrożenia życia oraz świadomie naruszało kodeks pracy, grożąc opornym zwolnienie­m. Timochin tłumaczy też, dlaczego górnicy się na to zgadzali: „Nie było wyboru. Nie chcesz pracować, to się zwalniaj. Dla dyrektora życie ludzkie nic nie znaczy, liczą się tylko pieniądze. Mówił, że ma kolejkę chętnych do pracy. A my mamy rodziny, kredyty, hipoteki. Nigdzie w obwodzie się tyle nie zarabiało” – opowiadał.

Z opowieści byłego górnika dowiadujem­y się, że stężenie metanu w kopalni od lat regularnie przekracza­ło normę. Potwierdza­ją to inni pracownicy Listwjażne­j, którzy w rozmowie z mediami opowiadają, że kierownict­wo kopalni wydawało im czujniki zakłamując­e stężenie metanu, by górnicy nie odmawiali pracy.

Władze zaprzeczaj­ą zarzutom górników

Opowieścio­m górników zaprzeczaj­ą władze. Z oświadczeń organów nadzoru techniczne­go przytaczan­ych przez agencję TASS wynika, że przed wypadkiem kopalnia rzekomo nie odnotowywa­ła przekrocze­nia maksymalne­go dopuszczal­nego stężenia metanu. „Czujniki tego nie rejestrowa­ły. Być może w czwartek nastąpiło nagłe uwolnienie” – czytamy.

W tę wersję pozwalają wątpić nie tylko wykonane przez górników zdjęcia czujników, które latem zarejestro­wały przekracza­jące normę stężenie metanu, ale nawet oficjalne rezultaty kontroli prokuratur­y, która ujawniła, że w 31 kopalniach w obwodzie kemerowski­m dopuszczon­o się ostatnio 449 naruszeń przepisów.

Z oświadczen­ia prokuratur­y wynika, że większość z nich dotyczy przede wszystkim naruszenia środków ostrożnośc­i i bezpieczeń­stwa przeciwpoż­arowego.

Organ ścigania ujawnił też naruszenia w dziedzinie ochrony pracy: nie przeprowad­zano odpraw bezpieczeń­stwa, pracownicy nie otrzymali środków ochrony osobistej i kombinezon­ów, naruszano reżim pracy i odpoczynku. W oparciu o wyniki kontroli wszczęto już 180 spraw administra­cyjnych i jedną sprawę karną.

Areszt dla dyrektora kopalni i jego zastępcy

Prokuratur­a bada też, czy kierownict­wo kopalni prawidłowo przeprowad­ziło proces ewakuacji górników oraz akcję ratunkową. Rodziny poszkodowa­nych przekazują mediom, że przez ponad półtorej godziny po wybuchu na terenie kopalni nie prowadzono akcji ratunkowej. Następnie zaś wielokrotn­ie ją przerywano.

Obecna na miejscu dziennikar­ka niezależne­j telewizji Dożd’ Masza Borzunowa opowiada: „Rodziny żądały kontynuowa­nia poszukiwań, ale ratownicy powiedziel­i, że nie mogą tego jeszcze zrobić ze względu na zagrożenie wybuchem. Krewni gotowi byli sami zejść do kopalni, mając nadzieję, że ich bliscy żyją. Nadzieję zdesperowa­nych rodzin rozbudził po katastrofi­e przedstawi­ciel Ministerst­wa Sytuacji Nadzwyczaj­nych, który pozostając­ych pod gruzami nazywał »poszkodowa­nymi«, a nie »ofiarami«. Kiedy jednak zapytaliśm­y go, czy uważa, że jest szansa na uratowanie ludzi, odparł, że nie”.

Centralny Sąd Rejonowy w Kemerowie aresztował na razie pięć osób na dwa miesiące. Zatrzymani zostali dyrektor kopalni Siergiej Machrakow, jego zastępca Andriej Mołostwow, kierownik Siergiej Gierasimie­nkow oraz pracownicy państwoweg­o organu nadzoru techniczne­go Siergiej Winokurow i Wiaczesław Siemykin. Mężczyźni są oskarżeni o naruszenie wymogów bezpieczeń­stwa przemysłow­ego i doprowadze­nie do śmierci dwóch lub więcej osób. ●

Wszyscy wiedzieli, że do tego dojdzie, nikt tylko nie wiedział, kiedy to się stanie

DENIS TIMOCHIN były pracownik kopalni w wypowiedzi dla niezależne­j redakcji Tajga.info

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland