„Najważniejszą galerię w Polsce czeka degradacja”
Anda Rottenberg i Agnieszka Morawińska obejmowały Zachętę jako osoby z ogromnym doświadczeniem menadżerskim, w tym w kontaktach międzynarodowych. Hanna Wróblewska była doświadczoną kuratorką, od lat pracującą w Zachęcie. Wiedziała, jak z tą machiną postępować. Nie chodzi tylko o rzeczy bezpośrednio związane ze sztuką, ale też o tysiące innych kwestii: finanse publiczne, sprawozdawczość, planowanie, przetargi, zasady wypożyczeń i przewozu dzieł sztuk itp.
Mianowanie na dyrektora Zachęty niszowego kuratora niedużych wystaw, bez doświadczenia w zarządzaniu instytucją kultury w takiej skali, może się skończyć katastrofą. A już na pewno stawianiem przed pracownikami niewykonalnych zadań.
historyczka sztuki, krytyczka i kuratorka. Dyrektorka Zachęty w latach 1993-2001.
Sytuacja, która czeka Zachętę, przerasta wszelkie moje wyobrażenia. Ten kandydat nic sobą nie reprezentuje. Nie ma żadnej pozycji na świecie ani w Polsce. Jest kiepskim malarzem. Nie znam jego doktoratu ani żadnych wypowiedzi na temat sztuki, poza tym, że ma być piękna.
Minister Gliński zlekceważył głos całego środowiska. List w obronie Hanny Wróblewskiej podpisało 1200 osób: artyści, reżyserzy, pisarze, cała licząca się polska kultura. To sytuacja bez precedensu: nawet w czasach stalinizmu, przy całej bezwzględności ówczesnej władzy, Włodzimierz Sokorski zabiegał o akceptację środowiska – bo wiedział, że nie będzie w stanie stworzyć drugiego.
Lepiej sobie nie wyobrażać degradacji, jaka czeka najważniejszą galerię w Polsce. Wiem, ile mnie kosztowało wydobycie Zachęty z zapaści po stanie wojennym. Udało się tylko dlatego, że miałam osobiste znajomości i mogłam uwiarygodnić tę instytucję na świecie. To samo robiły Agnieszka Morawińska i Hanna Wróblewska. Teraz trzydzieści lat naszej pracy zostało wyrzucone w błoto.
Polski pawilon na Biennale w Wenecji [dla którego program przygotowuje Zachęta – red.] znów będzie omijany szerokim łukiem, jak za stanu wojennego. Nie będzie współpracy Zachęty ze światem. Wiem, że polskiemu rządowi na współpracy ze światem nie zależy, ale to jest niszczenie polskiej kultury.
historyczka sztuki, w latach 2014-15 ministra kultury i dziedzictwa narodowego, dyrektorka Instytutu Historii Sztuki na Uniwersytecie Gdańskim.
Jeżeli minister nie ma oczywistego, akceptowanego przez środowisko kandydata na dyrektora instytucji – a minister Gliński nie ma – to powinien zorganizować konkurs. Owszem, i mnie, i wcześniejszym ministrom zdarzało się nominować kogoś bez konkursu, ale były to osoby z dorobkiem, znane w środowisku i niebudzące kontrowersji.
Powołanie w ten sposób człowieka, o którym nikt nie słyszał, wymaga dużej odwagi. Jestem historykiem sztuki, przez cztery lata pracowałam na różnych stanowiskach w Ministerstwie Kultury, od 35 zajmuję się historią sztuki, w tym też wystawiennictwem, do tego wykładam w Gdańsku, gdzie pan Janowski działa. I musiałam go wpisać w Google, bo dotąd nigdy mi się nigdzie nie przewinął.
Sprawdziłam, że opublikował dwa czy trzy artykuły naukowe i zrobił doktorat z historii sztuki na Uniwersytecie w Toruniu, ale nieopublikowany. Nie wiem, czy możemy w ogóle mówić o nim jako o badaczu.
Malarstwo, które uprawia, jest specyficzne, niewątpliwie lokuje się w bardzo wąskiej niszy pewnej grupy amatorów sztuki o niewyrafinowanym guście.
Kurator? Nie znam żadnej przyzwoitej wystawy firmowanej jego nazwiskiem. Wiem, że zasiada w ministerialnej radzie organizacji pozarządowych, jest działaczem ZPAP i doradcą dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, choć czym się zajmuje malarz i jazzman w historycznym muzeum narracyjnym, to już nie wiem.
Poniekąd to człowiek renesansu, bo działa na bardzo wielu obszarach. Tylko że w żadnym z nich jakoś się nie zaznaczył. Trudno nawet powiedzieć, na jakiej podstawie go oceniać. Może jest dobrym jazzmanem, jak na malarza, i dobrym malarzem, jak na kuratora. Ale teraz chce wziąć na siebie odpowiedzialność za najważniejszą instytucję sztuki w Polsce, reprezentującą nas na świecie, w tym na Biennale w Wenecji, nie mając ani eksperiencji, ani autorytetu.
●