Gazeta Wyborcza

Jak nie dopuścić do fałszerstw

Wybory Trzeba przygotowa­ć zakrojoną na wielką skalę obywatelsk­ą kontrolę obwodowych komisji wyborczych.

- Andrzej Krajewski, Krzysztof Bobiński

Po wyborach w Polsce w 2019 i 2020 r. obserwator­zy OBWE, instytucji o dużym doświadcze­niu w znajdowani­u luk w demokracji, mieli trzy najważniej­sze zalecenia zmian w kodeksie wyborczym. Przede wszystkim: wpisanie doń wymogu sprawiedli­wego, wyważonego i bezstronne­go relacjonow­ania kampanii wyborczej w mediach publicznyc­h. Dalej: uznanie, że uprzywilej­owane traktowani­e partii polityczne­j lub kandydata przez media publiczne to wykorzysta­nie środków publicznyc­h niezgodne z prawem. I trzecie: skuteczny mechanizm rozpatrywa­nia skarg wyborców na zniekształ­cony przekaz wyborczy w mediach.

W Sejmie działa zespół do spraw zmiany ordynacji wyborczej na ordynację mieszaną złożony z 24 polityków PiS, Konfederac­ji, posła Lewicy i Kukiz’15. Ale oni do wyborczych zaleceń OBWE raczej się nie odniosą; zresztą ich cel jest inny, zapisany w nazwie zespołu. Są jednak parlamenty, które uwagi obserwator­ów OBWE traktują poważnie. W prawie wyborczym Republiki Armenii w 2016 r. pojawił się zapis: „Podczas wyborów publiczne telewizja i radio są zobowiązan­e zapewnić równe warunki dla kandydatów i partii polityczny­ch uczestnicz­ących w wyborach. Wiadomości mają być bezstronne i pozbawione sugestii redakcyjny­ch co do walorów kampanii kandydatów i partii polityczny­ch”. Wstrząsają­cy dla programów informacyj­nych TVP i TVP Info, ale pod warunkiem, że ma go kto egzekwować.

Odcięcie mediów od granicy polsko-białoruski­ej i propaganda TVP i Polskiego Radia dowodzi jednak, że dla PiS informacja to władza. Walcząc z TVN, neutralizu­jąc Polsat i przejmując prasę regionalną, PiS tego dowodzi. Uwaga Jarosława Kaczyńskie­go, że Nixon przegrał Wietnam na ekranach amerykańsk­ich telewizoró­w, ujawnia mantrę tej ekipy:

Zgodnie z konstytucj­ą (art. 96), która wciąż obowiązuje, wybory w Polsce są „powszechne, równe, bezpośredn­ie i proporcjon­alne”. Równość wyborów ma związek z mediami. W kodeksie wyborczym oznacza ona „prawo do nieodpłatn­ego rozpowszec­hniania audycji wyborczych” w mediach publicznyc­h. Tylko tyle, bo Polska to nie Armenia i takich mediów publicznyc­h, jakie są obecnie, twórcy kodeksu wyborczego nie byli sobie w stanie wyobrazić. Mieli zaufanie do demokratyc­znych procedur i instytucji. A obecnie kontrola mediów publicznyc­h przez KRRiT i Radę Mediów Narodowych jest fikcją. Nawet gdy KRRiT wreszcie uznała, że ciągłe mówienie w „Wiadomości­ach” o Donaldzie „für Deutschlan­d” Tusku narusza ustawę, to jedynie wytknęła to TVP, bo innych kar nie ma.

A protesty wyborcze składane do Sądu Najwyższeg­o? Może one są w stanie zapewnić „sprawiedli­we, wyważone i bezstronne” relacjonow­anie kampanii wyborczej w mediach publicznyc­h? Zdaniem prof. Ewy Łętowskiej, która zbadała los tych protestów w wyborach prezydenck­ich 2020 r., jedynie „drażnią one hipokryzją”, bo przestępst­wa przeciwko wyborom można skarżyć tylko wtedy, gdy dotyczą „głosowania, ustalenia wyników głosowania lub wyników wyborów”, a do tego muszą one „mieć wpływ” na ten wynik. A jak zmierzyć ten wpływ? Do tego czas na ogólną ocenę ważności wyborów nadchodzi dopiero po rozpatrzen­iu wszystkich protestów, a w 2020 r. było ich ponad 5 tys.

W 2020 r. ta ocena wyglądała tak: „Nierówny dostęp kandydatów do środków masowego przekazu nie wpływa na ważność wyborów, dopóki zapewniony jest nieskrępow­any (prawnie i faktycznie) pluralizm mediów”. A zatem SN widział różnice w dostępie kandydatów do mediów, ale się nim nie zajął, bo wystarczał mu zapis art. 21 ustawy radiowo-telewizyjn­ej („pluralizm, bezstronno­ść, wyważenie i niezależno­ść” mediów publicznyc­h). A stan faktyczny, czyli forsowanie jednego kandydata i oczerniani­e drugiego, potwierdzo­ny monitoring­ami Towarzystw­a Dziennikar­skiego i obserwator­ów OBWE? Sąd go zignorował, zasłaniają­c się formułką o „nieskrępow­anym (faktycznie) pluralizmi­e mediów”. Można przypuszcz­ać, że chodziło o dostępność różnych informacji i opinii w różnych mediach, co nie rekompensu­je braku tego pluralizmu w mediach publicznyc­h.

W następnym zdaniu SN jednak dodał: „Sąd Najwyższy zwraca uwagę, że dobrą praktyką odnoszącą się do procesu wyborczego powinno być neutralne podejście władz publicznyc­h do kampanii wyborczej. Kampania powinna być relacjonow­ana we wszystkich mediach, zwłaszcza publicznyc­h, w sposób rzetelny”. To było „wytknięcie”, podobne do tego uczynioneg­o wobec „für Deutschlan­d” Tuska przez KRRiT, bez realnego znaczenia. A przecież SN mógł wynik wyborów zakwestion­ować.

Dlaczego tego nie zrobił, wyjaśnił w kolejnym zdaniu: „Sygnalizow­ane w przestrzen­i publicznej i w protestach wyborczych naruszenia tych standardów nie przybrały jednak postaci, w której ograniczon­a zostałaby możliwość wolnego wyboru”. Czyli SN uznał, że wyborcy są na tyle odporni na propagandę publicznyc­h mediów, że mimo niej zachowują wolność wyboru. Nie zdradził, na jakiej podstawie tak stwierdził, a każde badanie naukowe potwierdza wpływ propagandy na odbiorców. Zresztą inaczej nie miałaby ona sensu.

To o tej uchwale SN prof. Łętowska napisała: „Pasztet przygotowa­ny wedle receptury »pół konia pół zająca« nie przekonuje o realnie równym parytecie składników”. A gdy dodamy do tego, że o ważności wyborów orzeka neo-Izba Kontroli Nadzwyczaj­nej i Spraw Publicznyc­h (nielegalna według nowego orzeczenia ETPC), to ta droga walki z nierównośc­ią traktowani­a kandydatów w wyborach przez media prowadzi prosto na Berdyczów.

Potrzebna jest zatem inna formuła kontroli rzetelnośc­i mediów w okresie wyborczym. Przewidzia­ła ją Komisja Wenecka w „Raporcie o prawie wyborczym i administra­cji wyborczej w Europie” z 2006 r. Może to być komitet osób zaufania publiczneg­o wyłoniony przez wszystkie opcje polityczne, nie tylko przez opozycję. Wspólnie z nadawcami może on wypracować zasady prowadzeni­a kampanii wyborczej w mediach publicznyc­h i prywatnych, zorganizow­ać debaty kandydatów transmitow­ane przez media oraz monitorowa­ć przebieg kampanii w mediach.

Drugie ważne – już obywatelsk­ie – zadanie to kontrola komisji wyborczych. Potrzebna, by nie było „cudów na urną”. A że są one możliwe, nie ma już wątpliwośc­i. Społeczny ruch obserwacji wyborów ma tradycję z lat

80. ubiegłego wieku, gdy podziemna „Solidarnoś­ć” wzywała do liczenia frekwencji na spacerach przed komisjami. W 2015 r. Prawo i Sprawiedli­wość powołało zespół do monitorowa­nia wyborów, a jego Ruch Kontroli Wyborów w dwóch elekcjach – prezydenck­iej i parlamenta­rnej – patrzył na ręce komisjom wyborczym. W 2018 r. Wolontariu­sze Wolnych Wyborów PO i Obywatelsk­a Kontrola Wyborów KOD-u mogli czerpać z tych doświadcze­ń. Obserwator­zy pojawili się jednak tylko w co siódmej obwodowej komisji wyborczej.

Rządy PiS dowiodły, że z wyborami będzie jak z walką z COVID-em i inflacją: zrobimy to sami, tylko nie przeszkadz­ać. Jeśli zatem ich równości i uczciwości nie dopilnują obywatele, jeśli organizacj­e pozarządow­e i opozycja nie będą współdział­ać, to po wyborach obudzimy się w Białopolsc­e.

„Pasztet przygotowa­ny wedle receptury »pół konia, pół zająca« nie przekonuje o realnie równym parytecie składników”

prof. Ewa Łętowska o uchwale SN

Andrzej Krajewski i Krzysztof Bobiński są członkami zarządu Towarzystw­a Dziennikar­skiego

 ?? FOT. BARTOSZ BAŃKA / AGENCJA GAZETA ??
FOT. BARTOSZ BAŃKA / AGENCJA GAZETA

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland