Zmarnowane okienko wolności
Gościnne występy
Koniec stanu wyjątkowego na granicy. Mieszkańcy powinni odetchnąć. Organizacje humanitarne swobodnie nieść pomoc zagubionym w lasach. Reporterzy normalnie pracować.
Ale mundurowi będą dalej terroryzowali mieszkańców. Umierającym w lesie wciąż nie będzie wolno udzielać pomocy. Reporterzy nie będą mieli prawa tam pracować.
Jest tak dlatego, że rząd, Sejm i Senat zgodnie i świadomie złamały konstytucję, uchwalając jako pilną ustawę o granicy, choć według konstytucji nie mogła być „pilna”.
Art. 123 konstytucji mówi, że nie mogą być „pilne” ustawy dotyczące „wyboru Prezydenta Rzeczpospolitej, Sejmu, Senatu oraz organów samorządu terytorialnego, ustaw regulujących ustrój i właściwość władz publicznych, a także kodeksów”. Ustawa graniczna dotyczy „właściwości władz”, bo daje im nowe uprawnienia. Musiała więc być uchwalana w trybie zwykłym.
Gdyby Senat przestrzegał konstytucji, miałby 30 dni na rozpatrzenie ustawy o granicy. Ten termin upływa dwa tygodnie po wygaśnięciu „stanu wyjątkowego”. W tym czasie obowiązywałyby przepisy ogólne. To by wystarczyło, by uwolnić uchodźców z ich leśnych pułapek, uniknąć kolejnych cierpień oraz zgonów. A może, gdyby Senat po 30 dniach odrzucił ustawę, to Sejm by się przy niej nie upierał, bo kryzys wygasa i słabną argumenty na rzecz nadzwyczajnych rozwiązań.
Że pisowski rząd ma konstytucję w nosie, przekonała nas już pani Szydło, nie publikując wyroków TK. Że marszałkowie i posłowie PiS z konstytucji kpią, widzimy od wyboru dublerów wcześniej prawidłowo wybranych sędziów TK. Ale ten Senat, mający demokratyczną większość i demokratycznego marszałka występujących dotąd jako obrońcy konstytucji, demokracji, praw człowieka i praworządności…
Obywatele mogą nie pamiętać art. 123 konstytucji. Ale senatorowie dostali opinię Biura Legislacyjnego stwierdzającą: „projekt nie powinien być rozpatrywany przez Sejm w trybie pilnym w rozumieniu art. 123 ust. 1 Konstytucji, mimo nadania mu klauzuli pilności przez Radę Ministrów” i jako „niedopuszczalny” powinien być zwrócony wnioskodawcy.
Że Elżbieta Witek przechodzi nad łamaniem konstytucji do porządku dziennego – wiadomo. Że Tomasz Grodzki wziął na sumienie niekonstytucyjne uchwalenie ustawy i jej prawdopodobne ofiary – to smutne i dziwne. Bo to on spełnił bezprawne żądanie rządu i zwołał posiedzenia Senatu oraz ustalił porządek obrad, pozwalając na niekonstytucyjne pozbawienie nas praw. Nikt nie mógł mu tego narzucić ani zakazać. To są wyłączne kompetencje marszałka. Co zatem miał zrobić, by nie iść ramię w ramię z rządem i marszałkiem Sejmu, którzy złamali konstytucję?
Wybitni prawnicy, jak Adam Bodnar czy Mirosław Wyrzykowski, uważają, że mając opinię Biura Legislacyjnego, marszałek Senatu powinien był potraktować ustawę jak zwykłą i dać senatorom miesiąc na jej opracowanie, a pograniczu okienko wolności.
Nie wiem, dlaczego prof. Grodzki stanął po stronie PiS przeciw konstytucji i wolał narazić ludzi na pograniczu, niż się zetrzeć z władzą. Ale nie zazdroszczę. Bo to, co się będzie przez te dwa tygodnie działo w pogranicznych lasach, obciąży rachunek jego i tych, którzy go wybrali.
●
Koniec stanu wyjątkowego na granicy, ale mundurowi będą dalej terroryzowali mieszkańców. Umierającym w lesie wciąż nie będzie wolno udzielać pomocy. Reporterzy nie będą mieli prawa tam pracować
Autor jest publicystą „Polityki”, szefem katedry dziennikarstwa Collegium Civitas