Internet pod kontrolą rządu
Nadzorowany przez rząd „operator narodowy” ma przejąć kontrolę nad internetem i telefonią komórkową. Podobne rozwiązania są już w Rosji, w Korei Południowej i państwach arabskich
Sygnały o przygotowywanej zmianie można znaleźć w kolejnych poprawkach do procedowanej od kilku lat rządowej ustawy o cyberbezpieczeństwie.
Poprawka dodana 12 października powołuje podmiot o nazwie Operator Strategicznej Sieci Bezpieczeństwa. Ma to być jednoosobowa spółka skarbu państwa, będąca jednocześnie operatorem telekomunikacyjnym. Dla OSSB projekt rezerwuje częstotliwości najnowocześniejszej sieci komórkowej 5G.
Państwowy monopol
Oznacza to, że wszystkie działające w Polsce sieci telefonii (Plus, T-Mobile, Orange i Play), aby móc w pełni świadczyć najszybszy internet 5G na terenie całego kraju, będą musiały korzystać z pośrednictwa tego operatora.
Bez niego nie będą miały zasięgu. On z kolei będzie miał możliwość pełnej kontroli nad tym, jakie dane operatorzy, czyli ich klienci, przesyłają, a nawet gdzie się znajdują. Ale to dopiero początek.
Sieci GSM (telekomy) oferują usługi telefoniczne i internetowe. Ich działanie opiera się na częstotliwościach radiowych, których właścicielem jest państwo, a którymi zarządza Urząd Kontroli Elektronicznej (UKE). Telekomy – głównie za pomocą spółek córek (operatorów infrastrukturalnych) – odpłatnie dzierżawią te częstotliwości od państwa.
Według naszych źródeł OSSB, nazywany popularnie „operatorem narodowym”, przygotowywany jest do przejęcia pośrednictwa w dostarczaniu wszystkich częstotliwości, na których prywatne telekomy dziś operują.
Wystarczy, że operatorom komercyjnym nie zostaną odnowione koncesje na częstotliwości. „Operator narodowy” udostępni im je wtedy jako swoją sieć bazową. Państwo odzyska monopol i kontrolę. Będzie też mogło, dyktując różne warunki cenowe za dostęp do swojej sieci, wpływać na pozycje poszczególnych telekomów na rynku. „Operator narodowy” będzie działał jak hurtownik, który może – lub nie – sprzedać towar.
Dane i strony
Sygnały o zbliżającej się zmianie operatorzy dostają już od 2018 r. Wielu z nich w najbliższych latach kończą się dzierżawy częstotliwości, a zarządzający nimi UKE nie odpowiada na wnioski o ich przedłużenie.
Dzierżawcy częstotliwości już są zobowiązani do gromadzenia i udostępniania danych policji oraz służbom specjalnym. Jednak nad tym, co i komu jest przekazywane, mają pewną kontrolę. Również proces blokowania stron uznanych za groźne dla „bezpieczeństwa narodowego” jest obecnie utrudniony.
●
Kluczowe pozwolenia na częstotliwości używane w miastach wygasają w 2022 r. Te poza obszarami zabudowanymi mają dzierżawy do 2025-27 roku. Z kolei aukcje na rezerwacje nowych częstotliwości są przewlekane bez rozstrzygnięcia. Tak jest np. z ogłoszoną aukcją na częstotliwości umożliwiające rozwój sieci 5G. Po jej zakończeniu operatorzy mieli mieć gwarancję dzierżawy do 2033 r.
System kontrolowanego przez państwo „narodowego operatora” działa już w Rosji pod nazwą Runet. W testach przeprowadzonych latem pokazał, że jest w stanie odłączyć rosyjskich użytkowników od globalnego internetu. Reżim Putina tłumaczy, że w ten sposób zabezpiecza się przed „cyberagresją” ze strony Zachodu. Tak nazywa nałożone na Rosję sankcje za atak na Ukrainę i łamanie praw człowieka: część tych sankcji polega na ograniczeniu rosyjskim bankom dostępu do światowych systemów płatniczych.
Rosyjska opozycja i obrońcy wolności nie mają wątpliwości, że chodzi o inwigilację i kontrolę nad całą cyberprzestrzenią. W praktyce polega to na tym, że każdy działający w Rosji operator instaluje na swoich urządzeniach czarną skrzynkę zarządzaną przez operatora państwowego, przez którą przechodzi cały jego ruch w internecie. Właściciel takiej skrzynki (czyli państwo) może bez wiedzy i zgody operatora oraz użytkowników prowadzić kontrolę i np. blokować niewygodne dla władzy strony. Operator nie ma prawa ingerować w zawartość urządzenia.
Państwa, które stosują takie rozwiązania, zawsze powołują się na względy bezpieczeństwa, tłumacząc, że współcześnie internet może być narzędziem agresji i rodzajem broni. Dlatego podobny system funkcjonuje w Korei Południowej, od wielu dekad będącej w stanie konfliktu z komunistyczną dyktaturą Korei Północnej.
Gdy w Polsce „operator narodowy” w pełni przejmie dostawy częstotliwości, bezpośredni dostęp do czarnych skrzynek będzie miała cyberpolicja. Jej powołanie pod koniec lipca ogłosili premier Mateusz Morawiecki, szef MSWiA i koordynator służb Mariusz Kamiński oraz pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa Janusz Cieszyński. Była to odpowiedź na aferę z wyciekiem maili Michała Dworczyka, szefa kancelarii premiera.
Oficjalna nazwa nowej struktury to Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości. Kamiński zapewniał, że Biuro zacznie działać już w styczniu 2022 r. Kadrową bazą dla CBZC miało być 350 policjantów zajmujących się zwalczaniem cyberprzestępczości, ale przewidywany był nabór kolejnych osób. CBZC miało być osobnym bytem podlegającym bezpośrednio szefowi MSWiA. Służba miała też zapewnione finansowanie – wynoszący 500 mln zł Fundusz Cyberbezpieczeństwa oraz budowaną siedzibę na warszawskich Szczęśliwicach.
Na razie utworzenie CBZC się opóźnia. Projekt powołania Biura wciąż jest procedowany w sejmowej komisji spraw wewnętrznych, a prace na pewno nie skończą się w tym roku. O skali zamiarów MSWiA świadczy też pilnie procedowana ustawa o szczególnych zasadach wynagradzania osób realizujących zadania z zakresu cyberbezpieczeństwa, gdzie rząd chce za pomocą superwynagrodzeń kupić z rynku „lojalnych” hakerów.
●
Istnienie „narodowego operatora” w Rosji reżim Putina tłumaczy zabezpieczeniem przed „cyberagresją” z Zachodu