Majstersztyk w Stalowej Woli
PiS i piłka nożna Anonimowym piłkarzom Stali Stalowa Wola, którzy dzięki publicznym pieniądzom już żyją jak królowie, władze miejskie postanowiły dorzucić jeszcze stypendia – za znakomite osiągnięcia sportowe
Wystarczyło unieważnić jedną uchwałę sprzed dziesięciu lat, żeby wszystko było więcej niż legalne.
O patologii będącej prawdopodobnie ewenementem na skalę międzynarodową pisaliśmy w „Wyborczej” w październiku. Dzięki szczodrości prezydenta miasta, członka PiS Lucjusza Nadbereżnego oraz radnych prowincjonalny klubik przytula wielomilionowe dotacje, a mimo to przynosi straty – też wielomilionowe. Zawodnicy grają na stadionie wzniesionym za 58 mln zł, choć na trybuny przychodzi po kilkaset osób. Najwyżej opłacani zarabiają kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie.
Fundowane z miejskich pieniędzy luksusy spływają na drużynę rywalizującą na czwartym poziomie rozgrywkowym (zwanym w naszej nomenklaturze trzecią ligą), czyli tam, gdzie w innych krajach – nawet wysoko rozwiniętych futbolowo, jak Włochy – po boiskach ganiają amatorzy.
W Stalowej Woli kopią gracze, którzy dzięki kopaniu należą do finansowej elity miasta. A prezydent właśnie postanowił dorzucić im jeszcze trochę grosza.
Dla kolarzy okrągłe zero. Nadbereżny wydał tydzień temu zarządzenie o przyznaniu stypendiów dla sportowców, uwaga, „osiągających wysokie (!) wyniki we współzawodnictwie” (wykrzyknik mój). Obejmuje ono także listopad i październik, więc przed końcem bieżącego roku wyróżnieni otrzymają od miasta środki za trzy miesiące.
Na liście wspartych widnieją 43 nazwiska przedstawicieli kilku dyscyplin – od lekkiej atletyki przez koszykówkę po taniec. Tylko piłkarze Stali otrzymali jednak maksymalne kwoty, 1500 zł (w sumie 4500) – miasto doceniło aż 23 zawodników, a zatem prawie wszystkich należących do klubowej kadry, aż po głębokich rezerwowych. Jak Jakub Jakimiuk, który w bieżącym sezonie ani razu nie wystąpił w podstawowym składzie, czy Maciej Wojtak, który ciuła głównie kilkuminutowe epizody w końcówkach meczów. Za znaczące osiągnięcia sportowe uznano wysiadywanie foteli dla rezerwowych w drużynie leżącej na szóstym miejscu na czwartoligowym poziomie, więc w ogólnopolskiej hierarchii ledwie mieszczącej się w czołowej setce.
Ani złotówki nie otrzyma Daniel Świderski, lider klubowej listy płac, pobierający co miesiąc około 250 proc. średniego wynagrodzenia w Polsce. Dofinansowanie dla pozostałych będzie kosztowało 102 tys. Niewiele w stosunku do całych nakładów na Stal, której w dwa lata przelano – bezpośrednio lub przez Podkarpackie Centrum Piłki Nożnej, poprzez gminne dotacje i umowy reklamowe oraz zapomogę od miejskiego zakładu komunalnego – 5 mln 222 tys. 810 zł. Ale widzimy tutaj kolejny wycinek patologicznego krajobrazu, na który składa się finansowanie wyczynowego futbolu z publicznych środków w całym kraju.
Losy Stali niezbyt obchodzą mieszkańców miasta, na bieżący sezon sprzedano 122 karnety. Co więcej, drużyny nie tworzą obiecujący juniorzy, lecz przede wszystkim seniorzy, którzy od prywatnego mecenasa tylu pieniędzy nigdy by nie wynegocjowali. Zarabiają świetnie, a teraz podarowano im najwyższe możliwe stypendia, gdy inni ubiegający się o wsparcie sportowcy, często obyci międzynarodowo lub przynajmniej perspektywiczni, otrzymali kwoty znacznie niższe lub żałośnie niskie.
Młodziutcy lekkoatleci – po 50 lub 80 zł miesięcznie. Artur Brzozowski – olimpijczyk z Pekinu, Rio oraz Tokio – na ostatnich igrzyskach zajął 12. miejsce w chodzie na 50 km – zdobył 500 zł, choć na zdzierane podczas treningów buty wydaje 700, o czym opowiadał w wywiadzie dla „Wyborczej”. Niczego nie wynegocjowali natomiast kolarze z grupy Voster ATS Team.
– Wystąpiliśmy o stypendium, bo choć nie należymy do globalnych potęg, na które trzeba rzucać gigantyczne pieniądze, to zajmujemy szóste miejsce na świecie zespołów kontynentalnych [trzeci poziom rywalizacji, składa się z 168 teamów, w tym dwóch polskich] – mówi dyrektor sportowy Mariusz Witecki. – I mamy kilku bardzo przyzwoitych zawodników. Maciej Paterski to mistrz Polski, reprezentował kraj na Tour de Pologne. Patryk Stosz wygrał w tym roku siedem wyścigów. Damian Papierski i Szymon Krawczyk wystąpili na MŚ i ME, do kadry narodowej należy Szymon Rekita. Powodów, dla których nasz wniosek odrzucono, nie znamy. Nawet odpowiedź nie nadeszła. Od osób trzecich usłyszeliśmy, że nie dostaniemy nic. Wiem, ile dostali piłkarze, uważam całą sytuację za żenującą.
Prestiż makroregionalny. Pozostaje pytanie, jakimi kryteriami kierował prezydent Nadbereżny, polityk należący do PiS, oraz komisja – ciało doradcze, niedecyzyjne – złożona również ze stalowowolskich radnych.
Otóż jeszcze niedawno piłkarze Stali Stalowa Wola mieliby znikome szanse na stypendium, ponieważ obowiązywała uchwała z 2011 roku, która ustalała, komu wolno je przyznać. Prawo to przysługiwało zawodnikowi, który „uzyskał znaczący wynik sportowy”, zdefiniowany jako pierwsze, drugie lub trzecie miejsce w następujących zawodach: igrzyskach olimpijskich lub paraolimpijskich, mistrzostwach świata i Europy, mistrzostwach Polski, uniwersjadzie, międzywojewódzkich mistrzostwach młodzików lub mistrzostw województwa podkarpackiego. Stypendium mogli też uzyskać powołani do kadry narodowej lub kadry pierwszego zespołu rywalizującego w dwóch najwyższych klasach rozgrywkowych. A w szczególnych przypadkach – nadzwyczajnego sukcesu spoza powyższej listy – prawo do udzielenia wsparcia pozostawiono osobistej decyzji prezydenta miasta.
By zatem wesprzeć np. piłkarzy Jakimiuka oraz Wojtaka, Nadbereżny musiałby więc ogłosić, że marginalną rólkę w czwartoligowym klubiku uważa za „znaczące” osiągnięcie sportowe. Dlatego 21 września tamtą uchwałę skasowano. Rada miejska przegłosowała nową, w której „znaczący wynik” zastąpiła „kryterium wynikowym”, a do listy wystarczająco prestiżowych rozgrywek dopisano „ligi makroregionalne lub centralne na arenie ogólnopolskiej”. I futbolistom Stali Stalowa Wola zapomoga już się należy – urzędowo, bez konieczności uruchamiania specjalnych procedur.
Dla jasności: wymienionych piłkarzy nie wolno stygmatyzować, oni nikogo nie krzywdzą, lecz wykonują dobrze płatną pracę. Rynek oferuje, biorą.
Wspomniana prawna korekta wpisuje się w filozofię formacji rządzącej obecnie w całym kraju – skoro ci, którym chcemy dogodzić (pieniędzmi lub stanowiskiem), nie dysponują wymaganymi w przepisach kompetencjami, to przepisy należy przeredagować. Precz z imposybilizmem, nastaje wolność totalna, pozwalająca zrobić dobrze każdemu, kto zasłużył. Jeśli znowelizowana ustawa o służbie zagranicznej nie wymaga już nawet znajomości języków obcych od kandydatów do pracy w MSZ, to dlaczego nie uznać, że drużyna piłkarska wciśnięta w czwartoligowej tabeli między ŁKS Łagów a Avię Świdnik zasługuje na specjalne traktowanie, status niemal gwiazdorski?
Piłkarze specjalnej troski. Według informatorów „Wyborczej” kibice, których Nadbereżny mamił wizją wielkiego sportu i meczów z Realem Madryt, zasłużyli się dla prezydenta tym, że wsparli go w kampanii wyborczej, zorganizowali m.in. internetową akcję wymierzoną w konkurenta. Dzisiaj politykiem powoduje już niekoniecznie wdzięczność, raczej zaczął się bać – po fatalnych wynikach drużyny stadionowy tłumek się od niego odwrócił, wywieszał wrogie transparenty. Tak czy owak, całą Polskę zalewa podobna patologia, czasami podszyta chorymi ambicjami lokalnych politycznych bonzów, którzy chcą się wsławić piłkarskim sukcesem. Nawet w tzw. ekstraklasie prawie wszystkie kluby wysysają pieniądze z miasta, zamiast działać jak normalne firmy, które płacą pracownikom tyle, na ile je stać. W Stalowej Woli padają jednak rekordy. Klub przyciąga kolejne prezenty, choć sportowo ledwie dyszy – w okresie prosperity zdążył już spaść (!) z trzeciej do czwartej ligi.
Powtórzmy: na tym poziomie w innych krajach kopią piłkę hobbyści, żyjący z innych zajęć. Wyjątki zdarzają się co najwyżej tam, gdzie biznesmen ma fantazję, żeby pobawić się w futbol – u nas z własnej kieszeni futbolową fanaberię finansuje np. Wojciech Kwiecień, właściciel ponad dwustu aptek, który inwestuje w piątoligową Wieczystą Kraków. Zatrudnia byłego selekcjonera reprezentacji Franciszka Smudę, byłemu zawodnikowi kadry Sławomirowi Peszce płaci 40 tys. miesięcznie. I jego drużyna zapewne wkrótce awansuje na poziom Stali Stalowa Wola, czyli czwartoligowy – w bieżącym sezonie wygrała 15 meczów i zremisowała dwa, Clepardii wbiła 16 goli, ze stosunkiem bramkowym 79-10 lideruje tabeli.
To jednak prywatna inicjatywa. Jedni multimilionerzy kolekcjonują jachty czy samoloty, inni wydłużają lukratywną karierę Peszce – ich prawo, z punktu widzenia ekologii nawet lepiej wyrzucać majątek na ganianie za piłką po trawie. Czym innym jest jednak systemowe, hojne dogadzanie niskoligowemu kopactwu ze wspólnej kasy, którą można wydać na żłobki, pielęgniarki albo ścieżki rowerowe. Dzięki publicznym pieniądzom piłkarze Stali są grupą społeczną szczególnie chronioną, grupą najspecjalniejszej troski, nawet mierni żyją więcej niż godnie.
I grają w pięknych okolicznościach przyrody, niebawem już chyba w każdym polskim mieście i miasteczku będzie stał nowoczesny stadion. Ostatnio o taki obiekt intensywnie zabiegają w Zielonej Górze, gdzie gra drużyna broniąca się przed spadkiem do piątej ligi. Koszt: minimum 100 mln zł. Pomoc płynącą ze szczebla centralnego zadeklarował jeden z najbardziej obrotnych wiceministrów, wciągnięty do resortu odpowiedzialnego za sport Łukasz Mejza.
●
Dzięki publicznym pieniądzom piłkarze
Stali są grupą społeczną szczególnie chronioną, grupą najspecjalniejszej troski, nawet mierni żyją więcej niż godnie