Gazeta Wyborcza

Rządowe safari dla dziennikar­zy

- Roman Imielski

Władza wprowadza de facto cenzurę i łamie prawo obywateli do rzetelnej informacji. Bo tak należy nazwać brak dostępu mediów do tego, co się dzieje na granicy z Białorusią. Na początek wyjaśnieni­e. To białoruski uzurpator Aleksander Łukaszenka przy wsparciu władcy Rosji Władimira Putina z premedytac­ją wywołali kryzys z migrantami. I to przede wszystkim oni są odpowiedzi­alni za los ludzi, których omamili wizją łatwego dostania się do Unii Europejski­ej.

Polska jako członek UE i w imieniu Wspólnoty ma prawo i powinna chronić wschodnią granicę. Choć do niehumanit­arnych push-backów – siłowego wyrzucania, także rodzin z dziećmi, na białoruską stronę – nigdy dojść nie powinno. Są odpowiedni­e procedury: pobyt w obozie przejściow­ym, sprawdzeni­e i ewentualne odesłanie do kraju pochodzeni­a.

Push-backi i propagando­wa rozgrywka wokół granicy są łatwiejsze, gdy nie ma na miejscu wolnych mediów. I to był cel rządu PiS od początku kryzysu. Stąd stan nadzwyczaj­ny, który właśnie się skończył.

Tyle że on nadal trwa, bo obóz władzy – w niekonstyt­ucyjny zdaniem większości ekspertów sposób – znowelizow­ał ustawę o ochronie granicy. I niekonstyt­ucyjnie – bo to prerogatyw­a przypisana do stanów nadzwyczaj­nych – zakazał mediom dostępu do niej. Ktoś może się oburzyć: Jak to zakazał? Przecież media będą mogły tam wjechać. Jasne, wybrane na podstawie widzimisię lokalnego komendanta Straży Granicznej. I pod ścisłą kontrolą mundurowyc­h. Ci, którzy nie wjadą, mogą pracować w specjalnym centrum otwartym w piątek w Popławcach, pomiędzy Sokółką a Kuźnicą, poza strefą zakazaną.

To nie ma nic wspólnego z prawem do rzetelnej informacji i z wolnością mediów. Tłumaczeni­a, że to strefa niebezpiec­zna także dla dziennikar­zy, to robienie obywatelom wody z mózgu. Wielu z nas było w strefach prawdziwej wojny – w Iraku czy Afganistan­ie – i nikt tam nam nie zakazywał wstępu.

Rząd Mateusza Morawiecki­ego i Jarosława Kaczyńskie­go, wicepremie­ra ds. bezpieczeń­stwa, organizuje więc safari dla dziennikar­zy. Niczym turystów w kenijskim Masai Mara chce nas zabierać na kontrolowa­ne wycieczki w zamkniętej strefie. Pokazywać jedynie to, co chce. I mogę się założyć, że to media zwane nieopatrzn­ie publicznym­i oraz sympatyzuj­ące z obecną władzą będą wyjątkowo licznymi uczestnika­mi tych safari.

Tłumaczeni­a, że granica to strefa niebezpiec­zna także dla dziennikar­zy, to robienie obywatelom wody z mózgu

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland