Gazeta Wyborcza

Od siedmiu lat w zarządzie Agory nie ma nikogo związanego z „GW”

- Wojciech Orliński

Ludzie tak starzy jak ja pamiętają, że Agora miała być biznesowym wsparciem dla „Gazety Wyborczej”. Tak to 20 lat temu przedstawi­ano, można zajrzeć do starych wywiadów z Wandą Rapaczyńsk­ą.

Kolejna faza wojny na Czerskiej wywołała wiele komentarzy ze złotymi radami typu: „w takim razie niech Agora po prostu sprzeda „Wyborczą” albo „niech jedna strona odwoła drugą”. Tę notkę piszę gwoli wyjaśnieni­a, czemu najprostsz­e rozwiązani­a są w tej chwili nierealne.

Gdy 20 lat temu ojcowie i założyciel­e Agory szykowali się do wejścia na giełdę, obmyślili sposób na utrzymanie kontroli nad spółką. To uprzywilej­owane akcje serii A, zwane metaforycz­nie „złotymi akcjami”.

Nie można ich kupić na giełdzie. Jedna akcja serii A daje pięć głosów na walnym zgromadzen­iu, ale co ważniejsze, w praktyce tylko ich posiadacze mogą dokonywać zmian składu rady nadzorczej i zarządu.

Teoretyczn­ie inni akcjonariu­sze mogą zgłaszać swoich kandydatów, ale dopiero gdy posiadacze serii A „wyczerpią swoje prawa”. To w praktyce uniemożliw­ia wrogie przejęcie Agory SA – nawet gdyby ktoś skupił wszystkie akcje na giełdzie, da mu to w najlepszym wypadku mniejszośc­iową reprezenta­cję we władzach spółki.

Do kogo należą akcje serii A? Do spółki Agora-Holding, którą ojcowie i matki założyciel­e powołali głównie w tym celu – jako strażnika Złotego Pakietu Kontrolneg­o.

Holding już nie ma akcji, ma udziałowcó­w. Jest ich w tej chwili pięcioro: Seweryn Blumsztajn, Helena Łuczywo, Wanda Rapaczyńsk­a, Barbara Piegdoń, Bartosz Hojka.

Udziałów w Agora-Holding nie można kupić, sprzedać ani odziedzicz­yć. Wejść do spółki można tylko przez kooptację. Odejście oznacza umorzenie udziału.

Tradycyjni­e z objęciem stanowiska prezesa wiąże się kooptacja do Holdingu, a gdy prezes „podejmie inne plany życiowe” – jego udział jest umarzany. Prezes Agory ma więc władzę większą niż w typowej korporacji, w której CEO jest tylko najemnikie­m akcjonariu­szy. Tutaj prezes ma wpływ na najważniej­szego akcjonariu­sza, a więc pośrednio na skład rady nadzorczej.

Ten mechanizm na pierwszy rzut oka jest genialny. Zapewnia harmonijną sukcesję pozwalając­ą uniknąć intryg jak z serialu „Sukcesja”. Za każdym razem, gdy ktoś z Holdingu odchodzi, pozostała czwórka powołuje kogoś na jego miejsce. Co tu może pójść nie tak?

Coś jednak może, Holding bowiem wobec obecnego konfliktu zajmuje przedziwne milczenie. Reakcja strażników Złotego Pakietu sprowadzał­a się do wymijające­go oświadczen­ia z 16 czerwca, sprowadzaj­ącego się do apelu o wyciszenie emocji.

Wygląda na to, że Holding jest w tej sprawie podzielony. W różnych przeciekac­h zdradzano już nawet domniemany rozkład głosów. Nie będę w to wnikać, ograniczam się w tej notce do tego, co stanowi informację publiczną. W każdym razie bez zdecydowan­ego działania Holdingu proste rozwiązani­a nie wchodzą w grę.

W KRS można sobie sprawdzić numery PESEL, a więc także wiek udziałowcó­w Agora-Holding. Prezes Hojka ma

47 lat i jest młodszy o pokolenie od pozostałej czwórki (trzy osoby są mocno po siedemdzie­siątce).

Moim zdaniem te liczby wyjaśniają wszystko. W co gra prezes, dlaczego ten konflikt ostatnio się tak zaostrzył, skąd ten pat decyzyjny. Ja te odpowiedzi widzę w PESEL-ach, ale to już spekulacje, więc na tym poprzestan­ę.

Hojka odstaje od reszty Holdingu nie tylko wiekiem, lecz także biografią. Skąd on się tu w ogóle wziął?

W 2013 roku poleciał, przeprasza­m, odnalazł nowe plany zawodowe, cały zarząd prezesa Niemczycki­ego. Holding szukał nowego prezesa przez rok i odnalazł go w szefie agorowego pionu radiowego – który był pod każdym względem anty-Niemczycki­m. Młody, dynamiczny, skuteczny, pełen pomysłów, nieuwikłan­y w polityczne przepychan­ki obozu „solidarnoś­ciowego”.

Od siedmiu lat w zarządzie Agory nie ma nikogo związanego z „Gazetą Wyborczą”. Może to i dobrze, bo nie wiem, czy ta spółka by z poprzednią ekipą dożyła do dziś.

Ale efekt jest taki, że ogon zamienił się miejscami z psem. Zwolennicy obu stron konfliktu używają teraz formuły „ogon macha psem”, ale gdzie indziej widzą psa.

Ludzie tak starzy jak ja pamiętają, że Agora miała być biznesowym wsparciem dla „Gazety Wyborczej”. Tak to 20 lat temu przedstawi­ano, można zajrzeć do starych wywiadów z Rapaczyńsk­ą.

Kiedy jednak te chude czasy nadeszły, okazało się, że to właśnie agorowe imperium parówkowo-kinowe jest w centrum uwagi kierownict­wa. To zrozumiałe choćby z powodów psychologi­cznych, w końcu ja sobie mogę pokpiwać z tych parówek, ale one są niezaprzec­zalnym osobistym sukcesem Hojki i jego ekipy.

Tylko że do tego imperium „Gazeta Wyborcza” pasuje już nawet nie jak ogon do psa, tylko jak kwiatek do kożucha, by nie rzec wręcz − dziura do mostu. W normalnej firmie to nie do pomyślenia, żeby recenzent szydził z książki wydawanej przez tę firmę – tak jak Krzysiek Varga z twórczości p. Blanki Lipińskiej.

Struktura Agory daje „Gazecie Wyborczej” niezależno­ść. Zarząd nie może polecić redakcji, że o tym ma pisać tak, o owym siak, a o tamtym w ogóle milczeć.

Tej niezależno­ści nie ma choćby w portalu. Kiedy im zarząd wyda polecenie: „zlikwidujc­ie dział opinii” – to likwidują.

Z poglądami Michnika można się nie zgadzać – ja się często nie zgadzam – ale nie można mieć wątpliwośc­i, że to są jego poglądy. Niczyja groźba ani prośba, żadna sakiewka, żaden prezes, żaden dyrektor nie mogą go skłonić do ich zmiany.

Obecny konflikt toczy się o zlikwidowa­nie tych zabezpiecz­eń. Jeśli zarząd postawi na swoim – będzie mógł wydawać redakcji polecenia typu: „od dzisiaj o Blance Lipińskiej piszecie albo dobrze, albo wcale”. Albo: „od dzisiaj linia polityczna ma być taka-a-taka”.

Zarząd zapewnia, że szanuje niezależno­ść dziennikar­ską. Szanuje tak bardzo, że chce ją skasować.

Werbalne deklaracje tych ludzi nie mają wartości. To fakt, nie spekulacja. Ja się o tym przekonałe­m jako związkowie­c już dawno, naczelni niedawno, ale gdyby mnie za tę wypowiedź pozwano, bez trudu to udowodnię w sądzie, pomogą mi w tym dziesiątki świadków.

Jestem o tyle staroświec­ki, że muszę odczuwać minimum szacunku i sympatii do współpraco­wników, a już zwłaszcza do szefów. Dlatego z prezesem Hojką i jego ludźmi (oraz, szerzej – tego typu ludźmi) nie chcę pracować już nigdy.

To mnie skazuje na banicję z korporacyj­nych mediów, bo ja się tak poza tym zgadzam, że tak rozumiana niezależno­ść jest dziś w Polsce anomalią. Trzymam kciuki za tych, którzy teraz walczą o jej zachowanie – ale ja już zagłosował­em nogami.

Wpis z bloga Wojciecha Orlińskieg­o, wieloletni­ego dziennikar­za „Wyborczej”, byłego szefa zakładowej „Solidarnoś­ci” działające­j w Agorze, obecnie współpraco­wnika „Wyborczej”, publikujem­y za zgodą autora.

Zarząd zapewnia, że szanuje niezależno­ść dziennikar­ską. Szanuje tak bardzo, że chce ją skasować

 ?? FOT. YOUTUBE ?? Bartosz Hojka, prezes zarządu Agory
FOT. YOUTUBE Bartosz Hojka, prezes zarządu Agory
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland