Męka w maseczce i samotność
Z powodu epidemii koronawirusa prawie dwie trzecie kobiet musiało rodzić bez bliskiej osoby u boku, a co szóstą zmuszono do porodu w maseczce. Nie mogły złapać oddechu. – Prawa kobiet łamano w sposób brutalny i nieuzasadniony – alarmuje fundacja Rodzić po
Fundacja Rodzić po Ludzku opublikowała w minionym tygodniu kolejny raport o tym, w jakim stopniu przestrzegany jest w szpitalach standard opieki okołoporodowej. Wprowadzenie standardu zostało wywalczone przez fundację 10 lat temu. Ministerstwo Zdrowia dotąd jednak nie zgodziło się na wprowadzenie instrumentów oceny, na ile organizacja opieki na kobietami w szpitalach odpowiada warunkom standardu. Robi to więc sama fundacja, publikując co dwa-trzy lata raport sporządzony na podstawie ankiet wypełnianych przez same kobiety. Na pytania RpL odpowiadają też położne i lekarze.
Raport oparty na odpowiedziach przesłanych przez ponad 10 tys. pacjentek pokazuje, że choć standard wdrażany jest powoli, to sytuacja kobiet rodzących jednak się poprawia. Na pytania o przemoc werbalną aż 21 proc. kobiet odpowiedziało, że spotkały je niestosowne komentarze: „Czego się pani tak drze?”, „Dlaczego ona tak wyje?”. Była też stosowna przemoc wprost. „Gdy już przestali mi dawać środki przeciwbólowe, okazało się, że ból nadal jest ogromny, aż mówić nie mogłam. Powiedzieli, że nic już mi dać nie mogą. Wiedziałam, że powinnam w miarę szybko zacząć się pionizować, ale przez ten ból nie mogłam się ruszyć. Niestety nie dawałam rady. Weszła położna ze zmiany nocnej (było to około godz. 22) i zaczęła szarpać mnie do góry, bym wstała. Ból był ogromny, nie mogłam mówić i krzyczeć. Tylko ją podrapałam (…)” – napisała jedna z uczestniczek badania.
Na co 10. rodzącą w szpitalu krzyczano, co 11. była wyśmiewana, co 10. zawstydzana. Przykłady odzywek: „Słabo rodzisz”, „Czego ryczysz, bekso”, „Po co się tak drzesz, przecież dziecko rodzisz i nie krzycz tak, bo mi bębenki w uszach popękają”, „Czemu płacze, skoro nawet jeszcze nie zaczęła rodzić”, „Nawet z takich małych piersi cieknie mleko”.
Nagminnie jest też naruszane prawo do informacji. Jednak za każdym razem odsetek kobiet, które doświadczyły niewłaściwego traktowania w postaci przemocy słownej, był o 1-4 proc. niższy niż w raporcie z lat 2017-18.
Ręczne sterowanie zza biurka i ogłupianie ludzi
Tegoroczny raport jest jednak szczególny ze względu na epidemię. Funkcjonowanie szpitali na zmienionych, często nieokreślonych precyzyjnie zasadach stało się pretekstem do nagminnego łamania praw kobiet. Ministerstwo Zdrowia dopiero w lipcu 2020 roku, a więc po ponad czterech miesiącach od ogłoszenia stanu epidemii, wydało zalecenia dotyczące przyjmowania porodu w sytuacji zakażenia lub podejrzenia o zakażenie koronawirusem. W połowie marca pojawiły się wprawdzie zalecenia konsultanta krajowego w dziedzinie położnictwa i ginekologii oraz szefa Polskiego Towarzystwa Ginekologii i Położników, ale dotyczyły one tylko zakażonych kobiet lub podejrzanych o zakażenie. Konsultanci rekomendowali przeprowadzanie u nich cesarskiego cięcia i utylizację ich pokarmu. Nie miały żadnej daty. Szpitale wprowadzały swoje własne zasady, w większości ograniczając jak tylko można kontakty rodzących kobiet z bliskimi, a nawet z ich nowo narodzonymi dziećmi.
Dopiero 15 lipca 2020 roku konsultanci w dziedzinie ginekologii i perinatologii wycofali się z zalecania cesarek dla wszystkich rodzących w szpitalach covidowych. Ale w niektórych przypadkach nic to nie dało. Na przykład w Puławach w części zakaźnej szpitala w ogóle nie było sali porodowej. Wszystkie kobiety nadal więc musiały rodzić przez cesarskie cięcie.
W szpitalach niecovidowych restrykcje sanitarne też stawały się pretekstem do ła
Gdy tracimy nasze prawa, dzieje się to z szybkością błyskawicy. Gdy chcemy je odzyskać, musimy o to walczyć latami
JOANNA PIETRUSIEWICZ,
prezeska fundacji Rodzić po Ludzku
mania praw rodzących. „W pierwszym roku pandemii 62 proc. kobiet rodziło bez osoby towarzyszącej” – czytamy w raporcie fundacji RpL. Matki były często zaraz po porodzie oddzielane od dzieci. Jeśli noworodek potrzebował dalszego pobytu w szpitalu, brutalnie izolowano go od rodziców. Zasłaniano się wytycznymi Ministerstwa Zdrowia dotyczącymi zakazu odwiedzin, choć w badaniach naukowych udowodniono, że obecność rodzica służy szybszej poprawie stanu dziecka.
Przeciwko takiemu zarządzaniu w epidemii buntował się też personel. „Beznadziejne ręczne sterowanie zza biurka w domu i ogłupianie ludzi to obraz zarządzania kryzysowego. Zastanawiam się, kiedy nakażą wcześniakom na respiratorze zakładać maseczki. Postępowanie zarządzających wykazało ignorancję i prostą głupotę. Finansista nie powinien być ministrem zdrowia” – napisała do RpL jedna z położnych.
Osobnym problemem stawały się maseczki. Fundacja Rodzić po Ludzku pisała do ministerstwa, że sala porodowa to nie jest przestrzeń publiczna, w której obowiązuje ich noszenie. Zgodził się z tym konsultant krajowy. Ale 15 proc. kobiet i tak musiało rodzić w maseczce. „Rodziłam w maseczce mimo braku covida. Pani do mnie, bym wzięła oddech, bo zaraz się uduszę. Zassałam maseczkę. Dopiero jak ją zerwałam z ust, udało mi się złapać oddech” – napisała jedna z kobiet w ankiecie RpL.
Personel biorący udział w badaniu, na którym opiera się raport, potwierdził, że w pandemii było więcej cesarskich cięć, wiele „ze względów epidemiologicznych”. Było też celowe przyspieszanie porodów tylko po to, żeby rodząca jak najszybciej wyszła ze szpitala, i oddzielanie matek od dzieci.
Jednocześnie fundacja zwraca uwagę, że epidemia, zwłaszcza w pierwszych miesiącach, była także dla personelu porodówek ogromnym stresem. Położne, lekarki i lekarze musieli pracować w sytuacji chaosu, braku bezpieczeństwa, niepewności i stresu.
Teleporada zamiast wizyty u ginekologa
Ze względu na epidemię drastycznie pogorszyła się także opieka nad kobietami w ciąży poprzedzająca bezpośrednio poród. Prawie 94 proc. musiało zrezygnować z czegoś w przygotowaniach do porodu. Prawie połowa doświadczyła ograniczeń w dostępie do opieki medycznej. Albo w ogóle nie mogły się dostać do ginekologa, bo gabinety były zamknięte i wizyty odwoływano, albo zamiast wizyty oferowano im teleporadę. Niektóre w ogóle nie mogły się do lekarza dodzwonić. Więcej niż co czwarta ciężarna rezygnowała w tej sytuacji z kontrolnej wizyty u ginekologa, a co 10. kobieta z części badań laboratoryjnych (10,7 proc.), badania KTG (10,8 proc.), kwalifikacji do porodu w domu narodzin (11 proc.).
„Pandemia spowodowała znaczny kryzys w ochronie zdrowia. Jego przejawami są chaos, ignorowanie potrzeb kobiet, brak komunikacji i informacji o podstawowych wytycznych. Decyzje dotyczące opieki okołoporodowej były – i często są – podejmowane pod wpływem lęku (…). Wiele kobiet w pandemii zostało okaleczonych psychicznie i fizycznie” – czytamy w podsumowaniu raportu. O tym kryzysie świadczą liczby. W całej historii fundacji Rodzić po Ludzku jej pracownice nie podejmowały aż tylu oficjalnych poważnych interwencji w szpitalach z powodu naruszeń praw rodzących kobiet (już 120 w tym roku). Nigdy wcześniej przed epidemią fundacja nie odebrała aż tylu wiadomości z wołaniem o pomoc. Bezpośrednie wsparcie otrzymało ponad 2 tys. kobiet.
Joanna Pietrusiewicz, prezeska fundacji Rodzić po Ludzku, przewiduje, że wszystkie szpitale wdrożą standard opieki okołoporodowej prawdopodobnie dopiero za 20 lat: – Gdy tracimy nasze prawa, dzieje się to z szybkością błyskawicy. Gdy chcemy je odzyskać, musimy o to walczyć latami.