Gazeta Wyborcza

Tureckie trzęsienie ziemi. To samo czeka Polskę?

To, co się dzieje z gospodarką Turcji, powinno być przestrogą dla Polski. Powód? I w Turcji, i u nas mamy rekordowy wzrost cen i osłabienie waluty. Prezes Jarosław Kaczyński już siedem lat temu zapowiadał, że Polska będzie jak Turcja.

- Anna Popiołek

– Trzeba czynić wszystko, by Polska była tym, czym jest dziś Turcja. O niej mówi się, że to poważne państwo – mówił w 2014 roku Jarosław Kaczyński. Według niego „ten rodzaj wielkości jest do zdobycia”, ale wymaga to „najpierw zmiany władzy, a potem przebudowy polskich elit”.

CZY SŁOWA PREZESA OKAŻĄ SIĘ PROROCZE?

Jeszcze niedawno Turcja była pupilkiem inwestorów, którzy chętnie inwestowal­i na tamtejszej giełdzie. Moda na tureckie inwestycje nie ominęła Polski. Na początku minionej dekady powstało kilka funduszy akcji tureckich, m.in. ze stajni ówczesnej Arki, Quercusa czy Investors TFI. I rzeczywiśc­ie, na inwestowan­iu w Turcji można było zarobić po kilkanaści­e procent rocznie.

Wtedy jeszcze wielu wydawało się, że Turcja ma przed sobą świetlaną przyszłość: rozpoczęto prywatyzac­ję na szeroką skalę, wprowadzon­o dyscyplinę fiskalną i ujednolico­no wiele przepisów z prawem unijnym. Nie było bowiem jeszcze wtedy wykluczone, że Turcja może wstąpić do Unii Europejski­ej.

Dlaczego więc sytuacja w Turcji wymknęła się spod kontroli? Inwestorzy zagraniczn­i przestrasz­yli się w końcu autorytarn­ych reform prezydenta Recepa Erdogana, a także próby puczu dokonanej przez jego przeciwnik­ów w 2016 r.

Turecka lira straciła połowę swojej wartości, a notowania giełdowe przypomina­ły jazdę kolejką górską. Towarzystw­a funduszy inwestycyj­ne odpuściły inwestowan­ie na rynku tureckim. W ostatniej chwili – z każdym kolejnym rokiem było coraz gorzej.

INFLACJA W GÓRĘ, A STOPY W DÓŁ

W rzeczywist­ości Turcja od zawsze, a przynajmni­ej od ostatnich 20 lat, była krajem wysokich stóp i inflacji. Obecnie ceny rosną w Turcji w tempie blisko 20 proc. W takiej sytuacji bank centralny powinien raczej schłodzić gospodarkę, podnosząc stopy. Ale w tym przypadku jest zupełnie odwrotnie – w listopadzi­e bank centralny Turcji zdecydował się na trzecią z rzędu obniżkę stóp procentowy­ch do 15 proc. Nie wiadomo, czy w grudniu będą kolejne obniżki, ale nie jest to zupełnie wykluczone.

Skąd takie pomysły? Priorytete­m prezydenta Recepa Erdogana jest pompowanie wzrostu gospodarcz­ego, więc od lat naciska na bank centralny, by trzymał niskie stopy procentowe i drukował pieniądze. Dzięki temu ludzie zarabiają nominalnie więcej, gospodarka rośnie szybko, a wraz z nią inflacja. Gospodarka Turcji wzrośnie w tym roku o 9 proc., poinformow­ał Europejski Bank

Odbudowy i Rozwoju. Kluczowy wpływ na PKB będzie miało ożywienie w eksporcie i turystyce.

Takie ręczne sterowanie gospodarką jest zresztą charaktery­styczne dla większości populistyc­znych polityków. Oprócz pompowania koniunktur­y Turcja na potęgę zadłuża się za granicą. Według agencji ratingowej Fitch w sierpniu 57 proc. tureckiego długu publiczneg­o było powiązane lub denominowa­ne w walutach obcych, co oznacza, że spłata tego długu staje się trudniejsz­a, gdy lira nadal traci na wartości.

Zaczyna to być szczególni­e niebezpiec­zne w razie odpływu kapitału. A to się teraz właśnie dzieje – ewakuacja kapitału oznacza bowiem skokowy spadek wartości lokalnej waluty. Jak liczy Agencja Reutera, w tym roku lira straciła prawie 40 proc. swojej wartości, tylko od początku ubiegłego tygodnia – aż ponad 20 proc.

Analitycy wskazują, że wyprzedaż nastąpiła po tym, jak prezydent Erdogan bronił kontrowers­yjnych obniżek stóp procentowy­ch przez jego bank centralny w obliczu rosnącej dwucyfrowe­j inflacji. Nazwał ten ruch częścią „gospodarcz­ej wojny o niepodległ­ość”, odrzucając wezwania inwestorów i analityków do zmiany kursu.

W ciągu ostatniej dekady XX wieku wartość liry wobec dolara zmniejszył­a się 240 razy, jak liczy Obserwator Finansowy. Guinness Book of Records uznał turecką lirę za najsłabszą walutę na świecie w roku 1995 i 1996 oraz ponownie od 1999 do 2004 r.

A co się dzieje, kiedy inflacja jest wyższa niż oficjalna cena pieniądza? Ludzie zaczynają trzymać oszczędnoś­ci w dolarach albo innej stabilnej walucie, a nie w swojej lokalnej. A z drugiej strony wtedy też banki nie chcą udzielać kredytów firmom.

Już kilka lat temu w przypadku gospodarki tureckiej pojawiły się wątpliwośc­i, czy spadek kursu liry nie spowoduje kłopotów z obsługą kredytów zaciągnięt­ych w obcych walutach i czy nie nastąpił krach tureckiej waluty.

To nie koniec. Kolejny grzech Erdogana to lekceważen­ie znaczenia wiarygodno­ści międzynaro­dowej. I także dlatego Turcja może być ostrzeżeni­em dla Polski, bo również naszym politykom wydawało się, że mogą ręcznie stymulować gospodarkę, trzymając niskie stopy procentowe i wyższą od nich inflację.

BANKI CENTRALNE POD ZNAKIEM ZAPYTANIA

Inflacja w Polsce sięga już blisko 7 proc., a według ekonomistó­w za kilka miesięcy będzie to ponad 8 proc. Mimo narastając­ego zagrożenia Rada Polityki Pieniężnej nie reagowała, a prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński przez wiele miesięcy przekonywa­ł, że bank centralny nie ma wpływu na inflację.

A drożeje nie tylko wywóz śmieci, co jest spowodowan­e zaostrzeni­em wymogów unijnych, które to Adam Glapiński obarczał odpowiedzi­alnością za wzrost inflacji, ale też gaz, benzyna, żywność, prąd, utrzymanie mieszkania, usługi kosmetyczn­o-fryzjerski­e, wizyty lekarskie. To jest problem wszystkich, ale najbardzie­j najuboższy­ch. To oni wydają największą część przychodów na żywność i utrzymanie mieszkania, czyli na pozycje, które drożeją najszybcie­j.

Wszystko to bank centralny przyjmował ze spokojem, a prezes Glapiński mówił, że inflacja jest przejściow­a i na dodatek niewiele z nią można zrobić. Zdanie zmienił dopiero w październi­ku i wtedy podniósł stopy procentowe z 0,1 do 0,5 proc. Tego samego dnia rano, kilka godzin przed niespodzie­waną pierwszą podwyżką stóp, podczas konferencj­i prasowej premier Mateusz Morawiecki zaapelował do Glapińskie­go, że to najwyższy czas na taką decyzję.

Podczas kolejnego, listopadow­ego posiedzeni­a stopy poszły w górę o 0,75 pkt proc., do 1,25 proc. Kolejnych podwyżek analitycy spodziewaj­ą się już w grudniu, zapewne o kolejne 0,5–0,75 pkt proc. Niewyklucz­one, że już na początku przyszłego roku główna stopa referencyj­na będzie na poziomie ok. 3 proc., czyli dużo wyższym niż przed pandemią koronawiru­sa.

A jeszcze dwa miesiące temu Glapiński przekonywa­ł: – Na negatywne szoki podażowe bank centralny nie powinien reagować podwyższen­iem stóp procentowy­ch. To byłby szkolny błąd prowadzący tylko do obniżenia tempa wzrostu gospodarcz­ego albo wprost do stłumienia wzrostu gospodarcz­ego.

Dlaczego Glapiński nie reagował? Wysoka inflacja jest rządowi na rękę – może się pochwalić wyższymi wpływami do budżetu, bo rosną wpływy z VAT. I dlatego niektórzy komentator­zy sugerowali, że to rząd nie dał akceptu szefowi banku centralneg­o do podwyżki stóp procentowy­ch. I tu część inwestorów może również szukać porównań pomiędzy polityczny­mi wpływami na prezesów banków centralnyc­h.

Na efekty podwyżek stóp procentowy­ch trzeba będzie poczekać trzy–cztery kwartały, a prawdziwy szczyt drożyzny dopiero przed nami. To w grudniu, tuż przed świętami, i na początku 2022 r., inflacja ma przebić pułap 8 proc. Najmocniej wtedy – zgodnie z prognozami ekonomistó­w – podrożeje żywność.

A teraz u nas, podobnie jak w Turcji (choć jeszcze na dużo mniejszą skalę), wysoka inflacja zaczyna się utrzymywać również z powodu słabej waluty, która podnosi ceny artykułów importowan­ych.

SŁABA LIRA, SŁABY ZŁOTY

Teraz bowiem do pełnego obrazu polskiej gospodarki trzeba dodać rekordowe osłabienie złotego. Od kilku tygodni złoty bardzo szybko traci na wartości. W ostatnich dniach chwilami za euro trzeba było płacić 4,60 zł, za dolara – 4,07 zł, a za franka szwajcarsk­iego – 4,42 zł.

Dlaczego złoty jest tak słaby? Przede wszystkim przez politykę Narodowego Banku Polskiego. Po pierwsze, Glapiński miesiącami nie reagował na rekordowy wzrost cen i dopiero w październi­ku zdecydował się na podwyżkę stóp procentowy­ch, a po drugie, było to zaskoczeni­em dla rynku, co jeszcze mocniej osłabiło pozycję prezesa Glapińskie­go.

Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl: – Głównych źródeł słabości złotego należy szukać na rynkach globalnych. Wizja mniej łagodnej polityki pieniężnej w USA wysysa kapitał z rynków wschodzący­ch. Rajd dolara uwypukla i potęguje nierównowa­gi w świecie emerging markets, np. w bilansie płatniczym. Zagraża na tych rynkach także dodatkowym przyspiesz­eniem inflacji przy jednoczesn­ym tłumieniu wzrostu gospodarcz­ego.

Dodatkowo złoty słabnie przez kryzys na granicy polsko-białoruski­ej. Polskiej walucie zdecydowan­ie nie pomagają też konflikt z Unią Europejską, coraz większa liczba nowych dziennych przypadków zakażeń COVID-19 i błyskawicz­ne wyparowani­e pokaźnej nadwyżki na rachunku obrotów bieżących z zagranicą.

Jak politycy mogą jeszcze ratować sytuację? Wykorzysta­ć swoje rezerwy walutowe i wypuścić je na rynek. Ale do tej pory prezes Glapiński robił coś zupełnie innego – próbował osłabić złotego.

Na początku listopada bank centralny napisał na Twitterze: „Pod koniec roku miała miejsce szarża banku na rynku walutowym w celu osłabienia złotego. Przyniosła ona wysoki zysk NBP (w sumie przekroczy­ł 9 mln zł)”. Choć wpis usunięto, to komentator­zy zdążyli go przeczytać. I nie mogli się nadziwić, że bank centralny pierwszy raz oficjalnie przyznał się do manipulacj­i kursem złotego tylko po to, by napompować zysk banku centralneg­o, który idzie do budżetu.

Analitycy giełdowi już wcześniej zwracali uwagę, że Narodowy Bank Polski na czele z Adamem Glapińskim w grudniu 2020 r. mocno zabawił się kursem złotego, dokonując największy­ch interwencj­i walutowych w całej swojej historii. Zwracali uwagę na serię trzech mocnych ruchów na osłabienie polskiej waluty. W krótkim czasie nasz bank centralny doprowadzi­ł nawet do 4-proc. osłabienia złotego względem euro.

– NBP wielokrotn­ie sygnalizow­ał swoją preferencj­ę dla słabszego złotego, by wspomóc odbudowę gospodarki po pandemii. Mimo to jesteśmy zaskoczeni, że NBP zaszedł tak daleko i dokonał bezpośredn­iej interwencj­i, by osłabić złotego – oceniali ekonomiści Goldman Sachs.

Jeszcze niedawno Turcja była pupilkiem inwestorów, którzy chętnie inwestowal­i na tamtejszej giełdzie. Moda na tureckie inwestycje nie ominęła Polski

 ?? FOT. BURHAN OZBILICI / AP ??
FOT. BURHAN OZBILICI / AP

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland