Piękny umysł
Piłkarz reprezentacji Polski wreszcie przestał znikać. Czyżby w karierze Piotra Zielińskiego miał nastąpić przełom?
Podczas niedzielnego hitowego meczu w Mediolanie znów wykonał rozstrzygający ruch. Z rzutu rożnego. Podchodził do piłki dwukrotnie, jakby się zawahał – zwodził rywali, najpierw zasymulował uderzenie, by naruszyć zwarty defensywny szyk gospodarzy. Kopnął idealnie, Elif Elmas strzelił głową jedynego gola tego wieczoru. A Napoli wysunęło się przed Milan, zostało wiceliderem ligi włoskiej.
Nieskazitelną, wprost urzekającą technikę Piotra Zielińskiego doskonale znamy, to jedyny w XXI wieku polski piłkarz, który dochrapał się – formułowanych oczywiście nieśmiało, po cichutku – skojarzeń z Kazimierzem Deyną. Zawsze poprzestawał jednak na epizodach, błyskach jak mgnienie oka. Dał świetny występ, po czym na kilka meczów przeciętniał, sprawiał wrażenie odbębniającego minimum i niezainteresowanego zasadniczym wpłynięciem na wynik.
A przede wszystkim nasz rozgrywający nie wybijał się, gdy stawał naprzeciw silnego przeciwnika. Im bardziej więc dostrzegaliśmy jego talent, tym więcej wywoływał niedosytu.
Zieliński hybrydowy
W tym sezonie ligi włoskiej strzelił już pięć goli i miał pięć asyst – najlepszy bilans w Napoli,
okazalszy nawet od dorobku Lorenzo Insigne, lokalnego idola i bohatera Euro 2020. Minęła ledwie połowa rozgrywek, więc Polak ma ogromne szanse poprawić swoje rekordowe statystyki – pochodzące zresztą z poprzedniego sezonu, co też świadczy o zarysowującym się trendzie.
Nowy trener Luciano Spalletti uczynił Zielińskiego centralną postacią drużyny i przysunął bliżej napastnika, niejako przymuszając go do wzmożonej aktywności tam, gdzie to szczególnie widoczne – w ostatniej fazie ofensywy. I niedzielnym popisem na stadionie Milanu kontynuował passę ciągnącą się od tygodni.
Oszałamiający show zademonstrował w meczu z Lazio, gdy strzelił pierwszego gola, obsłużył partnerów czterema kluczowymi podaniami , aż 96 proc. jego zagrań było celnych – a przecież zawodnik na jego pozycji często dokonuje ryzykownych wyborów i manewruje w tłumie obrońców. Zieliński przykuwa uwagę już stale, w prestiżowych spotkaniach. W minionym miesiącu wbił też gola broniącemu tytułu Interowi Mediolan, a na początku grudnia – rewelacyjnej Atalancie Bergamo.
Można rzec, że zawodnik uchodzący dotąd za zbyt nieśmiałego, rozpływającego się w powietrzu w dużych grach zaczął zabierać głos wtedy, gdy dzieje się najważniejsze. Spalletti chwali taktyczną inteligencję Zielińskiego,
ceni w nim rozgrywającego „hybrydowego” – potrafiącego przyjąć wiele trenerskich zleceń i ze wszystkich się wywiązać. Znów rozbrzmiały pogłoski, że zasadza się na niego Jürgen Klopp, trener Liverpoolu.
A w Neapolu zaraza
W przedostatniej kolejce Polak przeżył chwile grozy. Miał problemy z oddychaniem, potruchtał do linii bocznej, trzymając się za szyję i dając do zrozumienia gestykulacją, że nie może nabrać powietrza. Poszedł do szatni po 20 minutach gry (Napoli uległo u siebie Empoli), wszyscy przypomnieli sobie, że w październiku ubiegłego roku chorował na COVID-19.
W niedzielę był już w pełnej formie i komentatorzy znów zachwycali się, że jest „światłem drużyny”, stanowi na boisku przedłużenie umysłu Spallettiego. Czyżby więc nadciągnął przełom, od lat upragniony i wyczekiwany zwłaszcza przez polskich kibiców? W Serie A spędził już Zieliński wieczność, całe swoje sportowe życie – rozegrał 278 meczów (zdystansował wszystkich rodaków, także Zbigniewa Bońka), według „Corriere del Mezzogiorno” na neapolitańskim uniwersytecie zdał w tym roku egzamin z języka włoskiego pozwalający starać się o obywatelstwo. Wciąż ma jednak czas, by wreszcie odpalić jako piłkarz z absolutnego topu. Skończył ledwie 27 lat.
Ostatnio wzbija się coraz wyżej, wraz z całą drużyną, która trzyma się blisko szczytu tabeli pomimo lawiny nieszczęść – od miesiąca gra bez rewelacyjnego napastnika Victora Osimhena (w szlagierze z Interem roztrzaskał sobie twarz, 20 złamań zmusiło chirurgów do włożenia sześciu tytanowych płytek i 18 śrubek), trzy tygodnie temu kontuzja uziemiła przywódcę defensywy Kalidou Koulibaly’ego, ostatnio padł Insigne, a to tylko najważniejsze ubytki, kontuzji jest znacznie więcej.
Ich natłok nakłada dodatkowe wymagania na Polaka, który zdobył w karierze tylko jedno trofeum, i to drugorzędne (Coppa Italia). Ale neapolitańczycy znów się rozmarzyli, a pogoń za ich tęsknotami stanowi wspaniałe wyzwanie – mistrzostwo kraju świętowano tam tylko w erze Diego Maradony. Podobnie zresztą jak triumf w Pucharze UEFA, poprzedniku dzisiejszej Ligi Europy, w której Zieliński i spółka zmierzą się w lutym z Barceloną.+