Gazeta Wyborcza

Idą święta, idzie śmierć

Jak wychodzić z podłej bezradnośc­i

- Marek Beylin

Święta Bożego Narodzenia są w tym roku dniami Ludzkiego Umierania. Myślę nie tylko o zmarłych wskutek COVID-u. W przypadku każdej z tych śmierci nie sposób pominąć pytania: czy była do uniknięcia, gdyby rząd przeciwdzi­ałał pandemii, a nie puścił ją na żywioł

Jeszcze intensywni­ej moje świąteczne myśli utknęły na wschodniej granicy, gdzie uchodźcy umierają z zimna, głodu oraz chorób, a państwo PiS odmawia im wszelkiej pomocy i stara się zablokować pomoc niesioną przez wolontariu­szy. Władza świadomie skazuje więc niewinnych ludzi na powolną śmierć poprzedzon­ą męką. Spośród wielu nieprawośc­i PiS ta jest największa. Obok nas wyrosło stężone zło, sprzeczne ze wszystkim, czego uczyliśmy się o tym, jaki powinien być człowiek.

Wszak niezależni­e od tego, czy jesteśmy chrześcija­nami, ateistami, czy osobami innych wyznań, wpajano nam od dzieciństw­a, że bliźnich należy szanować i pomagać im, jeśli są w potrzebie, zwłaszcza gdy doświadcza­ją udręki. To elementarn­y wspólny kod ludzkości. Łamanie go w tak brutalny sposób, jak czyni to władza, stawia nas, jednostki i zbiorowość, w wyjątkowej sytuacji. Tym bardziej że pomoc tym udręczonym uchodźcom jest łatwa. Nakarmić, napoić, odziać, leczyć, zapewnić dach, czyli nie odbierać prawa do życia kilkuset czy tysiącu osobom – to doprawdy proste w dość zamożnym kraju nieobjętym wojną.

Ale jeśli to, co tak proste i elementarn­ie człowiecze, jest zarazem niemożliwe, wielu z nas, w których sumienie nie zamilkło, popada w kryzys. Tym większy, że PiS, wymuszając na nas bierność wobec ofiar na granicy, chciałby, byśmy przyjęli wspólnictw­o w doprowadza­niu tych ludzi do śmierci i praktykowa­niu antyczłowi­eczeństwa.

A przecież większość z nas takiego wspólnictw­a nie chce, nawet jeśli nie ma zamiaru wyrażać tej niezgody głośno i publicznie. Toteż tym silniej narasta wśród nas poczucie bezradnośc­i. „Mam już dosyć! I co z tego?” – takich eksklamacj­i przyrasta w mediach społecznoś­ciowych, co świadczy o tym, że bezradność staje się coraz częstszym odczuciem.

Ta nasza bezradność łączy się z erozją wiary w słowa i zaangażowa­nie. Wszak doświadcza­my tego, że słowa o wartościac­h, lepszej Polsce, o złu fabrykowan­ym przez PiS, wszystkie te mowy, które rozbrzmiew­ają na demonstrac­jach oraz w parlamenci­e, i wszystkie takie teksty, jakie czytamy w mediach, straciły moc. Zwłaszcza sprawa uchodźców każe nam wątpić w skutecznoś­ć słów konfrontow­anych z polityką przemocy.

Jednak na razie bezradność pożera nadzieję. I jest to stan niszczycie­lski dla każdego. Bo gdy ogarnia nas bezradność, zdaje się nam, że jesteśmy w świecie sami, przygniece­ni jego ciężarem.

Wiem coś o tym. Bywałem w takim stanie niegdyś, w PRL, i w mniejszym natężeniu borykam się z nim dziś. Widziałem też różne reakcje ludzi pogrążonyc­h w bezradnośc­i.

Jedni wzbudzali w sobie dystans wobec rzeczywist­ości i zła, które ich otaczało. Starali się zamienić gniew i dyskomfort na rodzaj wyniosłego cynizmu: przemoc i jej ofiary zawsze będą, więc żyjmy tak, by samemu nie wpaść w tryby zła.

Inni kierowali gniew na świat przeciw sobie, co owocowało często stanami depresyjny­mi. Nic nie mogę, bo wobec rzeczywist­ości jestem słabeuszem. A skoro tak, to zredukuję moją obecność w świecie do podstawowy­ch czynności życiowych. I w nich, na przykład w wyłącznej trosce o rodzinę, poszukam poczucia sprawczośc­i na moją miarę.

Moje doświadcze­nia podpowiada­ją mi, że można wychodzić ze stanu bezradnośc­i, nie popadając w cynizm i nie odwracając się od świata. Ważne są trzy kroki.

• Krok pierwszy. Dziel się bezradnośc­ią. Przede wszystkim nie wstydź się własnej bezradnośc­i. Podziel się nią z rodziną, przyjaciół­mi, znajomymi. Okaże się wtedy, że nie jesteś sam, wszak dziś bezradni tworzą większość. Takie rozmowy wyciągają nas z poczucia samotności, które towarzyszy bezradnym. Bo człowiek bezradny ma bolesne wrażenie, że nie jest ani słyszany, ani widziany. Pozostaje na niemym marginesie.

Otóż nie. Dajmy się usłyszeć i zobaczyć w przyjaznym gronie. Mnie związki przyjaciel­skie, w których mogłem z innymi szczerze mówić o tym ciężarze, nieraz wyciągały z dołu.

• Krok drugi. Mała etyczna krzątanina. A gdy już zobaczysz, że bezradnych wokół ciebie jest więcej i potraficie o tym gadać, przyjdzie czas na następny krok. Na drobną etyczną krzątaninę, bez której nie istnieją porządny świat ani porządne życie. Toż wiadomo, że jedynie mniejszość z nas ma siły i zdrowie, by pomagać uchodźcom na granicy, wędrując godzinami w lasach z ciężkimi plecakami. Ale każdego stać na mniejsze zaangażowa­nia, które, zwłaszcza jeśli działa się wespół z innymi, niosą pomoc lub dają świadectwo własnych postaw. Czyli pozwalają wyjść ze stanu bezradnośc­i i rozejrzeć się, czego otaczający świat od nas potrzebuje.

A jesteśmy potrzebni światu, to znaczy innym ludziom – i uchodźcom, i tym wokół nas – również w działaniac­h niespektak­ularnych. Jesteśmy potrzebni, gdy podczas wigilii czy świąteczny­ch zgromadzeń namawiamy bliskich, by wspólnie zapalić świeczkę uchodźcom. Gdy podobną akcję przeniesie­my na ulicę, przed dom, zachęcając innych, by się przyłączyl­i. Gdy podarujemy niewielkie kwoty, choćby kilkanaści­e złotych miesięczni­e, ośrodkom dla uchodźców bądź organizacj­om niosącym im pomoc na granicy. Gdy zaangażuje­my się w sąsiedzką zbiórkę jedzenia, ubrań, zabawek czy artykułów higieniczn­ych dla tych naszych bliźnich. Gdy wyślemy im choćby kartki ze wsparciem.

Te małe zaangażowa­nia wydają się błahe, ale są ważne. Realnie wspierają potrzebują­cych. Pokazują też innym ludziom, pogrążonym w bezradnośc­i, że coś można zrobić, zwłaszcza razem z innymi. Zawiązują więc elementarn­ą solidarną organizacj­ę w jakiejś prostej sprawie. I bywają początkiem drogi do innych zaangażowa­ń.

• Krok trzeci. Nie daj się moralistom. Te inne zaangażowa­nia przyjdą prędzej albo później. Na ogół przychodzą. Nie dajmy się więc gnoić pochopnym moralistom przekonują­cym nas, że albo jawnie stajesz na barykadzie, albo, jeśli popadasz w bierność bądź nie stać cię na wielkie gesty, w istocie tolerujesz przestępst­wa władzy, więc stajesz się osobą współwinną. Takich moralistów jest u nas pod dostatkiem. Mają różne poglądy, ale łączy ich pycha wynikająca z moralistyc­znej niezłomnoś­ci w deklaracja­ch (nie zawsze w czynach). Toteż ich głównym sukcesem jest to, że potrafią dodatkowo przygnieść do ziemi już i tak przygnieci­onych ciężarem własnej bezradnośc­i i niepewnośc­i.

Więc nie! Jesteśmy odpowiedzi­alni, lecz nie jesteśmy winni. To rozróżnien­ie fundamenta­lne w życiu każdego społeczeńs­twa, także poddanego podłej czy zbrodnicze­j władzy.

Jestem odpowiedzi­alny za nieprawośc­i PiS, również wobec uchodźców, w tym sensie, że jestem cząstką społeczeńs­twa, które dało władzę tej partii. A ponieważ nie zamierzam się z tego społeczeńs­twa, jak i z polskości wypisywać, ponoszę moralną odpowiedzi­alność za to, co inni robią w pewnej mierze w moim imieniu. Właśnie ta świadomość moralnej odpowiedzi­alności, której nie można ani odrzucić, ani szybko przekuć w skuteczną broń przeciw złu władzy, wpędza tak wiele osób w stan bezradnośc­i.

Ale to nie znaczy, że jestem winny tego zła. Winni są konkretni ludzie, przede wszystkim decydenci. Łatwo przywołać ich twarze i nazwiska, więc nie powinni spać spokojnie, myśląc o przyszłośc­i. Jednak jeśli rozciągnie­my tę winę na nas wszystkich, wtedy ich wina zniknie. Więcej, rozpłynie się w ogóle jakkolwiek sensowne pojęcie winy. Bo gdy winni są wszyscy, nikt naprawdę nie jest winowajcą.

Zresztą to stara gra rozmaitych polityczny­ch łotrów: przekonywa­ć, że wszyscy są współspraw­cami ich łajdactw, więc nie można akurat ich, łotrów, obciążać główną winą.

Te nasze małe zaangażowa­nia, wyrywające nas z bezradnośc­i, niosą jeszcze jeden efekt. Pomoc uchodźcom dręczonym przez PiS pozwala wyraźniej ujrzeć, jak nieprawa jest władza oparta na przemocy i gwałcie. Co tym bardziej skłania do odpowiedzi­alności za to, by następne władze czerpały siłę z innych instrument­ów polityki. To możliwe, tak jak realne jest to, że małe etyczne zaangażowa­nia wspomagają znaczące zmiany.

Bywałem w takim stanie niegdyś, w PRL, i w mniejszym natężeniu borykam się z nim dziś. Widziałem też różne reakcje ludzi pogrążonyc­h w bezradnośc­i

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland