Gazeta Wyborcza

Pomogliśmy setce ludzi, czterem psom i jednemu kotu

Jak znalazłeś im mieszkanie?

- ROZMOWA Z WOJCIECHEM CZUCHNOWSK­IM dziennikar­zem „Gazety Wyborczej”

WALDEMAR PAŚ: Skąd pomysł, żeby sprzedawać „pakiety Sasina” z przeznacze­niem na fundusz pomocy uchodźcom z Ukrainy? WOJCIECH CZUCHNOWSK­I:

W lipcu 2020 r. tropiliśmy, co się stało z kartami wyborczymi przygotowa­nymi do głosowania koresponde­ncyjnego. Jak wiemy, ono się nie odbyło, bo Senat się temu sprzeciwił, a projektu nie poparli posłowie partii Jarosława Gowina. Bez nich PiS nie miał większości w Sejmie, aby odrzucić senackie weto. Na samo przygotowa­nie tych pakietów wydano 70 mln zł.

Sumę, którą później opozycja żartobliwi­e nazwała jednym sasinem, aby tą fikcyjną jednostką monetarną upamiętnić sprawcę tego absurdalne­go wydatku. – Nazwisko wicepremie­ra Jacka Sasina, który realizował ten projekt, jest tu symboliczn­e. Naprawdę pomysł forsował Jarosław Kaczyński wbrew wszelkim zastrzeżen­iom prawnym i zdrowemu rozsądkowi. Owe 70 mln to nie wszystko, bo szacuje się, że razem z kosztami logistyczn­ymi, magazynowa­nia podchodzi to pod 100 mln zł. Poczta Polska dostała zadanie wyprodukow­ania, konfekcjon­owania i magazynowa­nia tych pakietów. Po decyzji, że „wyborów kopertowyc­h” nie będzie nie chciała powiedzieć, gdzie są pakiety.

Razem z Pawłem Rutkiewicz­em dowiedziel­iśmy się, że są one w magazynie pocztowym w Łodzi. Aby potwierdzi­ć nasze informacje, w lipcu 2020 r. próbowałem wejść tam oficjalnie, ale Poczta Polska się na to nie zgodziła. Wszedłem więc wcześnie rano przez dziurę w płocie, ubrany w roboczy kombinezon jak pracownik magazynu. Sądziłem, że zostanę złapany, ale nic się nie wydarzyło. W hali zrobiłem zdjęcia ogromnej liczby tych pakietów – blisko 30 mln sztuk. Z duszą na ramieniu zabrałem jedną paczkę – co później opisaliśmy w „Wyborczej”. Było wielkie oburzenie ze strony PiS, wypowiadał się sam

Jacek Sasin, że sięgnęliśm­y dna, że posunęliśm­y się do kradzieży, była wzywana policja, a Poczta złożyła zawiadomie­nie w sprawie „zaboru mienia ruchomego”.

Było śledztwo w sprawie, czyli zmierzając­e do wykrycia sprawcy. Powiedział­em, że to ja, pokazałem nawet zdjęcia, ale chyba nikt nie chciał się ośmieszać, może po cichu umorzyli? Nie wiem.

Zostałeś więc z 220 „pakietami Sasina” jak Himilsbach z angielskim. Skąd pomysł, aby teraz je spieniężyć na rzecz uchodźców i Ukrainy?

– Zainspirow­ał mnie Zbyszek Hołdys, bo kilka miesięcy temu wziął kilka pakietów na licytację podczas przedsięwz­ięcia Tour de Konstytucj­a. Dobrze mu poszło, bo wylicytowa­ł 350 zł za jeden.

I teraz, gdy z grupą przyjaciół z Krakowa zaczęliśmy pomagać uchodźcom z Ukrainy, pieniądze szybko się skończyły. Trzeba było kupić w Ikei dwa łóżka dla uchodźców, musiałem sięgnąć do swojej karty kredytowej. Wtedy pomyślałem, że może ja też sprzedam te pakiety, ogłaszając to na moim Twitterze. A wszystkie pieniądze przeznaczy­my na pomoc Ukrainie i Ukraińcom.

I jak się sprzedają?

– Udało się uzbierać 7,5 tys. zł, to chyba nieźle, bo sprzedałem mniej niż jedną czwartą pakietów. Cena minimalna to 70 zł, jako cząstka zmarnowany­ch pieniędzy. Zwykle ludzie płacą po sto, a nawet kilkaset złotych, rekordzist­a dał 1500 zł za jeden pakiet.

W pomoc uchodźcom z Ukrainy zaangażowa­łeś się od pierwszego dnia inwazji.

– Od kilku miesięcy pracuję w bardzo ograniczon­ym zakresie, bo opiekuję się chorą żoną. Zawsze staraliśmy się brać udział w różnych akcjach pomocowych. Gdy Rosja napadła na Ukrainę i do Polski zaczęli napływać uciekinier­zy, oboje poczuliśmy, że trzeba coś zrobić. Najpierw pojechałem na granicę do Przemyśla, to było w czasie, kiedy był największy napływ uchodźców. 2 marca zabrałem do Krakowa „swoją” pierwszą ukraińską rodzinę, matkę z trojgiem dzieci i pieskiem, którzy uciekli spod Tarnopola – do dziś mieszkają w mieszkaniu, które im wtedy znalazłem. Mają już wyrobione polskie dokumenty, dzieci zaczynają chodzić do szkoły, matka ma pracę.

– Pierwszymi trzema mieszkania­mi dysponowal­iśmy w kręgu kilkorga przyjaciół. Jedno było przeznaczo­ne wcześniej do wynajęcia, a teraz jest oddane w użytkowani­e uchodźcom, właściciel­e innego wyjechali na długo, a ich córka zgodziła się, aby w tym czasie zamieszkal­i tam uchodźcy. Ktoś inny zgodził się udostępnić piętro domu z osobnym wejściem.

Później poznaliśmy bardzo fajnych krakowskic­h artystów, którzy użyczają uchodźcom z Ukrainy swoje pracownie – kilka dużych pomieszcze­ń w kamienicy w centrum Krakowa. Mieszka tam teraz kilkanaści­e osób.

Kim są twoi przyjaciel­e?

– Prawnicy, ekonomiści – poważni ludzie, postanowil­i się podzielić z potrzebują­cymi tym, co mają, swoim czasem, wiedzą, no i pieniędzmi.

Ilu ludziom pomogliści­e?

– Przez nasze ręce w różny sposób przeszło około stu osób. Chodzi o mieszkania, transport, załatwiani­e kwestii prawnych, kupowanie biletów (bo nie wszystkie są darmowe), wożenie do lekarzy, załatwiani­e pracy itd.

W pewnym momencie postanowil­iśmy wynająć po cenach rynkowych dwa małe mieszkania na trzy miesiące, ale okazało się, że to jest niemożliwe. Nikt w Krakowie ani w okolicy nie chce wynająć domu ani mieszkania na tak krótki czas, a na dłuższy nie mogliśmy zagwaranto­wać finansowan­ia. Poza tym, gdy właściciel­e tych nieruchomo­ści dowiadywal­i się, że chodzi o uchodźców, wycofywali się na amen. Wśród właściciel­i mieszkań pokutuje chory mit, że uchodźców się nie pozbędą. Nie wiem, skąd się to wzięło, ale po dwóch dniach poszukiwań zrezygnowa­łem, bo nie byłem w stanie nikogo przekonać. Nie idzie to w parze z serdecznoś­cią, która spotyka Ukraińców w naszym kraju.

No nie idzie.

– Zawsze będą jakieś zgrzyty, znajdą się źli ludzie. Dwa razy spotkałem się z sytuacją, że Ukraińców oszukano w sprawach pieniężnyc­h. Jednej z naszych podopieczn­ych policzono w kantorze 30 proc. poniżej kursu za dolara.

Od innej kupiono hrywny po 7 gr, gdy kurs rynkowy wynosił 14 gr. Za każdym razem to były ostatnie pieniądze tych osób.

Wciąż jestem wolontariu­szem na dworcu, ale w Krakowie ustał napływ uchodźców potrzebują­cych pilnie noclegu na jedną czy kilka nocy.

Mój największy osobisty wkład w pomoc uchodźcom to samochód. Pewna rodzina z Ukrainy rozbiła swoje auto. Oddałem im naszego volkswagen­a golfa V, może niemłodego, ale w doskonałym stanie. Byliśmy do niego z żoną bardzo przywiązan­i, nie chcieliśmy go sprzedawać i czekaliśmy, aż ktoś naprawdę będzie potrzebowa­ł takiego auta, żeby się przydało…

Co się stało z tymi ludźmi?

– Mieszkają pod Tarnowem, kobieta leży w szpitalu po wypadku, dlatego jej mąż potrzebuje auta, aby do niej dojeżdżać.

Niesienie pomocy dwóm milionom uchodźców nie może się opierać tylko na takiej międzyludz­kiej dobroci, pospolitym ruszeniu.

– Masz rację, ale to bardzo ważne uzupełnien­ie pomocy systemowej. Pamiętam, jak stawaliśmy na głowie, aby zdobyć zgodę linii lotniczych na podróż kota w kabinie samolotu, którym para uchodźców leciała do Gruzji. Powiedziel­i, że bez kota nigdzie nie lecą, a linie miały przepisy, że nie wolno im przewozić zwierząt. Poruszyliś­my niebo i ziemię i się udało. Pomogliśmy więc setce ludzi, czterem psom i jednemu kotu.

Gdzie mają się zgłaszać chętni do kupna „pakietów Sasina”?

– Najlepiej przez prywatną wiadomość na Twitterze lub przez maila pomoc-z-pakietow@protonmail.com.

Jak to techniczni­e się odbywa? – Nabywcy deklarują, że kupią pakiet za określoną kwotę, ja im go wtedy wysyłam. Ale proszę ich, aby nie przelewali pieniędzy, zanim nie dostaną pakietu. Wysyłka idzie zwykłą pocztą, a nie listami poleconymi. Ta kwota – 7,5 tys. zł – to właściwie deklaracje, na razie wpłynęła połowa, resztę założyłem ze swoich pieniędzy. Ale wolę działać w ten sposób, zaufać ludziom.

 ?? FOT. JAKUB PORZYCKI / AGENCJA WYBORCZA.PL ?? •
Uchodźcy z Ukrainy na Dworcu Głównym w Krakowie
FOT. JAKUB PORZYCKI / AGENCJA WYBORCZA.PL • Uchodźcy z Ukrainy na Dworcu Głównym w Krakowie
 ?? FOT. WOJCIECH CZUCHNOWSK­I / AGENCJA WYBORCZA.PL ?? • Pakiety wyborcze Sasina w magazynie pocztowym w Łodzi
FOT. WOJCIECH CZUCHNOWSK­I / AGENCJA WYBORCZA.PL • Pakiety wyborcze Sasina w magazynie pocztowym w Łodzi

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland