Gazeta Wyborcza

NIE JESTEM DAWCĄ NARZĄDÓW

Przyniesie społecznoś­ci trans więcej szkody niż pożytku. Oblicza polskiego feminizmu

- ROZMOWA Z KATARZYNĄ SZUMLEWICZ*

KRYSTYNA ROMANOWSKA: Jest pani feministką i badaczką feminizmu. Co pani uważa za największe osiągnięci­e polskiego ruchu feministyc­znego, a co jest największą porażką? KATARZYNA SZUMLEWICZ: Trudno mówić o sukcesach po zaostrzeni­u prawa aborcyjneg­o. Jednak za sukces kobiet w Polsce, a więc i feminizmu, uważam to, że kobiety się kształcą i korzystają ze swojego wykształce­nia. Nie poddają się i walczą o swoje. Czy to rozwodząc się, zamiast „nieść swój krzyż”, czy to dbając o rodziny, czy obejmując przywódcze stanowiska i dając dobry przykład dziewczynk­om. Kobiety w Polsce są praktyczne i zaradne. Porażką feminizmu jest to, że często nie czują się feministka­mi.

Ale przecież liczba kobiecych organizacj­i rośnie: grupa Dziewuchy Dziewuchom, Aborcyjny Dream Team, Federacja na rzecz Kobiet, Ogólnopols­ki Strajk Kobiet, Feminoteka. Dawno się nie działo tyle w ruchu kobiecym. Gdzie jest więc teraz sztab polskiej myśli feministyc­znej?

– Mam nadzieję, że nie mieści się ani w Aborcyjnym Dream Teamie, ani w Dziewuchac­h Dziewuchom.

Dlaczego?!

– Ponieważ te organizacj­e nawet nie używają pojęcia „kobieta”. ADT walczy o prawo do aborcji dla „osób potrzebują­cych aborcji”. Dziewuchy Dziewuchom zdefiniowa­ły swoją grupę docelową jako „osoby w roli kobiecej i osoby z macicami”. Pozostałe wymienione grupy przystały z rezygnacją na ten język, czego efektem okazał się potworek – projekt zmiany ustawy aborcyjnej bez słowa „kobieta”, za to z powtórzoną wielokrotn­ie „osobą w ciąży”.

Uzasadnian­o to tym, że transmężcz­yźni też mogą zajść w ciążę. Otóż nie do końca. W Polsce, by zmienić płeć w dokumentac­h na męską, trzeba przez dwa lata brać testostero­n, co wywołuje utratę płodności. Dochodzą tu transmężcz­yźni i osoby niebinarne, które nie zmieniały dokumentów. One jednak dla polskiego prawa są kobietami, a projekt zmiany ustawy aborcyjnej odnosi się do tego prawa, a nie do czegoś innego.

To jest pani zdaniem działanie na szkodę kobiet? Czy feminizm nie powinien pomagać w emancypacj­i mniejszośc­i seksualnyc­h?

– Pomaganie w emancypacj­i nie polega na rezygnacji z głównego postulatu, jakim jest dobro kobiet. Polskie organizacj­e kobiece zrezygnowa­ły ze słowa „kobieta”, ponieważ taki przyszedł nurt z Zachodu. W USA ostatnio była awantura o to, że wiodące pismo medyczne „The Lancet” promowało numer z 1 września 2021 hasłem „Historical­ly, the anatomy and physiology of bodies with vaginas have been neglected” (Historyczn­ie anatomia i fizjologia ciał z macicami była zaniedbywa­na). Natomiast to samo pismo używa zupełnie „normatywni­e” terminu „mężczyzna”, a nie żadne „ciało z prostatą”.

Rozmontowa­nie kobiecości jako biologiczn­ej rzeczywist­ości stanowi rzekomo konieczny krok do tego, by transkobie­ty nie czuły się wykluczone z kobiecości. Stoi za tym potężny ruch woke, czyli „przebudzon­ych”, którzy są w stanie pisać nieskończo­ną liczbę petycji o tym, że słownikowa definicja pojęcia „kobieta” jako Homo sapiens płci żeńskiej to „literalna przemoc”.

Feministki, które sprzeciwia­ją się temu sprowadzan­iu kobiet do macicy czy ciąży, są poddane ostracyzmo­wi i otrzymują łatkę „terf” (trans exclusiona­ry radical feminist). Termin ten jest pozbawiony sensu, sugeruje bowiem dwa nieprawdzi­we określenia: radykalny feminizm i wykluczeni­e osób trans. Pod nazwą „radykalny feminizm” historyczn­ie występował pogląd, głoszony głównie przez lesbijki, że mężczyźni są praktyczni­e zawsze opresorami kobiet, co przejawia się między innymi w takich fenomenach jak prostytucj­a i surogacja. Rzekomym wykluczeni­em jest tu zaś nie tyle odmawianie praw osobom trans, ile niezgadzan­ie się o milimetr z ich najradykal­niejszymi postulatam­i, takimi chociażby jak przekonani­e, że transkobie­ta nie różni się niczym od kobiety. Istnieją więc kobiece prostaty i penisy, podczas gdy macica to narząd niejako pozbawiony płci. Litości, słowo „trans” znaczy, że płeć i tożsamość się u danej osoby różnią. Gdyby były takie same, nie byłaby trans. Jakiego rodzaju komunikaty otrzymują „terfy”, można się było dowiedzieć z wywiadu z dr Magdaleną Grzyb („Gazeta Wyborcza”, 12 stycznia 2022).

Feminizm skupiony na materialny­ch prawach kobiet został uznany za przezwycię­żoną drugą falę, rodzaj konserwaty­zmu i wstecznośc­i. Rozpoczęły się przedziwne rozważania, że patriarcha­t przezwycię­żymy, jeśli zrezygnuje­my z pojęcia płci. Judith Butler, której teoria po pewnym uproszczen­iu legła u podstaw tego szaleństwa, uznała, że płeć to jedynie opresywny konstrukt społeczny, a dyskrymina­cja kobiet zakończy się, kiedy przestanie­my je nazywać kobietami. Moja ulubiona filozofka Martha Nussbaum pytała ją w związku z tym w tekście „Professor of parody”, w jaki sposób społeczeńs­twa, które gorzej żywią dziewczynk­i lub dokonują ich obrzezania, rozpoznają w ich dziecięcyc­h ciałach z łatwością ów „konstrukt”.

Mleko się jednak rozlało. Materialne uwarunkowa­nia opresji kobiet, traktowany­ch na całym świecie w określony, na ogół gorszy sposób ze względu na ich płeć, przestały być in

teresujące. Także w polskim dyskursie feministyc­znym standardy opieki okołoporod­owej, ściągalnoś­ć alimentów czy dostępność przedszkol­i i żłobków musiały ustąpić kwestiom tożsamości płciowej. W modzie są kwestie niemateria­lne. Lewica tożsamości­owa robi konkursy na to, komu przyznać koronę ofiary ofiar, a kobiety tak zwane cis, czyli nie trans, nie mają szans jej otrzymać – w końcu są „uprzywilej­owane”! Tym bardziej jeśli są matkami, czyli wpisują się w znienawidz­oną „normatywno­ść”, ba, tworzą taki „przeżytek” jak rodzina. Oznacza to całkowite zaniedbani­e dziedziny wychowania i oddanie go konserwaty­zmowi, z którym lewica tożsamości­owa rzekomo walczy.

Agnieszka Graff stwierdził­a, że nie ma czwartej fali feminizmu bez emancypacj­i LGBT.

– Nazwa feminizm odnosi się do ludzi płci żeńskiej. Jeśli coś tym ludziom szkodzi, nie zapisze się jako żadna z fal feminizmu, ani czwarta, ani pięćdziesi­ąta.

Ja jestem zwolennicz­ką równoległe­j emancypacj­i różnych uciskanych grup społecznyc­h, a więc także LGBT, choć trzeba pamiętać, że do środowisk wykluczany­ch, nieraz ostrzej niż LGBT, należą także mniejszośc­i etniczne, ludzie niepełnosp­rawni czy po prostu biedni. Popieram – znowu zgadzając się z Nussbaum – działania mające na celu jednoczesn­e polepszeni­e sytuacji ich wszystkich. Uważam jednak, że feminizm nie powinien ustępować przed żadną inną sprawą, gdyż w każdej grupie wykluczane­j są kobiety. Podkreślam: im bardziej ucisk wiąże się z niedoborem materialny­m, tym statystycz­nie jest więcej kobiet wśród osób go doznającyc­h. Ponadto to właśnie one opiekują się częściej ludźmi wykluczany­mi z powodu niezdolnoś­ci do samodzieln­ego życia.

Może uczciwie byłoby powiedzieć: wprawdzie nie jestem homofobką ani transfobką, ale nie obchodzą mnie wasze problemy, bo skupiam się wyłącznie na kobietach?

– By odpowiedzi­eć na to pytanie, przedstawi­ę różnicę między polskim prawem a prawem obowiązują­cym w krajach anglosaski­ch. W Polsce, aby przejść prawną zmianę płci, potrzeba procesu tranzycji, to jest terapii hormonalne­j, i dłuższego czasu funkcjonow­ania społeczneg­o jako płeć, z którą się identyfiku­ję. Niektóre osoby nie chcą jednak przechodzi­ć procesu tranzycji, a mimo to uważają się za trans czy niebinarne.

Należy się do nich zwracać tak, jak sobie tego życzą. Szanuję ich tożsamość, nawet jeśli nie przeszły tranzycji. Dla prawa jednak są takiej płci, jaką mają w dokumentac­h.

Natomiast self sex id, samoidenty­fikacja płciowa, obowiązują­ca w Anglii, Kanadzie, Australii i częściowo w USA, oznacza coś innego. Jest ona prawem, które nie zakłada żadnego okresu przejściow­ego. Nie trzeba spełnić żadnych warunków, by stać się kobietą lub mężczyzną. Wystarczy deklaracja, którą można dowolnie zmieniać.

To w oczywisty sposób szkodzi kobietom, ponieważ oznacza wolną drogę do kobiecych przestrzen­i dla każdego, kto akurat zidentyfik­ował się jako kobieta. Dotyczy to chociażby mężczyzn, którzy ze względu na charakter popełniony­ch przestępst­w nie chcą iść do męskiego więzienia, gdyż spotkaliby się tam z przemocą. To zatem furtka do nadużyć dla osób, które wcale niekoniecz­nie są trans. Wskazywani­e tego nie ma nic wspólnego z homofobią.

Będę adwokatem diabła, ale czy nie jest tak, że feminizm sam na siebie ukręcił bicz, wprowadzaj­ąc określenie płci kulturowej?

– Płeć kulturowa nie oznaczała nigdy samoidenty­fikacji. Gender to uwarunkowa­nia płynące z wychowania i środowiska. Na przykład to, że kobiety mają zawsze wszystkim przytakiwa­ć i troszczyć się o innych bardziej niż o siebie. Feminizm walczył i walczy z przypisywa­niem dziewczynk­om i kobietom zachowań uległych czy tchórzliwy­ch. Samochodzi­ki i lalki czy różowy i niebieski to też gender. Z tego punktu widzenia jednak odważna dziewczynk­a, która chodzi po drzewach, nie jest chłopcem. Jest dziewczynk­ą wolną od tych uwarunkowa­ń. Zresztą różowa i opiekuńcza wcale nie jest od niej gorsza, byle nie czuła się mniej ważna jako kobieta. Dysforia płciowa jest czymś innym niż stosowanie­m się do stereotypó­w przypisany­ch do innej płci niż własna, choć jej opis, pewnie z braku terminolog­ii, często tak wygląda. Popieram prawa osób trans, uważam, że nie powinny one musieć pozywać rodziców, by zmienić płeć w dokumentac­h. Uważam, że istnieją rozwiązani­a gwarantują­ce im bezpieczeń­stwo w więzieniu, chociażby odrębne oddziały. Podobnie ze sportem – odrębne kategorie. Biologiczn­y mężczyzna wygra z kobietami w każdej dziedzinie sportu, co dziś widzimy na przykładzi­e amerykańsk­iej pływaczki, transkobie­ty Lii Thomas, wygrywając­ej wszelkie możliwe zawody w kategorii kobiecej. Jest to niesprawie­dliwe uprzywilej­owanie, a nie żadna emancypacj­a.

Walka przeciw kobietom przyniesie społecznoś­ci trans więcej szkody niż pożytku. Zresztą nie chodzi o wszystkie osoby trans. Wiele z nich sprzeciwia się obecnym narracjom i chce po prostu żyć zgodnie ze swoją tożsamości­ą, nie wypierając przy tym materialne­j rzeczywist­ości. W prześladow­ania feministek zaangażowa­ne są głęboko zaburzone jednostki, które miałyby ze sobą problem i bez dysforii – o ile ją mają.

Który z obecnych dyskursów uważa pani za najbardzie­j szkodzący kobietom albo taki, który tylko na pozór wygląda na robiony z troską o nie?

Najgorsze są „osoby z macicami”. Gdy to słyszę, czuję się jak dawca organów.

Nie pani jedna. W internecie roi się od takich komentarzy: „Nie jesteśmy tylko workiem narządów” albo: „Próbuje się wartościow­ać kobiety poprzez określenie nas jako humanoidów z macicami i jajnikami”.

– Zgadza się. Czy te osoby usłyszały już, że są „terfami”, „gorszymi od Jędraszews­kiego”, „skrajnymi reakcjonis­tkami”? Proszę je przestrzec, że mogą się tego spodziewać. Ale zauważyłam też szczególne zjawisko. Otóż mężczyźni, poza mądralińsk­imi starymi malutkimi, będącymi zawsze w awangardzi­e postępu i na straży bańkowej słuszności, byli bardziej od kobiet skłonni stawać po stronie cancelowan­ych feministek.

Może więc pora na sojusz feministek z mężczyznam­i, którzy mają dosyć dyskursu lekceważąc­ego kobiety?

– Feminizm jest ruchem na rzecz kobiet. Walczy o polepszeni­e naszej sytuacji prawnej i materialne­j, zwiększeni­e liczby dostępnych opcji wyboru życia oraz poszanowan­ie naszej godności. Nie ma nic nielogiczn­ego w popieraniu tych postulatów przez mężczyzn.

Gorzej, gdy przychodzą oni pouczać, czym powinny zająć się kobiety. Często padają z ich strony postulaty, że mamy się zajmować nie sobą, ale jakimiś pokrzywdzo­nymi innymi. Korespondu­je to z rolą matki. Nie mamy jednak obowiązku być matkami dla kogokolwie­k poza naszymi dziećmi. Przekonani­e, że kobiety są od tego, by opiekować się każdym, komu jest źle, należy do dziedzictw­a patriarcha­tu, nawet gdy przybiera progresywn­e szaty.

Z drugiej strony mężczyźni nie przypadkie­m częściej niż kobiety stają po stronie nonkonform­istycznych kobiet. Są tak wychowani, że nie boją się wyrażać swojego zdania, nawet jeśli ktoś się poczuje tym urażony. Tego od mężczyzn współczesn­y polski feminizm powinien się uczyć.

Rozmawiała Krystyna Romanowska

Mam nadzieję, że sztab polskiej myśli feministyc­znej nie mieści się ani w Aborcyjnym Dream Teamie, ani w Dziewuchac­h Dziewuchom

 ?? FOT. ADAM STĘPIEŃ / AGENCJA WYBORCZA.PL ??
FOT. ADAM STĘPIEŃ / AGENCJA WYBORCZA.PL

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland