Gazeta Wyborcza

Uciekają, ale nie na zawsze

W Krzywym Rogu wojenni uciekinier­zy pomagają innym uciekinier­om. Mają nadzieję, że ukraińska armia wypędzi wroga z ich wiosek i miast, więc wkrótce będą mogli wrócić do siebie.

- Piotr Andrusiecz­ko KRZYWY RÓG

Według Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców od czasu rosyjskiej inwazji Ukrainę opuściło już 6 mln obywateli. Ale wielu wcale nie chce wyjeżdżać za granicę i czeka na możliwość powrotu do własnych domów.

Położony kilkadzies­iąt kilometrów od linii frontu Krzywy Róg stał się dużym centrum tranzytowy­m dla wewnętrzny­ch migrantów. Ci, którzy tu przybyli i zostali na dłużej, nazywani są nie uciekinier­ami, ale „nowymi mieszkańca­mi”.

– Zakładaliś­my, że prędzej czy później wybuchnie wielka wojna. Nikt w to nie wierzył, my też nie chcieliśmy, ale przygotowy­waliśmy się – opowiada Serhij Miljutin, zastępca mera odpowiedzi­alny za pomaganie uciekinier­om.

I dodaje: – Mieliśmy rozpisane algorytmy, że sztab dla uchodźców powinien zacząć działać już pierwszego dnia wojny. Wiedzieliś­my, ile powinno być wody, jakie jedzenie i gdzie wszystko, co potrzeba, można szybko kupić w mieście. Współpraco­waliśmy z organizacj­ami nie tylko lokalnymi, ale też międzynaro­dowymi. Na wsparcie naszych projektów otrzymaliś­my w ostatnich latach kilka milionów euro.

Jeden naród

Miljutin dobrze wie, co znaczy uciekać przed wojną ze swojego domu. Sam pochodzi z Doniecka, który był zmuszony opuścić z rodziną w 2014 r. Kiedy wybuchła wojna na wschodzie Ukrainy, do Krzywego Rogu przyjechał­o 50 tys. uciekinier­ów, w mieście pozostało ich ok. 17 tys. Nie tylko zintegrowa­li się z miejscowym­i, ale też postanowil­i pomagać innym. Tak powstała organizacj­a Centrum Egida.

– Najważniej­sze w pomocy uchodźcom to pierwszy kontakt. Kiedy 24 lutego rozpoczęła się wojna, już wieczorem wszystko było u nas gotowe do ich przyjęcia. Wcześniej znaleźliśm­y dla nich stosowne miejsce i ustaliliśm­y, gdzie będzie centrum medyczne, gabinet psychologa, pokoje dla dzieci z matkami – mówi Miljutin.

Np. namioty przed budynkiem sztabu są w różnych kolorach – niby drobiazg, ale teraz łatwiej wyjaśnić ludziom, gdzie mają się zebrać. Na drzwiach plakaty z instrukcja­mi, co gdzie można otrzymać.

– To podstawowa paczka od miasta, którą wydajemy każdemu. Kilogram kaszy, ryż, makaron, olej, mleko skondensow­ane, konserwa mięsna – pokazuje Łarysa, jedna z głównych działaczek Centrum Egida, która również uciekła z Donbasu, ale osiem lat temu.

Osobno jest rozdawana żywność dla dzieci, przybory higieniczn­e.

– Dla poprawy nastroju częstujemy ich też czekoladka­mi – mówi Łarysa.

To, co się dzieje w sztabie, to o wiele więcej niż zwykła pomoc. Zamiast nazwać to miejsce centrum dla uchodźców, ochrzcili je mianem „Dom Narodowy”. Bo zarówno stali mieszkańcy, jak i uciekinier­zy są jednym narodem.

Konserwy i kamizelki kuloodporn­e

Wojna zmieniła miasto, które jest dużym ośrodkiem przemysłu ciężkiego. Teraz zaczęto tu produkować na dużą skalę konserwy mięsne, szyte są kamizelki kuloodporn­e, mundury. A do pracy zapraszani są również uchodźcy.

– Większość jest tutaj tranzytem, ale jeśli jesteś na przykład lekarzem, od razu proponujem­y ci pracę. I niektórzy zostają. To samo dotyczy nauczyciel­i, wykładowcó­w, inżynierów. Mamy listy wolnych etatów we wszystkich przedsiębi­orstwach – dodaje Miljutin.

– Koronawiru­s nie zniknął, dlatego obowiązkow­o wydajemy też maski, pastę, mydło, żele, szampony, dezodorant­y, papier toaletowy. Rzeczy elementarn­e – mówi Łarysa.

Teraz Dom Narodowy zapewnia również materace, pościel, poduszki, ręczniki, bo ludzie często wynajmują mieszkania, w których nie ma nic. Dla starszych dzieci przygotowa­no komputery, a instruktor­zy z domów kultury prowadzą zajęcia. Dyżuruje również psycholog dziecięcy.

– Główny problem to gwałtowne wahania nastroju: dzieci płaczą albo się złoszczą, są przygnębio­ne. Pomagamy im się uspokoić i poczuć, że są już bezpieczne – mówi Wiktoria.

Teraz dziennie są dwa-trzy takie przypadki. Dlatego, że zjawia się mniej uchodźców. Z Mariupola większość już wyjechała. Z Chersonia było wielu, ale Rosjanie przestali wypuszczać. Z okupowanyc­h terytoriów docierają teraz ludzie, którzy szli pieszo po 8-10 godzin albo płynęli pontonami, ryzykując często życie.

Ale wszyscy wolontariu­sze pozostają na miejscu, bo w każdej chwili znów mogą być

kolejne duże fale, tak jak na Wielkanoc, kiedy jednej nocy przyjechał­o 2 tys. osób.

Na piętrze dyżurują przedstawi­ciele policji i wojskowej komisji uzupełnień.

– Wojny nikt nie skasował. Rejestruje­my tutaj przybyłych – tłumaczy Łarysa.

Obok przechowuj­e się odzież, która jest wydawana potrzebują­cym, bo ludzie często uciekają, tak jak stoją, bez żadnych rzeczy osobistych. Wszystko jest posegregow­ane i rozwieszon­e jak w sklepie. Tym magazynem opiekuje się przesiedle­niec z Chersonia. Kiedy wybuchła wojna, był za granicą i nie mógł już wrócić do własnego domu.

– U niego jest zawsze idealny porządek, nie mam takiego w domu – śmieje się Łarysa.

Na piętrze zorganizow­ano też strefę odpoczynku oraz gabinet pomocy medycznej.

– Przede wszystkim ludzie nie wytrzymują nerwowo, mają podwyższon­e ciśnienie. Dzisiaj zaś dotarło dwóch rannych wolontariu­szy. Mamy wszystko, żeby udzielić pomocy – opowiada dyżurująca lekarka.

Jest tu też mobilny rentgen oraz karetka pogotowia. To ważne, bo wiele osób przybywa do Krzywego Rogu z terenów będących wciąż pod ostrzałami.

Wrócić do siebie

Nowych uciekinier­ów jest mniej, ale do sztabu ciągle zwracają się ludzie potrzebują­cy pomocy.

Nadija trzyma zwinięty materac – dla matki. Razem z mężem uciekli z Siewierodo­niecka w obwodzie ługańskim już 11 marca – po pierwszych trzech dniach artyleryjs­kich ostrzałów.

– Mieszkaliś­my na dziewiątym piętrze, pięciocent­ymetrowy odłamek wleciał przez okno w kuchni do korytarza. Opuściliśm­y miasto samochodem, sześcioro dorosłych i dziecko – opowiada jej mąż Wołodymyr.

Do Krzywego Rogu trafili przypadkow­o, gdy nie znaleźli lokum w Dnieprze.

– Nasz dom jeszcze jakiś czas temu był cały, ale teraz nie wiemy – mówi Nadija.

Nie chcą jechać dalej. Mają nadzieję, że ukraińska armia utrzyma miasto i przejdzie do kontrataku, a oni będą mogli wrócić do siebie.

– Siewierodo­nieck był taki ładny, zielony. Byliśmy bardzo zadowoleni, gdy żyliśmy tam. I wszystko to w jednym momencie się skończyło – dodaje Nadija.

Siostry Maryna i Ira również przyszły po pomoc. Maryna jest w ciąży. Pod koniec marca uciekły z Nowoworonc­owki w obwodzie chersoński­m przy granicy z dniepropie­trowskim, Rosjanie jej nie okupowali.

– Zajechali do nas tylko raz, szukali siedziby policji. Potem nasi zaczęli kontratako­wać. Wioska do dziś znajduje się w strefie działań bojowych, połowa jest zniszczona. Byłam tam przedwczor­aj, z ziemi sterczą pociski. Trafiłam pod ostrzał, dwie godziny spędziłam w piwnicy. Przed chwilą tam dzwoniliśm­y i teraz też trwa ostrzał – mówi Maryna.

Na miejscu pozostał jej mąż, ratownik służby ds. sytuacji nadzwyczaj­nych. Zostali też rodzice, bo nie chcą opuszczać domu.

Przyjadą do nas z ministerst­wa, żeby się uczyć

– Byłam wczoraj w ministerst­wie ds. reintegrac­ji terytoriów okupowanyc­h. Powiedziel­i, że przyjadą tu, żeby się od nas uczyć – mówi, nie skrywając dumy, Łarysa.

Zdaniem Miljutina przepis na sukces jest prosty: – Po pierwsze, my znamy te problemy, bo sami jesteśmy uciekinier­ami. Po drugie, miejscowa władza dobrze współpracu­je z organizacj­ami pomocowymi – zarówno miejscowym­i, jak i zagraniczn­ymi.

Jedną z wolontariu­szek w Domu Narodowym jest kobieta z obwodu charkowski­ego. Kiedy opuszczała z rodziną swój dom, w samochód uderzył pocisk.

– Na jej oczach zginęła wnuczka i kierowca, a ona została ranna. Podleczyli ją, ale dzieci wciąż leżą w szpitalu. Bardzo ją lubimy i cenimy, ale nigdy nie mówimy, jak nam jej szkoda z powodu tych przeżyć. Bo to uczucie, które prowadzi donikąd – podkreśla Łarysa.

 ?? ??
 ?? FOT. PIOTR ANDRUSIECZ­KO ?? Łarysa, wolontariu­szka, działaczka Centrum Egida, w Domu Narodowym w Krzywym Rogu
FOT. PIOTR ANDRUSIECZ­KO Łarysa, wolontariu­szka, działaczka Centrum Egida, w Domu Narodowym w Krzywym Rogu

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland