Na oczach milionów Rosjan kpi z rosyjskiej armii
W Rosji za samo użycie słowa „wojna” sadzają do łagru, ale Igor Striełkow, kiedyś dowódca donieckich separatystów, przed milionami internautów bezkarnie kpi z Putina i jego generałów. Jemu wolno, bo wyraża opinie jastrzębi ze służb.
Wojska rosyjskie w zdobytym bez większego wysiłku i okupowanym od początku marca Chersoniu coraz bardziej grzęzną w potrzasku przygotowanym przez Ukraińców. Siedzą w mieście położonym na prawym brzegu szerokiego w tym miejscu Dniepru, a Ukraińcy, wykorzystując precyzyjnie działającą dalekosiężną artylerię lufową i rakietową, atakują przeprawy i odcinają ten przyczółek od dostaw z lewego brzegu.
Po nocnej salwie wyrzutni rakietowych HIMARS kolaboracyjne władze miasta przyznały, że musiały zamknąć dla ruchu długi na 1,4 km, szeroki na 25 m most Antonowski, główną trasę zaopatrzenia jednostek rosyjskich. Znajdujący się w pobliżu most kolejowy, a także droga prowadząca po tamie w Nowej Kachowce też są pod ostrzałem.
Armia rosyjska wysyła w ten rejon mosty pontonowe, ale jak uważa np. Igor Striełkow – kiedyś dowódca donieckich separatystów – na tak szerokiej rzece ustawić je będzie trudno, a nawet jeśli się uda, to będą stanowić „łatwe cele” w zasięgu HIMARS-ów.
Tymczasem Ukraińcy, zamiast – czego spodziewali się Rosjanie – przystąpić do szturmu Chersonia, zapewne będą nękać pozbawionego amunicji przeciwnika swoim ogniem, zmuszając go do kapitulacji – a ta oznaczałaby wielką klęskę wojsk Putina.
Kto jeszcze wierzy w przekaz o miażdżonej Ukrainie
Kreml nadal narzuca jednak poddanym prawdę kanoniczną o „specjalnej operacji wojskowej” w Ukrainie. Kanon formułują komunikaty sztabu generalnego wygłaszane drewnianym głosem generała lejtnanta (drugą generalską gwiazdkę otrzymał już po 24 lutego) Igora Konaszenkowa.
To ten sam oficer, który skompromitował się jeszcze w 2014 r., kiedy tym samym tonem zapewniał, że – jak wykazały „obiektywne środki kontroli” – malezyjski boeing 777 (298 ofiar śmiertelnych) został zestrzelony nad Donbasem przez ukraiński Su-25, którego „wyraźnie widziały” rosyjskie radary. Potem, kiedy stało się jasne, że do tragedii doprowadził atak rosyjskiej rakiety Buk, ten sam generał meldował, że „obiektywne środki kontroli” nie zarejestrowały w pobliżu malezyjskiego samolotu pasażerskiego „żadnych obiektów latających”.
Teraz Konaszenkow dzień w dzień, nie mrugnąwszy okiem przed kamerami, wylicza, ile armia Rosji zniszczyła ukraińskich czołgów, wyrzutni, haubic, ilu żołnierzy Kijowa dobrowolnie poszło do niewoli, jak wielką pomoc humanitarną wojska moskiewskie niosą znękanym „okupacją neonazistowską” mieszkańcom „wyzwolonych” terenów itd.
Z tego, co już nawyliczał, wynika, że armia Ukrainy od dawna nie istnieje, bo straciła więcej ludzi i sprzętu, niż ich miała.
Mediom Kreml przykazał jednak wiernie się trzymać kanonicznej prawdy głoszonej przez generała Konaszenkowa. Tym, które od nakazu odstąpią, nadaje się status „agenta zagranicy”, odłącza się internet, a ich redaktorzy idą siedzieć.
Np. Aleksiej Gorinow, radny krasnosielskiej dzielnicy Moskwy, dostał siedem lat łagru tylko za to, że publicznie przypomniał, że toczy się wojna, na której giną dzieci.
A Striełkow codziennie szydzi z rosyjskich generałów
A tymczasem Igor Striełkow (prawdziwe nazwisko Girkin) – chociaż grozi mu za to zgodnie z rosyjskim prawem wojny nie mniej niż 15 lat łagru o zaostrzonym reżimie – codziennie krytykuje Putina, ministra obrony Siergieja Szojgu, Konaszenkowa i innych generałów, zarzucając im kłamstwa, nieporadność, wskazując, że pod takimi wodzami Rosji grozi katastrofa wojenna.
Nikt tak skutecznie nie sypie teraz piasku w tryby machiny propagandowej Kremla jak właśnie Striełkow, były pułkownik FSB, którego kanały w mediach społecznościowych i na YouTubie obserwują miliony internautów. Bo dla wielu Rosjan jest kompetentnym ekspertem.
Dał się poznać już dawno, najpierw jako rekonstruktor wcielający się w różnych inscenizacjach historycznych w carskiego oficera. Jest też weteranem – żadna wojenna awantura ostatnich lat nie obyła się bez jego udziału. Walczył w Naddniestrzu, w Bośni, w Czeczenii. Brał udział w zbrojnej aneksji
Krymu w 2014 r., skąd z grupą takich jak on wichrzycieli zaniósł wojnę na Donbas. Jak sam przyznał, to on „nacisnął spust wojny” na wschodzie Ukrainy, bo bez niego „nic by tam nie było, skończyłoby się na kilku trupach”.
Potem przez jakiś czas Striełkow zyskiwał jeszcze większy rozgłos jako dowódca sił zbrojnych samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej.
Z taką przeszłością jest autorytetem dla wielu Rosjan. Według badań co trzeci z rodaków, którzy kojarzą jego nazwisko, podchodzi do niego, jak określają socjologowie, „z entuzjazmem” lub co najmniej głęboką sympatią.
Do tego jeszcze – jako osoba wielce popularna wśród oficerów frontowych – ma dobre kontakty i informacje z pierwszej ręki.
I kiedy np. mówi czy pisze, że Konaszenkow łże w żywe oczy, opowiadając o przewagach techniki rosyjskiej nad tym, co Ukraina dostaje od Zachodu, powołuje się na „kolegów, którzy tkwią pod ogniem” HIMARS-ów i nawet kolekcjonują odłamki NATO-wskich pocisków.
Kiedy przed milionami odbiorców mówi, że wojska są przetrzebione, dramatycznie brakuje im ludzi, rzuca wyzwanie władzom. I ostrzega, że jeśli próbowałyby pociągnąć go do odpowiedzialności za rzekome „fejki o wojnie”, to on ogłosi „numery batalionów i kompanii”, które po stratach na froncie nie mają już zdolności bojowej. Wi
Jak tłumaczy rodakom Striełkow, Ukraińcy dzięki dostawom od sojuszników zyskali „przewagę technologiczną”, a wkrótce otrzymają też broń przeciwrakietową – i wtedy Rosjanie stracą swój ostatni atut, czyli możliwość ostrzeliwania przeciwnika z dystansu starymi rakietami z arsenałów jeszcze radzieckich
Nikt tak skutecznie nie sypie piasku w tryby machiny propagandowej Kremla jak Igor Striełkow, były pułkownik FSB, którego kanały w mediach społecznościowych i na YouTubie obserwują miliony internautów. Dla wielu Rosjan jest kompetentnym ekspertem
dzowie i czytelnicy mu wierzą, bo on wie to wszystko od rozgoryczonych dowódców tych przetrzebionych jednostek.
Dlaczego Striełkowowi wolno więcej?
Czy to rozgrywka służb z armią?
Striełkow nie ogranicza się do opowiadania, jak to na wojence Putina nieładnie, ale ostrzega, że będzie jeszcze gorzej. Według niego nie można liczyć na to, że zgodnie z prognozami „człowieka niekompetentnego, nieograniczenie chciwego i dbającego tylko o efekty propagandowe”, jak nazywa ministra Szojgu, front ze strony ukraińskiej się lada moment załamie. Bo załamać to się może armia rosyjska.
Jak tłumaczy rodakom Striełkow, Ukraińcy dzięki dostawom od sojuszników zyskali „przewagę technologiczną”, a wkrótce otrzymają też broń przeciwrakietową – i wtedy Rosjanie stracą swój ostatni atut, czyli możliwość ostrzeliwania przeciwnika z dystansu starymi rakietami z arsenałów jeszcze radzieckich.
Wizja „prawidłowo prowadzonej” wojny podsuwana przez Striełkowa jest w oczach szczególnie młodych ludzi jeszcze bardziej demobilizująca niż jego ocena sytuacji na froncie. Bo on chce „więcej wojny”. Według niego przed klęską Rosję może uratować tylko bezwzględna mobilizacja, wcielenie do armii i posłanie na front nie mniej niż miliona ludzi – dopiero taka masa będzie w stanie zamykać w kotłach i likwidować duże jednostki przeciwnika.
Na dekowników pułkownik ma jeden sposób – 15 lat łagru za odmowę służenia w wojsku albo wcielenie do batalionów sapersko-szturmowych, „gdzie nie ma szansy na przeżycie”.
Sam Girkin ma jednak wątpliwości co do tego, czy bezradni i skorumpowani generałowie są w stanie przeprowadzić taką brankę. Nawet w czasie zakończonego 30 czerwca trzymiesięcznego poboru wiosennego nie udało im się wcielić do armii tylu rekrutów, ilu zaplanowali. Jak potwierdzają wyniki sondaży, zdecydowana większość Rosjan w wieku 18-24 lata pragnie, by wojna skończyła się jak najszybciej, i nie wyraża chęci uczestniczenia w niej.
Dlaczego Striełkowowi wolno bezkarnie i bez owijania w bawełnę straszyć rodaków prawdą o wojnie? Wyjaśnić to trudno. Jest on byłym oficerem FSB. Ale „czekista”, jak podkreśla Putin, „nigdy nie jest były”. Może więc ludzie służb, którzy tradycyjnie nie kochają generałów sił zbrojnych, wykorzystują go do podgryzania dowódców armii. A może dzięki niemu przygotowują naród do powszechnego powołania pod broń.
Na razie z tego, co pisze i opowiada Striełkow, sprytnie korzystają Ukraińcy. Choć uważają go za zbrodniarza wojennego (za udział w zestrzeleniu malezyjskiego boeinga 777 i rozpętanie wojny na Donbasie), skrupulatnie i gdzie tylko mogą, kolportują każdą jego krytyczną wobec Kremla i armii Rosji wypowiedź.