Gazeta Wyborcza

Żniwa i klątwa ukraińskie­go zboża

Zalewa nas ukraińskie zboże, które powoduje, że ceny pszenicy idą w dół. Ale i tak chleb jesienią może być po 10 zł. Na bałaganie zarabiają pośrednicy

- Krystyna Naszkowska

– Jak tam zboża? Dobre ceny? – pytam rolników na targu w Płońsku.

– Dobre?! To katastrofa! – odpowiadaj­ą zgodnie bez chwili zastanowie­nia. – Ceny skupu lecą na łeb na szyję. Jeszcze niedawno pszenica szła po 1200 zł za tonę, teraz już poniżej 900 zł skupują. A powinna być po 1800-2000, by się opłacało przy tych kosztach nawozów, środków ochrony i paliwa. Jak to się nie poprawi, to będzie bunt na wsi!

Winne zboże z Ukrainy

Zdaniem rolników wszystko przez ukraińskie zboże, a raczej brak kontroli nad jego importem. Kiedy pod koniec czerwca tego roku Unia nadała Ukrainie status kandydata i zniosła cła na zboże, do Polski zaczęły jechać transporty kolejowe ziarna ze wschodu. Ale pretensje rolnicy mają nie do Ukraińców, tylko do polskiego rządu, który według nich nad niczym nie panuje.

– Ta cała pomoc bez głowy jest robiona, wszystko poszło na żywioł, niektórzy handlowcy robią teraz interesy życia. Oni zarabiają, ale cały ciężar tej wojny spada na polskiego rolnika – mówi Paweł Dąbrowski spod Siedlec.

Zboże z Ukrainy miało się rozjechać po całej Europie. Na razie jednak zostaje w Polsce – i tu psuje krew.

– Nikt tego nie kontroluje, importerzy nie płacą żadnej kaucji, więc mogą z tym ziarnem robić, co chcą. A ponieważ to z Ukrainy jest dużo tańsze, to sprzedają na miejscu. Po co się mają chrzanić z dowozem do portu i eksportem? Hulaj dusza, piekła nie ma. Zarabiają mieszalnie pasz i handlowcy, a rolnicy zostaną z ręką w nocniku – uważa Zbigniew Kaszuba, rolnik z Zachodniop­omorskiego, duży producent pszenicy.

– Ja ukraińską pszenicę mogę brać w ciemno, bo jest dobrej jakości, lepsza niż polska, nie jest suszona na siłę. Mogę kupić, złożyć do magazynu i pojechać sobie na wakacje bez obawy, że zawilgotni­eje albo coś innego jej się stanie. A sprzedam, kiedy cena pójdzie w górę. A pójdzie, bo już wiadomo, że w tym roku Ukraina zbierze o 40 proc. mniej niż zwykle, pszenica na wiosnę będzie droga – zwierza mi się jeden z handlowców.

Skutek jest taki, że gwałtownie drożeją powierzchn­ie magazynowe. Już zdrożały z 5 zł za metr miesięczni­e do 10-14 zł. Co gorsza, coraz trudniej w ogóle znaleźć wolne magazyny do wynajęcia. A jeśli rolnicy nie będą mieli gdzie składać ziarna z tegoroczny­ch zbiorów, to będą musieli sprzedawać w żniwa, kiedy są najniższe ceny.

Brak infrastruk­tury

To miał być tylko tranzyt – ziarno (na początek głównie kukurydza) miało wagonami dojechać do naszych portów i tam być przeładowa­ne na statki do reeksportu. Resort rolnictwa mówił nawet, że będziemy wysyłać do 1,5 mln ton miesięczni­e. Tyle teoria.

W praktyce wszystko się posypało. Przede wszystkim okazało się, że nie mamy odpowiedni­ej infrastruk­tury, by nawet połowę tych ilości płynnie przez Polskę przepuszcz­ać.

Na razie wjechało ok. 700 tys. ton – i już się tym zbożem zapchaliśm­y. Ale kłopoty dopiero nadejdą, kiedy nasi rolnicy zaczną sprzedawać ziarno z tegoroczny­ch żniw.

– Rząd kompletnie nie przygotowa­ł się do tej operacji. Wiadomo było przecież, że mamy w Polsce inny rozstaw torów niż w Ukrainie, więc ziarno z wagonów ukraińskic­h na granicy trzeba wysypać i przeładowa­ć do naszych wagonów. Nie przygotowa­no dodatkowyc­h powierzchn­i magazynowy­ch, nie przygotowa­no bocznic. Transport kolejowy nie został udrożniony, wagony ze zbożem po drodze do portów spychane są na postoje. W efekcie zboże z granicy do portu w Gdyni jedzie od 7 do 11 dni! – mówi Monika Piątkowska szefowa Izby Zbożowo-Paszowej. – Nie zdołaliśmy zapewnić sobie ani pomocy unijnej do tej operacji, ani amerykańsk­iej, poza deklaracje nic nie wyszło.

Ale to nie jest jedyny problem. Nasze porty są w stanie miesięczni­e przepuścić 600, góra 700 tys. ton ziarna. A sami rocznie eksportuje­my 4 mln ton własnego ziarna, nie wiadomo, jak rząd sobie wyobrażał, że jeszcze upcha ziarno z Ukrainy.

Owszem, resort rolnictwa właśnie obwieścił, że przygotowu­je nowy terminal w Gdańsku zdolny do przeładunk­u 500 tys. ton miesięczni­e, z powierzchn­ią magazynowa­ną na 100 tys. ton. Ma się tym zająć Krajowa Grupa Spożywcza (tak się teraz nazywa holding spożywczy, który PiS powołał) złożona z kilkunastu spółek skarbu państwa. KGS wydzierżaw­iła już podobno nabrzeże portowe. Ale analitycy wątpią, czy spełni on swoją funkcję, gdyż budowa terminalu musi potrwać, a poza tym ich zdaniem nie ma w ogóle mowy o takich ilościach przeładunk­u.

– To są dane z sufitu, ktoś usłyszał, ile nam potrzeba, by ruch był płynny, i powiedział: „OK, to taki terminal zbudujemy”, nie patrząc na realne możliwości. Jak będzie 30 proc. tego, to będzie dobrze – mówi nam jeden z ekspertów.

Na razie zboże wjeżdża do Polski, spora jego część zostaje w kraju i jak mówią rolnicy, „psuje rynek”. Ile zostaje, nikt nie wie, ale nieoficjal­nie analitycy szacują, że nawet 60 proc. kukurydzy, która przekroczy­ła granicę, i ok 30 proc. pszenicy zostaje w kraju.

Żniwa udane, ale bez rewelacji

Żniwa w kraju dopiero się zaczynają. Na razie ruszyły zbiory jęczmienia ozimego, zaczynają się żniwa rzepakowe, ale te najważniej­sze, czyli zbiory pszenicy, jeszcze przed nami.

Wedle GUS tegoroczne zbiory powinny być zbliżone do zeszłorocz­nych, czyli średniodob­re – nie będzie rewelacji, ale nie będzie też klęski. Najgorzej sytuacja

Stawki za wynajem magazynów na zboża poszły w górę, a i tak trudno coś wynająć. Jeśli rolnicy nie będą mieli, gdzie składać ziarna z tegoroczny­ch zbiorów, to będą musieli sprzedawać w żniwa, kiedy są najniższe ceny

wygląda w Lubuskiem i na północy Wielkopols­ki, bo tam mocno zaszkodził­a susza. Słabo wygląda tam zwłaszcza rzepak, gdyż w połowie maja była susza, a nocami przymrozki – spore już rośliny mocno z tego powodu ucierpiały. Źle wygląda też kukurydza: „Strzela w wiechy, ale ziarna nie widać”. Ale rolnicy w tym roku obsiali kukurydzą o 100 tys. ha więcej niż rok temu, więc za wcześnie na ocenę całkowityc­h zbiorów.

Zbierzemy pewnie ok. 26 mln ton zbóż, z kukurydzą 33-34 mln ton, z czego ok. 4 mln będziemy chcieli wyeksporto­wać.

Leszek Dereziński, szef spółki pracownicz­ej gospodaruj­ącej na kilku tysiącach hektarów w woj. kujawsko-pomorskim, jest pełen obaw. – Kiedy słucham radia czy tego, co mówią w TVP, to wydaje się, że wszystko jest super. Chciałbym władzy wierzyć, ale u nas, na wsi, mówią, że firmy skupowe nie będą brały od nas pszenicy, bo mają tańszą z Ukrainy. Mamy też dużo rzepaku, ale cena co dzień jest niższa, już spadła poniżej 3 tys. za tonę, a to nie pokryje nawet kosztów produkcji. Przy cenach gazu nie będzie się opłacało dosuszać kukurydzy. Czarno widzę tę jesień.

Chleb jednak po 10 zł

Krzysztof Gwiazda, prezes Polskiego Związku Pracodawcó­w Przemysłu Zbożowo-Młynarskie­go, przypomina, że ceny zboża, mąki i chleba w Polsce zależą od tego, czy ruszy morski eksport ukraińskie­j pszenicy (w poniedział­ek wypłynął z Odessy pierwszy statek do Turcji).

– Ceny u nas kształtują się na podstawie cen ziarna na światowych giełdach. W dniu, w którym podpisano porozumien­ie o uruchomien­iu ukraińskic­h portów, cena pszenicy na paryskiej giełdzie spadła o 25 euro na tonie, do poziomu 1325 euro. A kiedy Rosjanie zbombardow­ali zaraz potem port w Odessie, to cena znowu zaczęła rosnąć o parę euro dziennie. Sam transport kolejowy to za mało, nie zdołamy tą drogą szybko wyeksporto­wać ziarna z Ukrainy. Jeśli ruszy eksport morski, to ceny pszenicy ustabilizu­ją się na dłuższy czas na obecnym poziomie, z lekką tendencją wzrostową – tłumaczy Gwiazda.

I dodaje, że tak wysokich cen w czasie żniw nigdy jeszcze nie było. Tyle że rolnicy liczą koszty produkcji i wiedzą, że w tym roku wydali cztery razy więcej na nawozy i dwa razy więcej na środki ochrony roślin, nie mówiąc o wzroście cen paliwa potrzebneg­o do prac polowych. Nawet koszty transportu zboża się podwoiły – rok temu za dowóz tony pszenicy z Podkarpaci­a do portu trzeba było zapłacić 120 zł, teraz między 220 a 300 zł.

Rolników próbuje natchnąć optymizmem minister rolnictwa Henryk Kowalczyk, który zaproponow­ał, by trzymali zboże u siebie, a Krajowa Grupa Spożywcza zapłaci im teraz ok. 30 proc. ceny ziarna, a resztę, dopiero kiedy zechcą zboże sprzedać. Tyle że nie wiadomo nawet, od jakiej sumy te 30 proc. ma być płacone.

W wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” z 27 lipca minister przyznał, że nie ma żadnej gwarancji, że sprowadzon­e z Ukrainy zboże zostanie reeksporto­wane, ale zrzucił na Unię winę za brak kaucji dla handlowców, mówiąc, że „takie są reguły Unii Europejski­ej”. I zapewnił, że mówienie o 10 zł za chleb „jest grubą przesadą, bo mogą być ruchy cenowe rzędu 20-30 proc.”.

Nawet jeśli ceny pszenicy, a tym samym mąki, nie pójdą w górę w tym roku, to zdaniem Moniki Piątkowski­ej chleb i tak zdrożeje. Bowiem w kosztach produkcji chleba ceny mąki stanowią obecnie tylko 17 proc. Zaś cała reszta, czyli koszty gazu, energii, transportu i pracownicz­e, pójdzie w górę na pewno. To oznacza, że 10 zł na bochenek jest bardzo realne.

 ?? ??
 ?? FOT. ARKADIUSZ STANKIEWIC­Z / AGENCJA WYBORCZA.PL ?? Tegoroczne zbiory powinny być zbliżone do zeszłorocz­nych, czyli średniodob­re. Najgorzej sytuacja wygląda w Lubuskiem i na północy Wielkopols­ki, bo tam mocno zaszkodził­a susza
FOT. ARKADIUSZ STANKIEWIC­Z / AGENCJA WYBORCZA.PL Tegoroczne zbiory powinny być zbliżone do zeszłorocz­nych, czyli średniodob­re. Najgorzej sytuacja wygląda w Lubuskiem i na północy Wielkopols­ki, bo tam mocno zaszkodził­a susza

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland