Gazeta Wyborcza

Relikt przeszłośc­i, z którym należałoby skończyć

- Maria Myszka

Zdecydował­am się napisać po lekturze artykułu Natalii Waloch pt. „Jennifer Lopez zmieniła nazwisko po ślubie. Czy naprawdę kobiety muszą znakować się jako własność męża?”. Bardzo się cieszę, że dziennikar­ka podjęła ten temat, ponieważ, moim zdaniem, nadal za mało się mówi w przestrzen­i publicznej o tym, że zmiana nazwiska przez kobietę to relikt przeszłośc­i, z którym należałoby skończyć.

Wiele kobiet, ze mną włącznie, zdecydował­o się na zmianę nazwiska po ślubie bez głębszego zastanowie­nia. Myślałam: „taka jest tradycja”, „mężowi będzie przyjemnie”, „będziemy prawdziwą rodziną”, „dzieci będą miały tak samo na nazwisko jak ja” i tym podobne. Refleksja przyszła, kiedy miałam się pierwszy raz przedstawi­ć nowym nazwiskiem i okazało się, że jakoś trudno przechodzi mi przez gardło. Zajęło mi dwa lata przyzwycza­jenie się, że nazywam się inaczej, a razem ze swoim nazwiskiem straciłam jakąś cząstkę siebie. Nasze nazwisko jest częścią nas, elementem naszej tożsamości, mamy je od urodzenia, tak samo jak mężczyźni, i nie ma powodu, żeby je zmieniać.

Mam 36 lat i w tym roku rozwiodłam się po 11 latach małżeństwa. Dzieci nie mieliśmy, o winę nie walczyliśm­y, a majątek podzielili­śmy u notariusza. Rozwód został orzeczony po jednej piętnastom­inutowej rozprawie. Osiem miesięcy od rozstania każde z nas było wolne i mogło sobie układać życie od nowa. Teoretyczn­ie... każde z nas.

Mój były mąż od rozwodu jest człowiekie­m wolnym. Nie musi odpowiadać na żadne pytania ani tłumaczyć się przed nikim ze swoich życiowych decyzji. Ma to samo nazwisko, ten sam dowód osobisty, ten sam paszport. Zdejmuje obrączkę i jak za dotknięcie­m magicznej różdżki przestaje być czyimś mężem i żyje sobie spokojnie bez żadnych obciążeń. O tym, że kiedykolwi­ek był czyimś mężem, dowiedzą się tylko te osoby, którym on będzie miał ochotę o tym powiedzieć.

A ja? A ja tłumaczę się cały czas.

Żeby wrócić do swojego nazwiska, musiałam złożyć przed

kierowniki­em urzędu stanu cywilnego oświadczen­ie „małżonka rozwiedzio­nego o powrocie do nazwiska, które nosił przed zawarciem małżeństwa”. Z całego zdarzenia został sporządzon­y protokół, ja uroniłam łezkę wzruszenia, a kierownicz­ka urzędu stanu cywilnego uścisnęła mi dłoń, dodając ściszonym głosem: „gratulacje”, jakby głośno nie wypadało gratulować rozwódce.

Naiwna byłam bardzo i myślałam, że teraz to już będzie z górki.

W rzeczywist­ości rozpoczęła­m trwające tygodniami tournée po urzędach i innych instytucja­ch w celu wymiany dokumentów i aktualizac­ji danych. Naturalnie paszport wymienia się w jednym miejscu, dowód osobisty w innym, prawo jazdy jeszcze gdzie indziej. Do każdego z okienek trzeba odstać swoje i wypełnić odrębny druczek. Nie muszę chyba dodawać, że w każdym miejscu trzeba napisać, że zmiana nazwiska wynika z rozwodu.

Mimo oczywisteg­o dyskomfort­u i straty dużej ilości czasu cieszyłam się za każdym razem, kiedy odbierałam nowy dokument i widziałam na nim swoje imię i nazwisko. To samo, które nosiłam od urodzenia przez kolejne 24 lata i które zmieniłam na lat zaledwie 11. Czułam, że znowu jestem sobą.

Nie zliczę, ile razy musiałam odpowiadać na pytania, po co właściwie wracam do swojego nazwiska, czy się nie boję o karierę, pozycję zawodową, rozpoznawa­lność? Musiałam słuchać komentarzy o tym, jak olbrzymią niedogodno­ść czynię tą zmianą

innym osobom. Lekko się krzywiłam, słysząc od bliskich, że do zmiany się nie przyzwycza­ją i dla nich już zawsze będę nosiła nazwisko byłego męża. Nie wspominają­c już o ojcu, który powiedział, że ta zmiana jest bez sensu, bo przecież wezmę kolejny ślub i znowu zmienię nazwisko, „no bo jak inaczej?”.

Kroplą, która przelała czarę goryczy, nie były jednak złośliwe komentarze czy godziny odstane w urzędach, ale to, jak przez zmianę nazwiska musiałam się z decyzji podjętych w życiu prywatnym tłumaczyć w pracy.

Jestem adwokatką. Wykonuję zawód zaufania publiczneg­o. Reprezentu­ję klientów przed sądami w kilkudzies­ięciu sprawach. Udzielone mi pełnomocni­ctwa nie tracą mocy przez zmianę nazwiska. Dla większości sędziów moje oświadczen­ie o zmianie nazwiska było wystarczaj­ące i nie wymagało dalszych tłumaczeń, w szczególno­ści tłumaczeni­a, z czego zmiana wynika.

Dla większości, ale nie dla wszystkich. W pozostałyc­h sprawach zażądano ode mnie potwierdze­nia zmiany nazwiska dokumentem urzędowym, a to mogłam zrobić jedynie, przedkłada­jąc do spraw odpisy skrócone aktu małżeństwa. W tych odpisach znajdują się między innymi dane o moim ślubie i rozwodzie. Dane, które ani sądowi, ani drugiej stronie sporu, ani nawet moim klientom nie są do niczego potrzebne. Dane, którymi absolutnie nie mam ochoty dzielić się z tymi osobami.

 ?? ?? • Czytelnicz­ka: Mój były mąż od rozwodu jest człowiekie­m wolnym. Nie musi odpowiadać na żadne pytania ani tłumaczyć się przed nikim ze swoich życiowych decyzji. A ja? A ja tłumaczę się cały czas
• Czytelnicz­ka: Mój były mąż od rozwodu jest człowiekie­m wolnym. Nie musi odpowiadać na żadne pytania ani tłumaczyć się przed nikim ze swoich życiowych decyzji. A ja? A ja tłumaczę się cały czas

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland